Overtime: Choroba zwana maxem

Marta Kiszko Felietony Overtime Strona Główna 10

Pamiętam jak dziś ten dzień, w którym Mike Conley podpisał kontrakt wart 153 mln dolarów za pięć lat gry dla Memphis Grizzlies. Nagłówki każdego portalu zza oceanu mówiły, że to najwyższa umowa w historii ligi NBA, a fani zastanawiali się, czy Conley zasługuje na aż tak dużo pieniędzy za swoją grę. Dzisiaj chyba na nikim już nie robi to takiego wrażenia jak wtedy. Nawet te kontrakty, które zostały podpisane tego lata nie sprawiają, że mamy ochotę złapać się za głowę i zapytać: „Jak?!”. Blake Griffin za pięć lat gry właśnie otrzymał 173 mln. Steph Curry i James Harden zarobią odpowiednio: 201 mln oraz 228 mln dolarów. Próg skoczył drastycznie od zeszłego sezonu dzięki „klubowi 200 mln”. Różnica między najwyższym kontraktem 2016 i 2017 to aż około 73 mln dolarów. Nic więc dziwnego, że gracze wołają o większą kasę i nikomu „nie opłaca się” grać za przysłowiowe miedziaki.

W sezonie 2015/16 świetnie zapowiadający się center Andre Drummond podpisał pięcioletnią umową opiewającą na bagatela 130 mln dolarów stając się najlepiej opłacanym zawodnikiem w historii drużyny Detroit Pistons. Notował wowczas średnie na poziomie 16.2 punktów, 14.8 zbiórek i 1.4 bloków na mecz. Świetny wynik jak na gracza, który wcześniej w kontrakcie miał zapisane niewiele ponad 3 mln dolarów/rok. Nie powinno zatem dziwić, że Pistons od razu chcieli podpisywać go ponownie i dali mu maxa, którego z pewnością oczekiwał. Właściciel klubu z Detroit przekonywał, że Drummond to gracz, który zasługuje na takie pieniądze. Czy z perspektywy czasu możemy zgodzić się z Tomem Goresem? Dre wraz z podpisaniem kontraktu miał udowodnić, że dojrzał do roli gracza, któremu uda się pociągnąć ten wózek zwany Pistons. Ja lidera w nim nie widzę. Dodatkowo wciąż ma istotne braki w defensywie, słabo gra w post, a jego skuteczność rzutów wolnych woła o pomstę do nieba (poniżej 40%; nie pomógł nawet VR).

Drummond wypada blado w defensywie na tle pozostałych centrów, którzy rozegrali więcej niż połowę meczów sezonu jako gracze pierwszej piątki. Statystycznie lepiej prezentują się tacy zawodnicy jak Thompson, Valanciunas czy chociażby nasz rodak, Gortat. Na poziomie Net Rating, czyli statystyki, która mierzy ilość rzuconych vs straconych punktów na 100 posiadań, Drummond jest poza pierwszą 50tką centrów NBA. Jego wskaźnik wyniósł -6.3 punktu, podczas gdy w sezonie 2015/16 wynosił 2.0. Gdy natomiast weźmiemy pod uwagę jego ofensywną statystykę (54 miejsce wśród wszystkich centrów), z zawodników występujących na parkietach NBA powyżej 41 meczów słabsze notowania mają jedynie Vucevic, Howard i Mozgov. Standardem jest, że centrzy do swojego arsenału dodają obecnie trójki, a Dre nie najlepiej radzi sobie z kontestowaniem tych rzutów i niekiedy wygląda to, jakby po prostu gubił się na boisku, gdy przeciwnik stawia zasłonę i osoba przy piłce oddaje ją centrowi. Choć nie można mu odmówić fantastycznej budowy i atletyzmu oraz tego jak dużą robi robotę przy zbiórkach, to nie jest on materiałem na maxa. Póki co ostatni rok pokazał, że zawodnik stanął w miejscu, a jego średnie na mecz są nieco słabsze niż w sezonie, w którym podpisał maksymalny kontrakt.

Analogiczne wątpliwości mam co do Otto Portera, który uplasował się na 17. miejscu najlepiej zarabiających koszykarzy na sezon 17/18 (zaraz przed nim jest Kevin Durant). Porter Jr. nie jest gwiazdą. Jest trzecią opcją w ataku Waszyngtonu. Fakt, potrafi dostosowywać swoją grę w zależności od tego, z kim w danym momencie znajdzie się na parkiecie, ale nie jest jeszcze materiałem na gracza z maksem. Podpisanie go najprawdopodobniej przekreśla szanse na pozyskanie jakiegoś All-Stara. John Wall ma już 27 lat, zostało mu około pięciu lat gry na poziomie prime i właśnie teraz jest najlepszy moment, żeby spróbować mierzyć się z innymi drużynami o miśka. Prime Portera Jr. nastąpi najprawdopodobniej wtedy, gdy będzie wygasać mu kontrakt z drużyną z Waszyngtonu.

Czteroletnia umowa opiewająca na 106.5 mln dolarów to zła decyzja włodarzy Wizards. Paweł świetnie wyjaśnił na łamach Fast Break z czym to się wiąże. Najprościej mówiąc: Wiz nie będą mieć pieniędzy na wzmocnienia. Waszyngton w tej chwili ma trzech zawodników z maxem, z czego tylko jeden jest All-Starem. Otto Porter notował w tym sezonie średnio 13.4 punktów na mecz. Taki career-high to za mało jak na trzecią opcję w ataku, która niekiedy i tak była zastępowana Markieffem Morrisem. Porter Jr. słabo gra w izolacji, brakuje mu agresywności. Nie posiada mentalności Mamby, widać u niego tę niepewność swoich rzutów. Jeśli trójki mu nie wpadają, to nie jest dużym wsparciem ofensywnym dla Walla i Beala. Ma szansę stawać się coraz lepszym all-aroundem i role playerem – Waszyngton potrzebuje tego, jeśli chcą myśleć o czymś więcej niż pierwszej lub drugiej rundzie playoffów. Zawodnik będzie musiał udowodnić, że jest wart tych pieniędzy a to, czy poprawi swój wkład ofensywny i będzie rzeczywistym wsparciem dla backcourtu Wizards, będzie póki co loterią.

Andrew Wiggins na pytanie, czy w jego ocenie powinien otrzymać maksymalny kontrakt od Minnesoty Timberwolves, odpowiedział z przekonaniem twierdząco. 22-letni skrzydłowy oczekuje 148 mln dolarów przez najbliższe pięć lat. Nie pozostaje mi nic innego jak zapytać wprost: „Czy to żart?!”. Nie rozumiem takiej roszczeniowości, zwłaszcza, że gracz to dzieciak, a w lidze jest dopiero trzeci rok. Jego cyferki w 2016-17 wyglądają dobrze – 23.6 punktów, 4.0 zbiórki i 2.3 asysty. Jest ewidentny progres z sezonu na sezon, a to nie jest jeszcze sufit. Ofensywnie się sprawdza, ale to, o czym jeszcze powinni pamiętać włodarze Wolves, to jego defensywa. Kiedy Wiggins próbuje kontestować rzut, jego przeciwnik ma 56.1% szans na to, że zdobędzie punkty. Rzuty przy braku krycia wpadają ze skutecznością 56.6%. Wychodzi na to, że nie ma znaczenia czy Andrew Wiggins próbuje kontestować te rzuty, czy nie – skuteczność jest właściwie taka sama.

Jego wskaźnik PER, który mierzy produktywność gracza na parkiecie, wynosi 16.5, a to daje mu 80. miejsce wśród wszystkich zawodników NBA. Czy 148 mln dolarów za Wigginsa to dobry ruch? Na ten moment nie, choć trzeba mieć na uwadze to, że do Wolves dołączył teraz Jimmy Butler, który może go sporo nauczyć. Miejmy nadzieję, że jeśli rzeczywiście otrzyma to, czego chce, to uda mu się sprostać oczekiwaniom i dzięki nowym kolegom z drużyny stanie się prawdziwym two-way playerem. Ja tego nie kupuję – dla mnie Andrew Wiggins zarabiający prawie tyle samo, co Westbrook, to śmiech na sali.

Trochę mam wrażenie, że świat koszykarski staje na głowie. Choć fajnie jest widzieć graczy, którzy dla dobra zespołu rezygnują z większej kasy, żeby utrzymać trzon, to niestety coraz więcej zawodników dba tylko o kasę, a nie swoją drużynę. Zobaczymy jakie konsekwencje będą miały kolejne żądania wysokich kontraktów, które zostaną spełnione przez GM-ów. Dostajemy już pierwsze sygnały, że gracze (jeszcze?) średniego formatu głośno krzyczą, że ich wartość jest zdecydowanie wyższa, a co za tym idzie ich kontrakty zaczynają zrównywać się z umowami gwiazd tej ligi. Czy to wstęp do epidemii wysokich umów graczy średniej klasy? A może to wstęp do pierwszych rozmowach o lockoucie? Ale to już temat na inny felieton…

Dzięki!

 

 

 

10 Komentarze

  1. Fajnie się czytało.
    Czyżbyście wszyscy się tu przenieśli z enbiej?

    1. Wszyscy nie, ale kilku 😉

  2. Mysle ze sezon moze dwa i lockout murowany. Zarobki sa wywindowane wrecz nieetyczne sportowo/zyciowe. NBA glupieje tak samo jak pilka nozna zglupiala i ogromne pieniadze za zawodnikow i zarobki pilkarzy sa absurdalne. Wszystko co wiaze sie z NBA jest bardzo drogie od koszulek, T-shirtow roznych dupereli konczac na league passie ktory obecnie kosztuje prawie 80 zl na miesiac a na rok~700 zl. NBA to produkt exclusive ale moim zdaniem wszystko powinno miec swoje granice. Kireunek ktory obiera NBA i Silver jest destrukcyjny i predzej czy pozniej konsekwencje moga byc nieodwracalne dla kibicow ligi a przedewszystkim dla druzyn. Bo niedlugo utrzymanie zespolu na srednim poziomie moze byc bardzo nieoplacalne finansowo jak i sportowo. Nie wszyscy chca placic podatek od luksusu a juz w tej chwili jesli chcesz sie liczyc w lidze i grac o najwyzsze cele min. PO to nie ma wyjscia jak przeplacanie zawodnikow i catching hajs do kasy NBA.

    1. Ronaldo zarabia niecałe 25mln, Messi 23mln dolarów za sezon/rok (336,365 tys funtów tygodniowo) a są to najlepsi zawodnicy najbardziej popularnego sportu.
      Tymczasem Otto zarabia średnio 26,6 Jrue 26,2 a Parsons 24mln/sezon.

      1. Mowisz/piszesz o samych zarobkach ale trzeba wspomniec o cenie samych pilkarzy! Neymar 220 mln€ odstepnego, Bale prawie 100€. Ostatni transfer z Monaco do PSG i wiele wiele innych szokujacych cen.

        1. Do ich kieszeni idą?

          1. Nie, nie ida ale pisalem w mojej pierwszej wypowiedzi football staje sie chorym biznesem mialem na mysli zarobki jak i ceny za zawodnikow. Chyba ze uwazasz za normalnie 220 mln€ za Neymara??

    2. Ciągle 90% drużyn NBA przynosi zyski, czyli całkiem niezły biznes!

    3. „Zarobki sa wywindowane wrecz nieetyczne sportowo/zyciowe”
      Czyli zawodnicy powinni zarabiać mniej? To znaczy, że właściciele powinni dostawać większy procent?
      Rozumiem, że ceny są wysokie, myślę, że gdyby były niższe sprzedawaliby znacznie więcej, ale wtedy produkt jakim jest NBA i wszystko co jest z nim związane straciłby łatkę ekskluzywności.
      Co nie oznacza, że nie masz racji. Każdy chce dla siebie jak najwięcej. Są drużyny, które niestety stać na takie wydatki i w ich sytuacji są one wręcz naturalne, ponieważ nie mają szans na sprowadzenie do siebie gwiazdy, a nawet nie przepłaconego solidnego zadaniowca.

    4. może też inaczej: skoro jakiś sport przynosi spore zyski to lepiej by zgarniali je właściciele klubów/ligi czy może zawodnicy też powinni więcej zarabiać? NBA przynosi teraz takie zyski że zawodnicy zarabiają tyle ile zarabiają.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *