Bykiem jest się całe życie – wywiad z Marcinem Więckowskim (Chicago Bulls Polska)

Marta Kiszko Inne Strona Główna Wywiady 9

Dla Chicago Bulls ten offseason to niezły rollercoaster. Dyskusyjna wymiana z Minnesotą i pożegnanie gwiazdy, twarzy organizacji, Jimmy’ego Butlera. Dodanie do składu obiecującego Fina wybranego w drafcie. Fanowskie kampanie manifestujące niezadowolenie z wizji przyszłości klubu (albo jej braku) duetu GarPax. W Chicago panuje chaos, którego upatrywać można w szatni, na ławce trenerskiej i na wyższych stołkach. A może tak naprawdę jest w tym szaleństwie jakaś metoda? Może za chwilę okaże się, że jesteśmy świadkami „The Process #2”? Nie widzę innej możliwości jak porozmawiać o tych i innych kwestiach z największym die-hardem Chicago Bulls, jakiego znam. Człowiekiem, który odpowiedzialny jest za dostarczanie Wam najświeższych niusów z obozu Byków za pośrednictwem strony Chicago Bulls Polska. Pierwszy gość NBA Labs, Marcin Więckowski, jest organizatorem zlotów fanów NBA w Warszawie, prowadzi bloga dotyczącego swojej ulubionej drużyny, propaguje miłość do koszykówki na każdym kroku. Zapraszam do przeczytania wywiadu, w którym poruszymy wątek organizacji z Chicago, porozmawiamy nieco ogólniej o lidze NBA i jej kondycji, a także o jego inicjatywach łączących ludzi z tą samą pasją.

—————————————————————————————————————————————–

Cześć Marcin! Czy przebolałeś już stratę Jimmy’ego Butlera?

Cześć! Tak, niestety tak. Z każdą wymianą, z każdym odejściem czołowego gracza drużyny, i nie mówię tu tylko o Chicago, w głowie pojawia się za dużo myśli. Jeśli kibicujesz danemu zespołowi, to z miejsca gracz X czy Y w Twoich oczach jest te parę procent bardziej wartościowy niż w rzeczywistości. Tak samo jest z Jimmy’m. Po odejściu Thibsa, Byki traciły kolejne elementy: po pierwsze – talentu, po drugie – tożsamości, po trzecie – osobowości. Butler był miesiąc wstecz nie tylko ostatnim komandosem ery Toma Thibodeau, ale i ostatnim charakterem z ambicjami na miarę talentu i na odwrót. Taki jest sport, taki jest biznes.

A czy zgadzasz się z tym, że wymiana na linii Chicago – Minnesota jest słusznie porównywana do tej, w której DeMarcus Cousins musiał spakować walizki i wylądował u boku Anthony’ego Davisa? Sacramento otrzymało zaś, brzydko mówiąc, „ochłapy”, a przynajmniej tak przedstawiali to dziennikarze piszący o NBA. Widzimy jak teraz sytuacja wygląda w Kings. Budują zespół poprzez młodzież, do której dołożono weteranów: Hilla, Randolpha i Cartera – widzę w tym sens! Czy możemy mówić już na tym etapie, że Chicago ma szansę na podobny scenariusz?

Nigdy nie ma tak, że za gracza formatu TOP15 dostaniesz odpowiedni pakiet. Zawsze będzie niezadowolona strona. Bulls chcieli już rok temu Krisa Dunna. Dostali też LaVine’a, który przynajmniej w moich oczach na „proces” odbudowy ma być magnesem na zapełnienie trybun. W końcu dostali combo Nowitzkiego z Kristapsem, który równie dobrze może być nieco wyższym Miroticiem. Jeśli chodzi o samą przebudowę, to umówmy się… swój pomysł na proces miała Philly, mają Kings, mają od lat Phoenix, którym brakuje trochę szczęścia. W Chicago nie ma koncepcji i strategii. Jestem w stanie założyć się, że w biurze duetu GarPax nie ma żadnego szablonu, co należy zrobić w trakcie trade deadline 2018, offseason 2019, itd. To partyzancka próba klejenia czegoś, co miało sens 2-3 lata temu.

Wyprzedziłeś mnie. Miałam już pytać, czy jest choć cień szansy na The Process, ale w Windy City. Tak czy inaczej, wymiana z Minnesotą doprowadziła do tego, że na pozycjach backcourtowych mamy niezły tłok. Kto przejmie pałeczkę po generale Rondo w roli rozgrywającego? Chodzą słuchy, że nawet Zach LaVine może być potencjalną jedynką, a przecież w kolejce stoją: Kris Dunn, Jerian Grant i Cameron Payne.

Moim zdaniem hierarchia na pozycji 1 będzie przynajmniej na początku sezonu następująca: Dunn, Grant, LaVine. Dużo mówi się o tym, że Payne przepadł po tragicznej grze w Summer League i nie zacznie sezonu w Chicago. W przypadku jeśli po kontuzji na start sezonu regularnego nie wróci LaVine, to skromne minuty będzie dostawał Antonio Blakeney – jedyny poza Markkanenem pozytyw tegorocznej ligi letniej. Bulls tłok na obwodzie mają tylko na papierze.

No właśnie, oglądałeś ligę letnią i wiem, że wrażenie zrobił na Tobie Blakeney. Co z Valentinem i Markkanenem? Czy Denzel to materiał na All Stara, a Markkanen to nadzieja na przyszłość organizacji?

Ślepo chcę wierzyć, że Valentine nie będzie kopią Douga McDermotta i końcówka poprzedniego sezonu pokazała, że poza talentem do rzutu lubi robić wokół siebie show. Fani NBA uwielbiają takich showmanów. Czy Denzel to gość na miarę All Star Game? Absolutnie nie. Lauri Markkanen jest szybki i jest graczem inteligentnym. Nie śledzę NCAA, ale wszędzie dało się wyczytać, że ma dobrą etykę pracy i jest ambitny. Na teraz jestem po prostu spokojny o to, że Markkanen to będzie ktoś o co najmniej level lepszy od Miroticia.

Niezależnie od tego jak szybko Markkanen załapie koszykówkę NBA, to podpisałbyś Miroticia? GarPax swego czasu deklarowali, że będzie on dla nich priorytetem w tym offseason, a jak na na razie nic konkretnego jeszcze się nie wydarzyło.

Absolutnie nie podpisywałbym Niko. Trzy lata w NBA za nim. Przez ten czas nie zrobił znaczącego progresu, nie jest ani systematyczny, ani pewny. Dalej jest chaotyczny i nie myśli. Dla Formana to był podobno priorytet, ale na szczęście daleka droga do dogadania ze względu na duże rozbieżności finansowe między samym Niko a Chicago. Mirotić oczekuje ponoć czegoś w przedziale 16-19 mln dolarów za rok, a Bulls nie chcą dać więcej niż 12 mln.

A jak klaruje się sytuacja z Wadem? Jego astronomiczny 24 mln kontrakt to spore obciążenie dla organizacji, a i tak ponoć niechętnie współpracuje z młodzieżą.

Patrząc na historię poprzedniego sezonu trzeba głośno powiedzieć, że Wade to teraz dekoracyjny, marketingowy dodatek do zespołu. Nie umniejszam jego karierze, ale na ten moment to po prostu przepłacona, przyblakła gwiazda. Nie widzę Wade’a w roli autorytetu czy lidera dla młodego teamu.

I wracamy do sedna sprawy, czyli braku wizji na zespół… Z jednej strony mamy grupę fajnie zapowiadających się graczy, ale też niedoświadczonych i większość z nich to jednak na tym etapie niewiadoma. Do tego dodajemy gościa, który miał być magnesem, ale ewidentnie to nie zadziałało i choć nadal umie grać w koszykówkę, to swój prime ma już za sobą. Gdybyś to Ty miał decydować o kierunku, w którym mieliby iść Bulls, co byś zrobił? Czy to tylko zmiany w rosterze, czy także na ławce trenerskiej?

Gdyby to zależało ode mnie, to zacząłbym od wymiany Lopeza za pick plus po prostu jakiegoś gracza. Lopez ma prawie 30 lat, najlepszy indywidualnie sezon za sobą. Nie widzę współpracy na linii Hoiberg-Wade. Albo stawiam na Wade’a jako nauczyciela, który wprowadza w dorosły basket tych dzieciaków, albo Hoiberga. Pozbywam się jedynego weterana z rotacji i na najbliższe dwa lata robię z Bulls zespół rodem z college’u. Ta drużyna na dziś ma potencjał na bycie jedynie „fun to watch”. Będą dużo rzucać, będą świetnie biegać, ale brakuje tu leadershipu i mocy na przejmowanie spotkań. Wracając jeszcze do pytania… Gdybym to ja był GM-em, nie pozwoliłbym na wymianę duetu Gibson/Butler. To były prawdziwe Byki. Zdrowi twardziele i jedyne pozostałe ikony w Wietrznym Mieście.

Pozostaje nam zatem liczyć na to, że tankowanie im się opłaci, a w przyszłym drafcie pojawi się taka perełka jak Jimmy. Bullsów rozłożyłeś nam na czynniki pierwsze, ale ja teraz chciałabym jeszcze poruszyć kwestię dotyczącą ligi. Ten offseason jest straszliwie gorący i to stwierdzenie można odnieść nie tylko do ekipy z Chicago, ale i do pozostałych drużyn NBA. Jak oceniasz dotychczasowe ruchy transferowe? Gdyby na chwilę zapomnieć o Bulls (wiem, że to trudne!), to kto jest póki co największym przegranym i wygranym tego lata?

Wszystko w lidze od dwóch lat kręci się wokół dwóch drużyn. Offseason również należy do aktualnych mistrzów i wicemistrzów. Największym wygranym offseason jest Golden State Warriors, którzy nawet w drafcie okradli Chicago* zgarniając za gotówkę nową wersję Draymonda Greena i zachowując praktycznie cały roster. Największym przegranym jest zespół z Cleveland. Podpisanie Calderona i Rose’a wobec plotek o ściągnięciu PG13, Butlera i Melo to po prostu akt rozpaczy. Rozstanie z TOP3 GM-em w lidze to również krok w tył. Ponadto na plus oceniam to, co zrobili tego lata w Sacramento, na minus – i to podwójny – sytuację na Wschodzie. Konferencja Wschodnia to obecnie Cleveland, Boston i Milwaukee?

*mówiłam, że ciężko będzie zapomnieć o Bulls?

Ja dodałabym od siebie jeszcze Wizards, o ile ławka zacznie coś grać już bez Bogdanovicha. Czy w biorąc pod uwagę liczne roszady w składach i nowe talenty z draftu, nastawiasz się na dokładniejsze śledzenie jakichś drużyn oprócz Bulls?

Bucks, Timberwolves, 76ers i Warriors. Myślę, że nocki spędzę na śledzeniu tych 5 drużyn.

A Lakers? Nie wpadłeś w Lonzo-/Kuzmo-/Caruso-manię po lidze letniej?

Nie, Lakers życzę dobrze, ale nie jestem fanem ani Lonzo Balla, ani Ingrama, ani Randle’a. Dla mnie Lakers zawsze kojarzyć się będą z Kobe’m i Shaqiem, czekam na duet na podobieństwo tej dwójki.

To, co właśnie powiedziałeś o Kobe’m i Shaqu od razu każe mi pociągnąć temat fanbase’ów drużyn, ale w polskim ujęciu. Komu kibicuje się teraz w Polsce? Organizujesz zloty fanów, wymieniasz opinie z wieloma osobami z młodszego i starszego pokolenia koszykarskiego. Czy młodzi to tylko GSW i Cavs, a starzy Bulls, Knicks czy wspomniane Lakers?

W minionym roku zrobiłem w okolicach 10 imprez z oglądaniem NBA na żywo. Jest popyt na skutki procesu w Philly, jest hype na Giannisa, jest teraz moda na Russa. Wiadomo, że kibice to często pochodne sukcesu, dlatego Golden State jest na topie. Bulls to dalej magia Michaela, ale i efekt mody na Derricka Rose’a i jego The Return. Myślę, że przez szeroki dostęp do social media zdecydowanie łatwiej być teraz uniwersalnym fanem poszczególnych graczy i drużyn, a nie jednej konkretnej organizacji.

Pewnie, że tak. Ja pomimo mojej wiecznej sympatii do dwóch klubów niezmiennie od kilkunastu lat, widzę, że mimo wszystko i tak raczej jestem aktualnie fanką konkretnych zawodników. Fajnie, że coraz więcej młodych ludzi interesuje się tym sportem. Widać to chociażby po ruchu we wszelkich grupach tematycznych na portalach społecznościowych. Zastanawiam się czy możemy kiedykolwiek liczyć na taki boom zainteresowania, jak wtedy, gdy byliśmy dzieciakami i podziwialiśmy Jego Powietrzność. Marcin Gortat zrobił dużą robotę propagując ligę NBA i koszykówkę samą w sobie, ale nie będzie wiecznie grać za oceanem. Czy zatem obecność Polaka w lidze jest póki co jedynym gwarantem tego, że w Polsce mówi się o NBA?

Myślę, że nie. Marcin to teraz człowiek-instytucja i jego impakt w promocję basketu dla dzieciaków jest bezcenny. Ale NBA to produkt, który jest skazany na sukces. Od lat nie mamy Polaka w NHL, a mimo to zainteresowanie hokejem w Polsce też rośnie, a od poprzedniego roku spotkania można oglądać w TVP Sport. NBA pokazuje basket z najlepszej strony – szybkość, dynamika, show, emocje. Sport w takim wydaniu jest efektowny i przyciąga. Mimo całkiem sporego zainteresowania NBA w naszym kraju, to myślę, że nie będzie w Polsce boomu na koszykówkę dopóki wiele rzeczy nie zmieni się na rodzimym podwórku.

A co Twoim zdaniem wymaga zmian na naszym podwórku? Czy to, nomen omen, dłuższy „proces”? A może po prostu i tak z góry jesteśmy skazani na porażkę, bo jednak dzieciaki wolą kopać piłkę niż nią rzucić?

Może i jestem naiwny, ale w moim odczuciu powinno się pokazać basket jako dyscyplinę energiczną, efektowną, dynamiczną, przyjazną dla kibica, dla rodzin. Byłem w minionym sezonie na meczach Legii, byłem na meczu w Toruniu, oglądałem twardo transmisje na Polsacie w niedziele o 12:30. Polska koszykówka kojarzy mi się z fuckupami podczas komentarza, z setką gwizdków w trakcie spotkań, z tragicznymi wpadkami jak baner ZBOBYWCY. Szkolenie na pewno jest ważne, pewnie najważniejsze, ale polska koszykówka na dziś kojarzy mi się, ale i mojej narzeczonej oraz tacie, z czymś skomplikowanym, statecznym, nudnym. Wydaje mi się, że kiedyś na polskich parkietach basket był odbierany jako dyscyplina radosna, świeża, amerykańska, po prostu fajna.

Trzeba w takim razie nagłaśniać, że to nie tylko sport dla ludzi za oceanem, ale i trzymać kciuki za to, że doczekamy się ponownie takiego boomu na kosz, jaki był za czasów Jordana. Wielkie dzięki Marcin za rozmowę i poświęcony czas. Widzimy się na kolejnych zlotach! Jeśli masz już jakieś plany związane ze spotkaniami fanów kosza, to NBA Labs zdecydowanie jest odpowiednim miejscem do podzielenia się nimi.

Dzięki!

 

 

9 Komentarze

  1. Mirotic out, Hoiberg out, Wade out, Paxon out, Forman out. I wtedy można myśleć o przyszłości. Nie mogę patrzeć już jak Byki się staczają pod nieudolnym zarządzaniem dwójki Paxon -Forman

    1. Oj staczają się, staczają. Teraz już nawet ciężko powiedzieć, od czego rozpoczęła się ta piękna katastrofa, która trwa od lat. Butler był uśmiechem losu w kierunku Chicago, a nawet tego zarząd nie potrafił wykorzystać, oddając go za czapkę gruszek do Wolves.
      Na początek najważniejsze, by w Bulls zauważono, jak fatalną pracę wykonuje duet Forman/Paxon. Gdy już uzdrowi się sytuację za biurkami, będzie można myśleć o przebudowie składu.

  2. Marta dzięki za ciekawy wywiad 🙂
    Jeszcze dwa lata temu wydawało sie, że Byki mają jakiś pomysł na drużynę. Później przyszedł eksperyment z Wadę, Lopezem i Rondo, który nie wypalił. Pora rozgonić całe kierownictwo i trenera. Po tym można rozpocząć gruntowną przebudowa z nastawieniem, że będzie kilka lat posuchy i braku PO.

  3. Nie inaczej. Bulls teoretycznie sa w podobnej sytuacji co Knicks z ta roznica, ze w Nowym Jorku zaczeli robic czystki, a tu w Chicago dalej mydla oczy ambitnymi planami, ktorych zasadnosc swietnie nakreslil Marcin. Chude lata kibicow Bulls. Patrzac na historie, boli podwojnie.

  4. Super wywiad Marta!
    Sam jestem ciekaw w którą stronę pójdą Bulls. Nie wygląda to obiecująco. Promyczkiem nadziei niech będzie to, że jeszcze kilka sezonów temu 76ers również wyglądali tragicznie i chyba niewielu było w stanie oglądać ich spotkania. Natomiast przed nadchodzącym sezonem to chyba będzie jedna z ciekawiej grających ekip i osobiście nie mogę doczekać się ich spotkań.

  5. Oni są jak ta żaba, i piękna i mądra i się rozdwoić nie mogą. Póki co skazani na miejsca 9-12

  6. Z całą moją miłością do Chicago, mega żałuję, że to oni znaleźli się na ostatnim playoffowym miejscu zamiast Heat. W moim odczuciu to jednak Miami bardziej zasługiwało na to miejsce. Poza tym, gdyby Byki znalazły się poza ósemką to może byłby to wtedy sygnał do poważniejszych zmian.

    1. Miami kibicowałem w końcówce sezonu jakby to była moja ulubiona drużyna 😉 byli świetnie przygotowani kondycyjnie, a ambicja i woła walki mogli obdzielić pół ligi. Ciekawe jak im pójdzie, kiedy kilku z nich podpisało nowe umowy.

    2. @Marta
      Ale widzisz, gdyby nie kontuzja Rondo, różnie się seria z Bostonem mogła potoczyć, Bulls wygrywali już 2:0 i właśnie przenosili się do Chicago..

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Sprawdź też...
Fast Break: Najlepsi dostępni zawodnicy po miesiącu wolnej agentury
Zwykle w sierpniu drużyny zatrudniają już niedobitki pozostałe po pełnym miesiącu wolnej agentury, jednak tego ...