Fast Break: Streak Jazz, czy Cavaliers wrócą do normalności?

Paweł Mocek Fast Break Felietony Strona Główna 0

Oglądając niedzielne, wieczorne spotkanie pomiędzy Cleveland Cavaliers a Boston Celtics, można było odnieść wrażenie, że po ponad 50 meczach sezonu, oglądamy na parkiecie zupełnie nową drużynę. Wymiany w Cleveland były potrzebne, chociażby po to, żeby zrobić odtrutkę szatni i przede wszystkim dać rotacji więcej atletyzmu, polotu, świeżości i po prostu młodości. LeBron James i nowi koledzy wgnietli w parkiet pierwszą (wówczas) drużynę Konferencji Wschodniej podczas nocy, która miała być tylko nocą Paula Pierce’a.

Noc należała jednak – poza The Truth – także do Koby’ego Altmana, który jeszcze przed otwarciem blow-outu na Celtics udzielił wywiadu Doris Burke. Pierwszoroczny generalny menedżer mówił to, co wszyscy wiemy – zmiany były potrzebne, dodaliśmy trochę świeżości – ale wspomniał także o budowaniu składu na przyszłość. Nie padło rzecz jasna żadne słowo, które związane było z wolną agenturą LeBrona Jamesa.

Wracając jednak do nowych Cavs. Podsumować to można w jeden, prosty sposób – wicemistrzom znowu chciało się grać w koszykówkę. Nie wiadomo kiedy stałoby się to przy „starym” składzie i czy w ogóle. Tak złej atmosfery w szatni nie było bowiem jeszcze nigdy po powrocie LeBrona Jamesa – ani przy wyrzuceniu Davida Blatta, ani nawet przy letniej dramie z udziałem Kyriego Irvinga. Isaiah Thomas, Jae Crowder i inni weterani mieli być dla Cavs szansą na nawiązanie równej walki z Golden State Warriors (tej nie było w ostatnich Finałach). Byliby nią, gdyby udało im się przed playoffami, albo nawet w ich trakcie, wrócić na poziom gry ze swoich najlepszych czasów w Boston Celtics. To byłoby jednak dla Cavaliers ogromne ryzyko, szczególnie widząc jak z każdym dniem zagęszcza się atmosfera oraz przez fakt, że dopiero za kilka tygodni do gry wróci Kevin Love.

Bez Love’a, Cavs pokazali w niedzielę, na co może być ich stać, jeśli wrzucą piąty bieg. W pierwszej połowie to nie było spotkanie sezonu regularnego. To były playoffy. Brakowało zrozumienia po bronionej stronie parkietu, co jest zrozumiałe – po pierwsze to Cavs, a po drugie w rotacji było 4 nowych graczy. Każdy z nich dawał jednak z siebie 110% w ataku, próbując udowodnić, że rzeczywiście bardzo przydadzą się zespołowi.

Najbardziej zaimponował mi George Hill i myślę, że sprawdzi się to, o czym mówiłem (w Radio Gol) i pisałem (tutaj) zaraz po trade deadline. Hill jest wszechstronnym, obwodowym zawodnikiem, na którego czekali bardzo długo. Ktoś na Twitterze napisał, że w pierwszej połowie meczu z Celtics wybronił więcej posiadań, niż Thomas, Calderon i Wade razem wzięci w pierwszej połowie sezonu. Do tego może być drugim ball-handlerem w pick-and-rollach i w tym sezonie jest także jednym z najlepszych strzelców zza łuku (45.5%).

Drugim największym wzmocnieniem Cavs będzie Jordan Clarkson, którego z meczu z Celtics zapamiętaliście pewnie z sytuacji, w której po rzucie za 3 punkty od razu odwrócił się, spojrzał na siedzącego na ławce LeBrona Jamesa i obaj panowie zaczęli wygłupiać się z radości po powrocie do normalności. Clarkson będzie zdecydowanie zawodnikiem, który ma zapewnić Cavaliers „przetrwanie” w momentach, gdy Jamesa nie będzie na boisku. To samo ma robić Rodney Hood, choć ten nieco bardziej przyda się także, gdy LeBron na parkiecie będzie (już w Jazz miał kilka zagrywek a’la Gordon Hayward, przejmując piłkę z hand-offa i penetrując do kosza/rzucając z mid-range; to samo zagrali dla niego Cavs w jednym z pierwszych posiadań). Do tego Larry Nance, który na razie gra minuty Kevina Love’a/Channinga Frye’a na pozycji środkowego.

Zagadką jest to, jak będą prezentowali się Cavs, gdy opadnie już trochę też kurz euforii i rywale będą nieco lepiej na nich przygotowani niż Celtics w niedzielę. Czy Tyronn Lue rzeczywiście wystarczy, żeby awansować ponownie do Finałów? Żaden z pozyskanych graczy – Hill, Clarkson, ani Hood – nie zastąpią im wartości, jaką mógłby dać w playoffach Isaiah Thomas, czy jeszcze wcześniej Kyrie Irving. Obaj jednak nie chcieli być w Cleveland i trudno wyobrazić sobie, by udało się zmienić nastawienie któregokolwiek z nich w czasie, gdy obaj chcieli wymiany. Altman zrobił to co mógł, teraz piłeczka jest po stronie graczy oraz przeciwników Cavaliers.


Wspomniałem już o Jae Crowderze i wygląda na to, że i jemu ta zmiana była potrzebna. Sam już po pierwszym spotkaniu w barwach Utah Jazz powiedział, że znowu potrafi czerpać radość z gry w koszykówkę i wreszcie może grać w JAKIMŚ SYSTEMIE (strzały celnie wymierzone w Cleveland). Co żeś zrobił z tą drużyną, LeBronie Jamesie?

Crowder przeszedł jednak przede wszystkim do drużyny, która wygrywa mecze i to wygrywa ostatnio seryjnie. Nie tylko ze słabeuszami, ale także z drużynami z top8 ligi. Przed początkiem sezonu pisałem o najrówniejszej i być może nawet najdłuższej rotacji w całej lidze i teraz cała letnia praca Jazz zbiera swoje owoce. Nie ma Dante Exuma, na cały sezon wypadł Thabo Sefolosha, oddani zostali już Joe Johnson i Rodney Hood, w ostatnich paru spotkaniach brakowało Ricky’ego Rubio… a Quin Snyder niczym Gregg Popovich bierze po prostu kolejnego gracza w zespole i wrzuca go na parkiet.

Tak było też z Donovanem Mitchellem, który jeśli Jazz byliby w pełni zdrowia, mógłby być zwykłym role playerem. Na początku rzeczywiście nim był, ale swoją grą przekonał Snydera, że ten powinien stawiać na niego już od początku kariery. Mitchell dojrzałością przypomina Bena Simmonsa, ale w odróżnieniu od niego nie miał za sobą roku treningów z drużyną NBA. Ten gość, który wczoraj po całym meczu ceglenia rzutów z półdystansu, zapewnił swojemu zespołowi wygraną na finiszu spotkania ze Spurs po prostu nie wygląda na debiutanta.

Crowder jest świetnym uzupełnieniem tych Jazz, którym Hood i Johnson powoli przestawali być potrzebni. Gracz 3-and-D, który po przejściu do „normalnej” drużyny nie powinien mieć problemu z powrotem do swojej gry sprzed roku, a w dodatku jest na niesamowicie przyjemnym dla drużyny kontrakcie. Jest świetnym dodatkiem do prowadzącego grę tria Rubio – Mitchell – Ingles. Ten trzeci, po przeciętnym starcie sezonu, wreszcie wygląda teraz jak gracz, który zasługuje na pieniądze, jakie dostał latem (a nawet może wart jest nieco więcej). Kluczem do tej serii Jazz jest także powrót po kontuzji Rudy’ego Goberta, który w formie z ostatnich 10 spotkań mógłby być – w przypadku rozegrania pełnego sezonu – pierwszym faworytem do nagrody Defensive Player of the Year.

Seria Jazz nie potrwa wiecznie, ale jest dobrym startem, jeśli chodzi o powrót do walki o playoffy. Jeśli wywalczą coś więcej niż 8. pozycję, Quin Snyder powinien być w trójce kandydatów do Coach of the Year.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Sprawdź też...
Joel Embiid i James Harden wybrani zawodnikami tygodnia
Joel Embiid z Philadelphii 76ers oraz James Harden z Houston Rockets zostali wybrani zawodnikami tygodnia ...