Fast Break: Gdzie w Houston jest miejsce dla Chrisa Paula?

Paweł Mocek Fast Break Felietony Strona Główna 0

Jaką różnicę potrafi zrobić rok. Jeszcze w listopadzie 2016 roku nie dałbym złamanego grosza za to, że eksperyment Mike’a D’Antoniego w Houston Rockets wypali. Obawialiśmy się wtedy o obronę, o nieskuteczność, o zdrowie Erika Gordona i Ryana Andersona, którzy podpisali lukratywne kontrakty. Teraz, po dodaniu do składu Luka Mbah a Moute i P.J.’a Tuckera nie martwimy się właściwie o żadne z powyższych i jedynym problemem Rakiet może być problem bogactwa. Nie można bowiem inaczej nazwać próby wkomponowania do swojego dobrze działającego zespołu jednego z najlepszych rozgrywających ostatniej dekady. 

Prędzej czy później, Chris Paul wróci do składu po kontuzji kolana i teoretycznie rotacja Houston Rockets powinna odetchnąć z ulgą. Obecnie, Mike D’Antoni używa właściwie tylko ośmiu graczy, a czasem zdarzają się mecze absencji Nene, czy Trevora Arizy. Rakiety nie mogą sobie więc pozwalać na dłuższe kontuzje swoich najważniejszych zawodników. Pytanie tylko – jak ważną częścią Houston będzie Paul?

Bez Paula, Rakiety idą jak burza przez kolejne spotkania i to trafiając tylko 34.2% swoich rzutów za 3 punkty. Ich gra ofensywna praktycznie nie różni się od tej z poprzedniego roku poza jedną rzeczą – Eric Gordon wygląda jak All-Star. Nie jest tylko snajperem, ale przede wszystkim świetnie dostaje się pod obręcz oraz na linię rzutów wolnych, czym otwiera pozycje dla innych strzelców Rakiet. Dzięki temu, jeszcze bardziej niż w poprzednim sezonie, w rezerwowym ustawieniu Rockets nie brakuje aż tak obecności Jamesa Hardena. To wszystko właśnie bez Chrisa Paula.

Kluczem do działania ofensywy Rakiet jest szybkie przejście z obrony do ataku, dobry spacing i ekstremalnie szybkie podejmowanie decyzji. To drugie i trzecie nie powinno być dużym problemem dla CP3, natomiast najlepszy generał parkietu w NBA najlepiej czuje się w ataku pozycyjnym. Gdy może sam poustawiać ofensywę, rozegrać akcję w swoim tempie i niekoniecznie szukając wejścia pod kosz, co jest powszechne w systemie D’Antoniego. Kto będzie więc prowadził ataki Rakiet, gdy na boisku będzie zarówno Harden, jak i Paul?

Chris Paul to nie jest gracz, który dobrze czuje się jako off-guard. James Harden jest za to graczem potrafiącym to robić, ale cała filozofia Rockets jest oparta na systemie, w którym to on kozłuje i atakuje każdy pick-and-roll oraz zmiany krycia, szukając własnych punktów lub odrzuceń do kolegi na otwartej pozycji. Nie wiadomo więc, jak atak Houston zareaguje na zmianę systemu co posiadanie (jeśli obaj gracze chcieliby rozgrywać).

Nawet minuty Paula bez Hardena mogą być nieco cięższe dla Rockets, niż to się może wydawać. Często będą one grane w ustawieniach small-ballowych, które aż proszą się o szybkie przejście do ataku, co nie jest za to w gestii CP3. Jak obniży się efektywność Erika Gordona, gdy zabierze mu się piłkę z rąk? Rakiety napędzają się ball-movementem i ścięciami, które wykonuje praktycznie każdy obwodowy gracz Houston, albo prościej – każdy gracz Houston. Paul najlepiej wspópracuje z typowymi pick-and-rollowymi środkowymi, więc być może więcej minuty w drugim unicie będzie grał Clint Capela.

Tu pojawia się kolejny problem, bo obecność Capeli w duecie z Jamesem Hardenem niezwykle ułatwia pracę temu drugiemu. Dwuletni postęp Capeli to cicha historia Houston, która otworzy mu drogę do bardzo solidnej podwyżki w trakcie wolnej agentury 2018. Z atletycznego zbierającego, Szwajcar przerodził się w jednego z najlepszych rollujących do kosza graczy w lidze, solidnego obrońcę obręczy i zawodnika potrafiącego spowolnić nawet zwinniejszych graczy na obwodzie po zmianach krycia. Gdyby miał dłuższe ramiona i kilka cali wzrostu więcej, nazywałby się Rudy Gobert.

Defensywa jest za to obszarem, w którym z Chrisem Paulem może być Rockets jeszcze łatwiej. Mimo tego, że Rakiety lubią zmieniać krycie i w ostatecznym rozrachunku może kryć jakiegoś wyższego gracza, to ze swoimi aktywnymi rękami i siłą fizyczną idealnie wpasuje się w tą twardszą i dużo lepszą obronę Rakiet. Mbah a Moute i P.J. Tucker robią dokładnie to, co powinni, tak samo jak Trevor Ariza – zmieniają krycie, dobrze pomagają sobie pod koszem (tam jest jeszcze Capela) i są solidni w defensywie 1-na-1. Dodajmy do tego progres po tej części parkietu Gordona, szczuplejszego Ryana Andersona i obudzimy się w świecie, w którym Houston ma top10 obronę ligi. Whoops, to już się dzieje (101.9 traconych punktów na 100 posiadań, 8. miejsce w NBA).

Posiadanie takiego gracza jak Paul nie jest problemem. Problemem jest wprowadzenie go do drużyny tak, by przydawał się jej nie tylko w sytuacjach clutch, gdy stawia się na egzekucję konkretnych akcji. Nie spodziewam się, że z nim w składzie Houston będą mieli jakieś potężne problemy, ale na początku może im być trudno wejść w swój rytm, który tak dobrze widać teraz.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *