Fast Break: Split-screeny Warriors, inny LeBron, inny Durant i Currytime – analiza Game 2 Finałów

Paweł Mocek Fast Break Felietony Strona Główna 0

Mecz imienia Stephena Curry’ego może się zdarzyć zawsze i zdarzył się w Game 2 Finałów, co dało Golden State Warriors prowadzenie 2-0 w jego czwartych z rzędu Finałach. Podczas gdy Curry robił wszystko by wyssać energię z zawodników Cavaliers i miał pomoc od wielu swoich kolegów, w drużynie Tyronna Lue grało właściwie tylko 3 graczy.

To miała być historia tej serii – czy LeBron James dostanie wystarczająco dużo pomocy, by postawić się Warriors. W Game 2 dostał pomoc od George’a Hilla i Kevina Love’a, ale musiałby zdobyć co najmniej 50 punktów, by ten mecz był bliski. Dlatego Cavs prawie wygrali Game 1, natomiast wchodząc w mecze u siebie trudno oczekiwać od Jamesa kolejnych 50-punktowych występów. Trzeba za to oczekiwać lepszej gry J.R.’a Smitha, Jeffa Greena, czy Kyle’a Korvera. To dopiero w środę, natomiast za nami Game 2.

Split-screeny Warriors

Pierwsze posiadanie w meczu Warriors było zapowiedzią tego, czym karcili Cavaliers przez całą pierwszą połowę i w momentach trzeciej kwarty. Gracze Steve’a Kerra specjalizują się w tak zwanych „slip-screens”, a więc zasłonach, które tak naprawdę nigdy nie są postawione, a już gracz, który miał ją postawić ścina w stronę obręczy. Cavaliers switchują każdą zasłonę, więc i tu chcą to robić. Problem w tym, że skala talentu po defensywnej stronie w Cavaliers jest tak mała, że bardzo łatwo taką zmianę krycia obejść.

 

J.R. Smith i Kevin Love zmieniają tu krycie na zasłonie, której nie ma. Dlatego też do gry został wprowadzony JaVale McGee – nie tylko przez jego wzrost, dzięki czemu Warriors mieli lepiej kontrolować tablice – ale także przez fakt, że lepiej ścina do kosza od Kevona Looneya i jest łatwiejszym celem dla lobów Draymonda Greena czy Kevina Duranta.

Pierwsze kilka minut Warriors było po prostu śmianiem się w twarz z podkoszowej obrony Cavaliers. Lay-up za lay-upem, zbudowali prowadzenie 15-6 i wydawało się, że jest to bardziej trzecia kwarta, niż pierwsza. Cavaliers udało się znaleźć odpowiedź po drugiej stronie parkietu, natomiast ciągle mieli problemy z obroną. Szczególnie w pół-transition, gdy takie slip-screeny, bez właściwej komunikacji, są po prostu zabójcze.

 

A komunikacji Cavaliers brakowało przez cały mecz. Nie było jej przy penetracjach oraz przy zasłonach na piłce (o dziwo lepiej radzili sobie z zasłonami bez piłki). Idealnym celem podań po slip-screenach jest Shaun Livingston, o którego większe minuty lobbowałem przed Game 2.

 

Ta akcja została rozegrana zaraz po trójce Stephena Curry’ego i było to widać po mowie ciała obrońców Cavaliers. Zarówno Jeff Green, jak i Hill byli bardziej skupieni na tym, by odciąć od piłki Stepha, niż zatrzymać ścięcie Livingstona. Dzięki swojemu wzrostowi i zasięgowi ramion, Livingston z łatwością może złapać takiego pół-loba i wykończyć pod obręczą. Komunikacja Cavaliers na takich „zasłonach” musi być dużo lepsza w Game 3, choć może dojść też do zmiany taktyki poprzez usprawnienie Tyronna Lue. O tym potem.

Efektywny, nie efektowny Durant

Kevin Durant wyglądał trochę, jakby nie mógł znaleźć sobie miejsca w meczu numer jeden. Niby rzucał, niby bronił, ale tak naprawdę nie czuł swojej roli – czy mam być pierwszą opcją, czy mam usiąść w roli pasażera? W Game 2 zrobił to drugie, ale ze zdecydowaną korzyścią dla drużyny. Nie wymuszał już swoich izolacji, tylko pozwolił im przychodzić do siebie. Warriors okazjonalnie grali akcje specjalnie dla niego, ale były one tym razem starannie przygotowane.

 

Tutaj również mamy przykład złej roboty Cavaliers, bo LeBron mówi Hillowi, by przejął Duranta, choć nie została postawiona żadna zasłona (to element konserwowania energii w grze Jamesa). Dlatego Durant jest w bardzo dobrej, niskiej pozycji tyłem do kosza i ma prawie cały zegar 24 sekund, by dostać się do swojego miejsca na parkiecie – okolice 3 metra, na wprost kosza, co ostatecznie robi – bądź znaleźć otwartego kolegę z zespołu.

Tego otwartego kolegi nie ma, bowiem Cavaliers w Finałach nie podwajają go w grze tyłem do kosza – i jest to zastanawiające, bo inaczej było w przypadku Ala Horforda. Durant cierpliwie czekał na okazje, gdy po switchach miał przed sobą Hilla, bądź J.R.’a Smitha i wykorzystywał te mismatche właśnie w powyższy sposób. Oddał 14 rzutów, trafił 10 z nich i miał najwyższy w drużynie wskaźnik +24.

Durant być może dostanie w tej serii jeszcze „swój” moment, ale bez Andre Iguodali ma dużo większe zadania defensywne, szczególnie przy obronie LeBrona Jamesa. Z tego względu, dopóki Iguodala nie wróci, może być problem, jeśli będzie forsował grę jako samiec alfa, bo cierpi na tym nie tylko ruch piłki, ale i obrona. Jeśli w Cleveland będzie grał Durant z Game 2, Cavaliers będą mieli problem.

Inny LeBron James, hedge Warriors

Nie napisałem gorszy LeBron James, ale inny LeBron James. Wydaje mi się, że oko Terminatora trochę mu ciągle przeszkadzało, bowiem w pierwszej połowie nie oddał żadnego rzutu za 3 punkty, choć miał do tego okazje. Warriors ponownie bronili jego penetracje, blokując drogę do kosza dodatkowym obrońcą. James próbował więc atakować nieco wcześniej, zaraz po zmianie krycia, by jak najlepiej wykorzystać otwartą przestrzeń. Szczególnie dobrze działało to w trzeciej kwarcie.

 

Tutaj James wręcz omija zasłonę, by stworzyć przewagę swoją penetracją, natomiast widać też coś, czego Cavaliers do tej pory brakowało. George Hill atakuje close-out JaVale’a McGee kolejną penetracją – trochę w stylu Houston Rockets po odrzuceniach Jamesa Hardena – co w efekcie prowadzi do łatwych punktów spod kosza. James kierował atakiem Cavs w trzeciej odsłonie, wykorzystując także dość nietypową decyzję Steve’a Kerra, który miał dość Curry’ego, switchującego zasłony na Jamesa.

 

To nie pierwszy raz, gdy Kerr próbuje hedge’ować zasłony, by nie dopuścić do zmiany krycia Curry’ego – to samo robili momentami w serii z Houston Rockets. Wciąż nie wydaje mi się, żeby był to dobry pomysł. LeBron James zbyt dobrze czyta grę (tak samo jak Harden), a takie rzuty jak Smitha z drugiej akcji powyżej będą wpadały w Cleveland.

Na miejscu Kerra ustawiałbym Curry’ego na najgorzej stawiającego zasłony Smitha, by Durantowi/Greenowi udało się przejść przez pierwszą, drugą zasłonę dla Jamesa bez zmiany krycia. Gdy na zegarze zostanie 5-10 sekund – wówczas Curry może spokojnie przejść na Jamesa, bo ten musi podjąć szybką decyzję o penetracji/rzucie, przez co łatwiej będzie zorganizować pomoc.

Currytime – podwajamy, czy nie?

Nie będę już tu wklejał tych niesamowitych trójek Curry’ego z czwartej kwarty, bo każdy na pewno je widział (choćby we wczorajszym Raporcie). Żyjemy w świecie LeBrona Jamesa i jest to oczywiste, natomiast chyba wciąż nie doceniamy fenomenu tego najniższego z trzech graczy ligi, urodzonych w Akron, Ohio (BTW, wszyscy trzej grają w tegorocznych Finałach NBA).

Rzut półhakiem z 12 metrów, penetracja i sprint w kierunku rogu boiska, rzut po uzyskaniu minimalnej separacji, do tego wizja parkietu, aktywne ręce w obronie i instynkty w grze na tablicach. Takiego połączenia skill-setu NBA nigdy nie widziała, choć pewnie kiedyś jeszcze zobaczy. Nie liczę na to, że Trae Young będzie już tym kolejnym wcieleniem Stepha, natomiast pokolenie przyszłych koszykarzy, dorastające dziś w NBA będzie chciało być nie tylko jak LeBron, ale też jak Curry.

Cavaliers mogą spokojnie zrobić z tego serię po meczach w Cleveland, ale warunków do spełnienia jest całe mnóstwo. Nie jest też tak, że sami kontrolują swój własny los – na lawinę imienia Stephena Curry’ego w czwartej kwarcie nie poradziłaby żadna obrona w historii NBA.

Kevin O’Connor z The Ringer apeluje o powrót taktyki z poprzednich Finałów oraz z serii przeciwko Pacers i Raptors, a więc o podwojenie Curry’ego po zasłonie dla kozłującego. Według mnie będzie to broń obosieczna, bo może pozwolić innym graczom Warriors na wejście w rytm, a przy poziomie komunikacji Cavaliers, także na łatwe rzuty spod samej obręczy po dwóch-trzech podaniach. Z drugiej strony jeśli ma to gdzieś zadziałać, to tylko w Quicken Loans Arena, gdzie obrona Cleveland jest twardsza, szybsza i bardziej agresywna. Stawiam na to, że Ty Lue zastosuje tę strategię, gdy Cavs będą pod ścianą, bądź gdy Curry będzie ponownie miał „jeden z tych meczów”.

Są pytania bez odpowiedzi. To dobrze, bo to znaczy, że w tych Finałach będzie się jeszcze działo. Czekam na Game 3 bardziej niż J.R. Smith na końcową syrenę.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *