Nagrody na półmetku sezonu – Coach of the Year i Most Valuable Player

Paweł Mocek Inne Strona Główna 4

Przed Wami trzecia i ostatnia część rozdawania naszych nagród na półmetku sezonu, w której zajmiemy się wyróżnieniami zarówno dla najlepszego (najbardziej wartościowego) zawodnika, jak i dla najlepszego trenera. Klucz w wyborze tych nagród często różni się u każdej głosującej osoby, przez co nigdy nie można być pewnym tego, kto ją otrzyma. Przed Wami nasze typy do wczesnych wyróżnień Coach of the Year oraz Most Valuable Player.

COACH OF THE YEAR

Grzegorz Kowalczyk: Na początku myślałem o Bradzie Stevensie. Młody zdolny i uczący się. Świetnie zareagował na kontuzję Haywarda w pierwszym meczu sezonu i ustawił zespół zupełnie inaczej niż planował. Rozwinął młodych zawodników i jak na razie Celtowie są na pierwszym miejscu na Wschodzie. Ja natomiast zastanawiam się, jak do cholery Gregg Popovich wykręcił ze Spurs wykręcił 28-14??? Stary lis znowu dostosował taktykę zespołu do posiadanego składu. Do dyspozycji miał praktycznie jednego porządnego gracza (odmieniony Aldridge). Reszta to starzy albo nieznani szerzej zawodnicy. Pop potrafi z każdego wyciągnąć to, co najlepsze. Przy problemach kadrowych spowodowanych kontuzjami potrafił stworzyć zespół elitarny w obronie. Tylko Aldridge grał więcej niż 30 minut, a pozostali zawodnicy poniżej 27. Teraz z pełniejszym składem wyniki Spurs powinny być tylko lepsze.

Marta Kiszko: Bez dwóch zdań Brad Stevens. To jeden z najinteligentniejszych szkoleniowców ostatnich lat. Został – umówmy się – rzucony na głęboką wodę pięć minut po rozpoczęciu sezonu, gdy Gordon Hayward doznał kontuzji wykluczającej go prawdopodobnie na całe rozgrywki. Musiał z marszu poukładać od nowa rotację Celtics i tylko spójrzcie gdzie ich to zaprowadziło!

Marcin Polaczek: Tom Thibodeau. Biorąc pod uwagę, że liczy się tutaj postęp, wybrałem Toma. Minnesota pod jego wodzą znowu będzie w Playoffs – pierwszy raz od 14 lat. Już w tym momencie brakuje im tylko 6 wygranych, żeby wyrównać zeszłoroczny wynik. Do tego bardzo dobrze poukładał zespół, a o Wigginsie już mało kto mówi, że nie zasługuje na maxa. Poza tym nie widzę lepszych kandydatów. Stevens już w zeszłym roku wygrał sezon regularny na wschodzie i poprawi się max o 2-3 wygrane a D’Antoni został trenerem roku w poprzednim sezonie.

Miłosz: Brad Stevens. Boston stracił swojego All-Stara po 5 minutach od rozpoczęcia sezonu zasadniczego. Po letnich wymianach oceniany raczej negatywnie, wszak pozbyto się dwóch znakomitych, podstawowych defensorów, zespół Celtów zaskoczył wszystkich niedowiarków wspaniałą grą i serią 16 zwycięstw z rzędu. W dodatku drużyna nie utraciła nic z woli walki, którą charakteryzowali się w ubiegłych rozgrywkach. Kyrie Irving potwierdza, że może być liderem zespołu, a Jaylen Brown zachwyca swoją grą w drugim sezonie w NBA. Można wręcz otwarcie powiedzieć, że na tym etapie Boston nie tęskni za Isaiah Thomasem, zaś ogromna w tym zasługa właśnie Brada Stevensa, który mimo kontuzji Haywarda nie tylko potrafił fantastycznie ułożyć zespół i rozdzielić role między swoimi podopiecznymi, ale też wydobyć z nich wszystko, co najlepsze. I jak tu nie trzymać kciuków za liderów konferencji wschodniej?

Mateusz Połuszańczyk: Gregg Popovich. Bilans 28-14 bez Kawhi Leonarda, Tony’ego Parkera, Danny’ego Greena, czy Rudy’ego Gaya? Pop jest geniuszem rotacji. Gdy wszyscy są zaintrygowani grą Celtics, Rockets, Warriors i Cavaliers, Spurs po cichu robią swoje, pewnie zmierzając do play-offów z jednego z najwyższych miejsc w Konferencji Zachodniej. Znowu nudna, przewidywalna drużyna San Antonio? I tak, i nie. Popovich wyrobił sobie markę, autorytet wśród zawodników z najgłębszych otchłani ławki rezerwowych. Niby wszyscy wiedzą, jaką zagrywkę zastosuje szkoleniowiec Ostróg, ale nikt nie może jej odczytać. Trenerski weteran po raz kolejny udowadnia, że nagroda Coach of The Year należy się mu jak psu buda.

MOST VALUABLE PLAYER

Grzesiek: Pierwsze mecze sezonu mogły sugerować, że do stałego grona kandydatów na MVP dołączy Giannis. Ale on niestety dostał zadyszki, bo pozostałe Kozły zamiast ciągnąć z nim wózek, wskoczyły na niego 🙂 Jeszcze musi poczekać. Twardy orzech do zgryzienia z tym MVP. W Bostonie i Toronto wynik ciągnie zespół. Leonard za długo był kontuzjowany, żeby liczyć się w tym roku. Westbrook gra na zbyt niskim procencie skuteczności i wyniki drużyny jeszcze nie przekonują. Pozostają Curry, Durant, Harden i James. W tej chwili stawiam na Kevina Duranta. W ofensywie zawsze był zawodnikiem wybitnym, a przez dwa lata w Warriors rozwinął się jako obrońca. Jeżeli będzie szedł w tym kierunku, to ma szansę na zgarnięcie statuetki dla najlepszego obrońcy. Dzięki temu, że robi różnicę po obu stronach parkietu stawiam na Kevina.

Marta: Ciężko wyłonić na ten moment niekwestionowanego MVP i podejrzewam, że wraz z każdym tygodniem sytuacja w klasyfikacji może się cały czas zmieniać. Powodem tego są oczywiście kontuzje. Jeszcze do niedawna to James Harden z LeBronem Jamesem byli głównymi kandydatami do tej statuetki. Podejrzewam, że z racji kontuzji ścięgna udowego Hardena i powrotu Thomasa, który nieco odciąży Króla w ofensywie, sytuacja ulegnie zmianie i pewnie na prowadzenie wysunie się ktoś z pary KD-Steph.

Marcin: James Harden. Podtrzymuję swój typ z początku rozgrywek i uważam, że w tym sezonie zwycięzca może być tylko jeden! Tym razem, tytułu nie zabierze mu już ani Curry, ani Westbrook. Harden jest najlepszym strzelcem ligi (32,3 pkt), trzecim wśród „asystentów” (9,1), do tego 5 zbiórek i prawie 2 przechwyty, a do tego notuje najwyższą w karierze skuteczność w rzutach za 3 pkt – 39%. Oczywiście jego zespół jest w ścisłym czubie ligi przez co spełnia wszystkie wymagania. Ile znaczy dla drużyny, możemy zobaczyć po ostatnich wynikach bez niego. Inna sprawa, że inni kandydaci się nie garną do tytułu, więc The Beard zadanie ma ułatwione.

Miłosz: James Harden. Nie sądziłem, że kiedykolwiek wytypuję właśnie Jamesa Hardena na MVP całego sezonu. Od momentu dołączenia do Rockets, na jego barkach spoczęło nie tylko zdobywanie punktów, ale też rozgrywanie, co na pierwszy rzut oka za bardzo przypominało Thunder i Westbrooka. Szybko okazało się jednak, że D’Antoni wie co robi, a sam Harden szybciej niż lider Thunder doszedł do słusznego wniosku, iż wykręcanie statystyk indywidualnych może i zaspokaja ego, ale niekoniecznie pozwoli zespołowi walczyć o najwyższe cele. Brodacz notuje rewelacyjne 32.3 punktu i 9.1 asysty na mecz, ale w jego przypadku to nie statystyki są najważniejsze ale fakt, że dzięki niemu cały zespół gra lepiej – a przecież właśnie to powinno być kryterium przyznawania nagrody. Clint Capela zalicza najlepszy sezon w karierze, w dużej mierze dzięki znakomitej współpracy dwójkowej z Hardenem. Spisywany już na straty Trevor Ariza wciąż pokazuje, że potrafi grać na wysokim poziomie i być przydatny dla zespołu. Eric Gordon znów ociera się o 20 punktów na mecz, co ostatnio udawało mu się jeszcze w Nowym Orleanie, w sezonie 2011/2012. Do pełni szczęścia brakuje mi u Hardena lepszej gry w defensywie, ale chyba pozostaje mi się pogodzić z przekonaniem D’Antoniego, że dla zespołu James Harden jest znacznie bardziej pożyteczny w ataku, więc w obronie powinien odpoczywać 🙂

Mateusz: Kevin Durant. Wszędobylski. Rozwinął niesłychanie swoje umiejętności defensywne i jeszcze dokonał postępu w ofensywie, gdy większość była zdania, że więcej nie można z niego wykrzesać. Ponadto występuje w drużynie z najlepszym rekordem (33-9), więc komu przyznać MVP, jak nie jemu? Gwoli ścisłości podaję statystyki, żeby nie było wątpliwości – 25.9 punktu (50.1% z gry, 39% z dystansu, 89.4% z linii rzutów wolnych), 7.1 zbiórki, 5.3 asysty, 2.3 bloku na mecz. Mało? Kiedy Stephen Curry opuścił jedenaście spotkań w bieżącym sezonie, spowodowanych kontuzją, kto wziął odpowiedzialność za poczynania Wojowników na boisku? KD. W tym okresie Golden State zanotowali bilans 9-2. Zobaczymy, co przyniesie druga część sezonu, póki co to Durant jest moim MVP.

4 Komentarze

  1. Ja jednak trzymam kciuki za Buttlera – ogromny wpływ na drużynę i wyniki, mimo że czasem nie widać tego w statsach

  2. Ja trzymam za każdego nie-Hardena i to pomimo, że brodacz gra fenomenalnie w tym sezonie i nie sposób nie zgodzić się, że na półmetku jest głównym kandydatem do MVP 😉 W tym sezonie chyba tylko kontuzja może odebrać mu nagrodę, bo na drugi numer z „koniem kardashiańskim” już się raczej nie nabierze 😉
    Ale nagroda dla trenera – bez kontrowersji. Wygra pewnie B.Stevens.

  3. Harden eurosteps MVP? Bez żartów,ball don’t lie więc pajac nigdy niczego wielkiego nie osiągnie.

    1. Tyle, że koniec 2 dekady XXI wieku wygląda na czas pajaców – do polityki nie chcę się odnosić – więc argument z NBA MVP – najpierw Russ, teraz Harden, za rok Cousins… Ciekawe co na to Nostradamus, albo wróżbita Maciej 😉

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *