Labs Raport: LeBron ograny w debiucie, PTB pokazuje charakter! Miami Heat uratowani przez Olynyka. 76ers bezpardonowo rozprawili się z Bullsami

Dawid Jedynak Strona Główna Wyniki 4

Co za noc! Dostaliśmy dzisiaj prawdziwą ucztę koszykarską od staruszki NBA. Na przystawkę Philadelphia 76ers pokazała na co ją stać o czym boleśnie przekonali się Chicago Bulls. Jako danie główne podano nam spotkanie Miami Heat, które rozgoryczone po porażce z Orlando dotarło do stolicy by zmierzyć się z miejscowymi Wizards. W trakcie deseru okazało się, że Los Angeles Lakers mają przed sobą jeszcze sporo pracy by regularnie wygrywać. To właśnie Trail Blazers sięgnęli po wisienkę na torcie w dzisiejszym spotkaniu. Sprawdźmy co się działo dziś w nocy!

Do Filadelfii zawitali przedstawiciele Windy City. Spodziewałem się ciekawego pojedynku. Spotkanie zakończyło się zdecydowanym zwycięstwem gospodarzy. Początek spotkania skradli jednak gracze Bulls. W pierwszej kwarcie gracze obu zespołów zorganizowali sobie wielkie strzelanie, które skończyło się zwycięsko dla Chcicago, 41-38! Potem do głosu powrócili gospodarze, po trzeciej kwarcie Philly prowadziła już 26 punktami. Czwarta kwarta to już czysta formalność – ogrywanie zawodników z końcówki rotacji oraz Markella Fultza. Bohaterem spotkania Ben Simmons, który skompletował swoje pierwsze TD – 13 punktów, 13 zbiórek, 11 asyst, brawo! JoJo Embiid z 30 punktami, 12 zbiórkami, 4 blokami. Zach LaVine z 30 punktami najlepszym punktującym w ekipie Bulls, niech tak trzyma a udowodni, że nie został przepłaconym graczem. Obstawiam, że Bulls w tym sezonie będą mistrzami tankowania, uwierzcie mi.

 

Chicago Bulls 108 – 127 Philadelphia 76ers

 

 

 

Miami wraca na właściwe tory! Obawiałem się, że wypoczęci Wizards od samego początku mogą narzucić swój styl i zdeklasować przeciwnika, szczególnie, że występowali we własnej hali. Gra obu zespołów od samego początku toczyła się na styku. W spotkaniu nie wystąpił Howard. Absencja Dwighta jednak nie usprawiedliwia czarodziejów, którzy zebrali tylko 40 piłek przy 55 Heat. Szczególnie bolesnym faktem jest to, że 22 ze zbiórek Heat to piłki wygarnięte w ataku.  Łatwo jednak nie było, goście o zwycięstwo walczyli do samego końca a decydujący rzut wykończył Kelly Olynyk , który był we właściwym miejscu by dobić niecelny rzut, którego autorem był Dwane Wade. Dziwi mnie trochę zachowanie Walla względem Wade’a. Instynkt mi podpowiada, że Wizards mogą być rozczarowaniem tego sezonu. Josh Richardson wchodzi w buty najlepiej punktującego gracza zespołu – 28 punktów, 4 zbiórki, 5 asyst. Udowadnia, że warto było go nie posyłać do Leśnych Wilków. W ekipie z Waszyngtonu John Wall, który pokazał nam dzisiaj w nocy 9 asyst oraz 26 punktów na skuteczności 9/16(7/10 ft).

 

Miami Heat 113 – 112 Washington Wizards

 

Czas na wisienkę na torcie…

Wiem, że czekaliście na to! Rozpoczynamy przygodę z nowym rozdziałem LakeShow! I wiecie co? Na samym początku wygląda to bardzo dobrze. Chłopaki przede wszystkim dużo biegają, przy czym pokazują masę energii. Na pierwszy timeout goście schodzą z podniesioną do góry głową przy stanie 10-4. Chwilę wcześniej LeBron zdobywa swoje pierwsze punkty wsadem na pusty kosz, ruszyła maszyna! Luke Walton obniża ustawienie,  gra jeziorowców wygląda dobrze. Mam trochę zastrzeżenia do jakości zbiórki. Portland zbyt łatwo zgarnia piłki. Kuzma próbuje rzucać za trzy, jest faulowany, trafia dwa z trzech rzutów. Chwilę później Rondo fauluje Lillarda przy rzucie zza linii 7.24 meta, ten po profesorku rzuca trzy na trzy. LeBron patrzy na to co sié dzieje i bierze sprawę w swoje ręce. LBJ robi zamieszanie, mamy nowego szeryfa na dzikim zachodzie!  Dame odpowiada na wezwanie szeryfa. Zawodnicy idą kosz za kosz. Nik Stauskas pojawia się na placu gry i wkleja przyjezdnym szybko dwie tróje pod rząd. Lakers tracą prowadzenie w samym końcu kwarty. Król z 13 punktami w premierowej odsłonie!

Druga kwarta to dalszy popis Stauskasa, który po prostu stanął w płomieniach. Kanadyjczyk kończy swoją akcje layupem, trafia pullupem… a  następnie wrzuca kolejne dwie próby trzypunktowe. Imponująca seria Nika. Lakers próbują trzymać się w grze, ale nie potrafią dzisiaj przycelować z dystansu. Trail Blazers odjeżdżają przyjezdnym na 11 punktów. W tym momencie następuje powrót do gry Lakersów. Rzuty za trzy dalej nie chcą wpadać do siatki PTB, jednak mieszanka weteranów z żółtodziobami wytwarza masę pozytywnej energii. Udaje im się częściowo odrobić straty. Po drodze swoim firmowym zagraniem popisuje się Rondo – markuje podanie za plecami i kończy o tablicę. Ostatni rzut należy do Trail Blazers, Turner dobija rzut Lillarda. Na tablicy wyników 65-63 dla gospodarzy. Lakers nie trafili żadnej próby trzypunktowej.

Zawodnicy otwierają drugą połowę. Gra idzie na styku. Nurkić fauluje po raz czwarty, zostaje zmieniony przez Meyersa Leonarda. W końcu ekipa PTB przełamuje równowagę punktowá. Z rogu za trzy trafia CJ McCollum, zza łuku trafia również jego obwodowy partner Damian Lillard. W obu przypadkach asystował wcześniej wspomniany Leonard. Nie skreślajmy Lakers! Ależ w nich jest energia. Brandon Ingram zaczyna trafiać. Josh Hart przechwytuje piłkę, która trafia w dłonie Jamesa, ten podaje do Ingrama – mamy punkty. Portland wznawia, Lillard podaje w stronę kolegi ustawionego w rogu, jednak nic z tego… Hart ponownie przechwytuje, po czym podaje do Kuzmy, ten kończy na pusty kosz. Gra znowu toczy się rzut za rzut. Lakersi wychodzą na prowadzenie! Mało tego, trafili w końcu za trzy, autorem Josh Hart. PTB odpowiada runem 8-0. Na zakończenie kwarty równo z syreną za trzy trafia ponownie Hart, ta kwarta należy do niego.

Czas rozstrzygnąć to spotkanie. PTB zwiększa prowadzenie. Podopieczni Luka Waltona ambitnie walczą. Co z tego? Na placu sieje postrach Stauskas, który znowu zdobywa kolejnych 6 punktów. LeBron bierze grę na swoje plecy. To jednak nie wystarcza. Blazersi dalej punktują. Collins odgrywa do McColluma, ten wychodzi w górę… trafia za trzy. PTB prowadzi 10 punktami na 5 minut do końca. Lakers zaczyna brakować energii. Ingram atakuje, zostaje faulowany – trafia co ma trafić.  Odpowiada za trzy CJ. Lakers nie składają broni, chociaż spotkanie wydaje się już rozstrzygnięte. Kuzma dostaje piłkę od Rondo, udaje mu się trafić. Za późno jednak na zryw. Na zegarze zostało zbyt mało czasu.

Rip City zostaje dzisiaj niezdobyte. Gospodarze mogą świętować pierwsze zwycięstwo w sezonie,  zdecydowanie zasłużyli na to. Jako drużyna byli bardziej zgrani i ułożeni. Od początku tez trafiali rzuty. Dla drużyny z Portland to 17 wygrane spotkanie otwierające z rzędu.  Ten mecz pokazuje, że musi minąć trochę czasu zanim jeziorowcy nabiorą zgrania. LAL nie pomogła też niska skuteczność rzutów zza łuku oraz problemy ze zbiórką.. ale przecież wszyscy się tego spodziewali. Lakers przegrali 16 spotkanie z rzędu z Blazers, gdzie diabeł nie może i LeBron nie pomoże.

Na wyróżnienie zasłużyli przede wszystkim Damian Lillard, który zanotował 28 pkt(9/21 z gry, 8/8 ft), 6 zbiórek oraz 4 asysty  oraz energetyczny Nik Stauskas autor 24 punktów z ławki(7/11 z gry 5/5ft). Dwóch zawodników Lakers z double-double: Lebron James 26 punktów i 12 zbiórek, Rajon Rondo 13 punktów i 11 asyst. Na wyróżnienie zasługuje Josh Hart, który uciułał 20 punktów, 4 zbiórki oraz 3 przechwyty.

Czy Wy też macie wrażenie, że w Los Angeles Lakers strzelcy są potrzebni od zaraz? Kogo widzicie jako wsparcie ekipy z Staples Center? Stary druh LeBrona z Cavs? A może Wayne Ellington? Tylko za kogo? Czekam na Wasze propozycję, zapraszam do dyskusji, najlepiej burzliwej.

 

Los Angeles Lakers 119 – 128 Portland Trail Blazers

 

4 Komentarze

  1. Nic bardziej nie cieszy jak takie zdjęcie na głównej (no chyba że KD w podobnej pozie), na usprawiedliwienie, 1 mecz sezonu w Portland to niewdzięczna wyjazdówka. Dla mnie bez zaskoczenia. Za to Wizards, paranoja.

  2. „Druga kwarta to dalszy popis Stauskasa, który po prostu stanął w płomieniach.” – dobry tekst, podoba mi się

  3. hej!

    W sumie dobrze się stało, że Lejkersi przegrali, bo muszą się chłopaki sporo nauczyć.
    Trochę mnie dziwi stawianie ich w roli drużyny rozstawionej w PO.
    Na chwilę obecną ciężko byłoby im wygrać z Pelikanami (ależ zagrali!!!), Denver, nie wspominając o GSW, Rockets, Jazz (trzymam kciuki za nich). A Spurs, Dallas, Clippers czy Minnesota to nie są leszcze do ogrywania. Bronek w LAL to może okazać się za mało w tej konferencji, by awansować do PO.
    Mimo wszystko – jednym z najważniejszych elementów jest chemia w zespole – jeśli się zgrają, to może… może..

    Co do chemii – Czarodzieje mecz otwarcia z osłabionymi Heat przerżneli przez nią… Superman popija kwas zamiast kawy a Jaś myśli, że Jordan to tylko marka obuwia i że za chwilę będzie ona wyparta przez Walle.

    W zeszłym roku Wizz nie wypalili i obawiam sie (zgodnie z autorem – btw niezły tekst), że mogą popaść w kłopoty natury mentalnej.

    Wychodzi na to, że na Wschodzie są tylko 3 liczące sie teamy – Boston, Raptors, 76ers (w tej kolejności), bo reszta może walczyć o 4 pozycję.

    A propos chemii w zespole – skoro potrzebny strzelec i poukładany mentalnie zawodnik – to proponuję Buttlera do Lakers! 😉

  4. Pingback:3-na-5: Malone na dłużej w Nuggets, Fultz w piątce Sixers, przedłużenia kontraktów - NBA Labs – strona o koszykówce NBA. Wyniki, aktualności, relacje i analizy.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *