Labs Raport: Warriors wygrali drugą połowę 64-25, mamy Game 7 w obu Finałach Konferencji

Paweł Mocek Strona Główna Wyniki 6

Golden State Warriors byli ponownie rozkojarzeni na samym początku spotkania, a Houston Rockets pokazali, że nawet bez Chrisa Paula potrafią im się przeciwstawić. Na nieszczęście tych drugich, taka sytuacja trwała tylko przez dwie kwarty. Druga połowa to już absolutna dominacja gospodarzy, którzy dzięki Splash Brothers i Draymondowi Greenowi doprowadzili do meczu numer siedem.

Co zadziwiające, to znowu Rockets wyszli na parkiet z większą energią i szybko zrobili się także gorący na dystansie. W pierwszej kwarcie trafili 8 z 12 rzutów zza łuku, korzystając zarówno z nieporozumień Wojowników przy zmianach krycia, jak i z gry w transition. Warriors przespali początek spotkania i gdyby nie straty Jamesa Hardena, mieliby problemy, by przekroczyć granicę 20 punktów. Ostatecznie tracili po premierowej odsłonie aż 17 oczek, a Kevin Durant cały czas – od czwartej kwarty Game 5 – był bardzo słaby.

Po powrocie do gry Stephena Curry’ego, ball-movement Warriors poprawił się, lepsza była także komunikacja w obronie, dzięki czemu szybko udało się zmniejszyć stratę do poniżej 10 oczek. Pod koniec drugiej kwarty gospodarze dali się jednak ponownie sprowadzić do gry izolacyjnej, a dodatkowo popełniali faule przy trójkach Hardena. Na tablicy wyników do przerwy było 61-51 dla gości, którzy byli o 24 minuty od awansu do Finałów.

24 minuty to jednak dużo czasu. Szczególnie, jeśli w pierwsze 95 sekund trzeciej kwarty, Warriors robią run 9-0 i praktycznie niwelują do zera przewagę Rockets, wypracowaną ciężką pracą przez całą pierwszą połowę. Zaczął działać ruch piłki, Klay Thompson i Curry biegali po zasłonach i trafiali trójki, a obrona gospodarzy nie gubiła już zmian krycia, pomagała sobie nawzajem przy penetracjach i dużo lepiej kryła linię rzutów za 3 punkty. To wszystko uruchomiło grę w transition, dzięki której Warriors zabiegali gości.

Mike D’Antoni pod nieobecność Chrisa Paula grał w tym meczu tylko sześcioma zawodnikami i w czwartej odsłonie – przy dwucyfrowym prowadzeniu Warriors – było już widać potężne zmęczenie Hardena i spółki. Nie trafiali rzutów i nie potrafili przeciwstawić się fizycznej obronie Wojowników. W połowie ostatniej ćwiartki widzieliśmy już na parkiecie Joe Johnsona i Ryana Andersona, co oznaczało jedno – Game 7.

Klay Thompson trafił 9 z 14 rzutów za 3 punkty na 35 punktów, dodając do tego 6 zbiórek i 4 przechwyty. Stephen Curry miał 29 punktów, 6 asyst i 5 zbiórek, a Draymond Green 4 punkty, 10 zbiórek, 9 asyst, 5 bloków i 4 przechwyty. Kevin Durant trafił tylko 6 z 17 rzutów z gry, ale uzbierał 23 punkty. Warriors trafiali 49.4% z gry, w tym 16/38 za 3 punkty.

James Harden miał 32 punkty, 9 asyst, 7 zbiórek, ale także 9 strat. Eric Gordon zdobył 19 punktów i miał 5 strat, a Trevor Ariza trafił tylko 6 z 19 rzutów na 14 punktów. Właśnie straty były problemem Rockets – popełnili ich aż 21, przy tylko 12 Warriors. Mieli też tylko 13 asyst i trafiali 40.3% z gry, pomimo trafienia 15 z 39 rzutów zza łuku.

6 Komentarze

  1. No to sie bedzie dzialo w game 7. Jesli Paul nie zagra w tym meczu a wszytko na to wskazuje (tego typu urazy leczy sie 2-3 tygodnie) o w fianale zobaczymy warriors ale bedzie to po bardzo ciezkiej walce czego sobie jak i pozostalym kibicom basketu zycze.

  2. A może to Rockets byli rozkojarzeni w drugiej polowie?
    Dlaczego beznadziejna gra GS tłumaczina jest zawsze rozkojarzenien, albo że im się nie chciało.
    Śmiem twierdzić, że gdyby CP3 był na boisku, to GS kończyli by też rozkojarzeni.
    Zabrakło generała w 2 połowie.

    1. Oczywiście że gra wyglądałaby inaczej z Paulem. Ale gdyby był Iggy, to GSW grałoby znacznie lepiej.

      1. A gdyby Jordan nie skończył kariery, to byłby to pojedynek o drugie miejsce w BA. Uwielbiam te wszytskie gdyby….

  3. Osobno w 3 i 4 kwarcie zdobyli więcej punktów, niż Rockets przez całą druga połowę. 9 pkt w IV kwarcie, i to z takimi strzelcami. To chyba jakiś rekord PO?

    1. Mateusz Połuszańczyk

      O ile mnie pamięć nie myli, to podczas Game4 finałów NBA z 2006 roku Miami Heat ograniczyli poczynania Dallas Mavericks w czwartej kwarcie do zaledwie 7 punktów.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *