Overtime: Letarg Washington Wizards

Marta Kiszko Felietony Overtime Strona Główna 6

Washington Wizards są dokładnie tym samym, czym byli w ubiegłym sezonie i jeszcze w poprzednich latach. W stolicy Stanów Zjednoczonych nic się nie zmienia, panuje stagnacja, a lokalni Czarodzieje nie mają pomysłu, jak odwrócić sytuację. 1-5 to bilans stołecznej ekipy, przed którą ukłonić się mogą jedynie Hawks i najsłabsi Cavaliers. John Wall i Bradley Beal siódmy rok z rzędu próbują ciągnąć tę drużynę, ale skutek znów jest podobny.


Scott Brooks po raz kolejny nie ma pomysłu na swój skład i mimo zmian w rotacji, Waszyngton znów gra tę samą koszykówkę, do której zdążyli przyzwyczaić swoich kibiców w ubiegłych sezonach. Wizards nie są drużyną skrojoną pod obecną ligę NBA, gubią się na switchach po obu stronach parkietu i tradycyjnie kuleje selekcja rzutowa. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego dla Wizards umiejętność utrzymania przewagi wypracowanej w pierwszych trzech kwartach, w ostatniej jest takim rocket science.

O decyzjach Grunfelda można by napisać książkę o kilku tomach. Te decyzje z roku na rok zbierają żniwo w postaci jakości występów stołecznej ekipy i póki co perspektywa, że to się zmieni nie istnieje. Zwróćcie uwagę, że Wizards nie są drużyną na żadnym etapie przebudowy. To team z wydawałoby się solidnymi graczami i mocnym backcourtem. To także team mocno przepłacony, którego wartość zupełnie nie idzie w parze z jakością. W ubiegłym roku w jednym z moich pierwszych tekstów na stronie pisałam o maksymalnych kontraktach, jednym z nich była umowa Otto Portera. Mieliśmy dać czas Porterowi, miał się rozwijać, stopniowo jeszcze bardziej zagrażać swoim solidnym rzutem zza łuku. Tymczasem zawodnik nie dość, że w ciągu tych sześciu spotkań oddał zaledwie 27 trójek (mniej niż, np. John Wall, Bradley Beal, Kelly Oubre Jr, czy Markieff Morris), to w ogóle boi się rzucać. Za co te kilkadziesiąt baniek, skoro jego gra nie przyczynia się do jakości gry Washington Wizards? Ile jeszcze czasu trzeba czekać, by Porter zaskoczył? I na ile to John Wall/Bradley Beal (niepotrzebne skreślić) mogą wstrzymywać jego rozwój?

Defensywa Wizards to kolejny temat rzeka. Obecnie plasują się na 26. miejscu w lidze, pozwalając przeciwnikom na średnio 114.5 punktów na sto posiadań. Brak w składzie elitarnego rim protectora daje się we znaki. Ian Mahinmi jest… Ianem Mahinmim. Te zaanektowane dolce nadal nie są współmierne do jego prezencji na parkiecie. Francuz ma gigantyczny problem z faulami i bardzo łatwo go odesłać na ławkę. Wielki nieobecny, 33-letni Dwight Howard, też nie jest receptą na wszystkie bolączki w obronie. Ani na zbiórki, których procent jest historycznie niski w tym sezonie. Pytanie, ile meczów Howard jest w stanie zagrać zanim znów się połamie i jak jego obecność wpłynie na chemię między zawodnikami drużyny. Zamienił stryjek siekierkę na kijek – to chyba najlepsze podsumowanie kadrowych ruchów na pozycji środkowego.

To, co jednak niepokoi najbardziej to fakt, że w tej chwili znów docierają do nas informacje zza Oceanu, że panowie nie są „on the same page”.

Nie mogą dogadać się, kto ma przewodzić drużynie, kto ma wziąć odpowiedzialność za punkty. Znów pojawiają się pretensje i szukanie kozła ofiarnego. Klasyczni i toksyczni Wizards. Brak chemii w zespole zabija produktywność. Kurt Henlin z NBC Sports zwrócił uwagę na ciekawą rzecz w tym kontekście. Wypunktował sytuacje, które miały miejsce od początku sezonu i dobitnie pokazywały to, jak bardzo słowo „teamplay” nie wpisuje się w koszykarski słownik Wizards:

  • „ Gdy Bradley Beal poślizgnął się i upadł na parkiet w drugiej połowie meczu, zawodnik Clippers, Tobis Harris, pomógł mu wstać, bo nikt z kolegów z drużyny do niego nawet nie podszedł. Były takie dwa podobne przypadki podczas tego niedzielnego meczu, że gracz Clippers pomagał wstać zawodnikowi Wizards.

  • Gdy Wizards weszli na parkiet przed meczem, nie było żadnej interakcji między zawodnikami – Otto Porter dyskutował z sędzią, bo była to jedyna osoba, która chciała z nim rozmawiać.

  • Zawodnicy Clippers wydawali się bardziej przejęci, gdy Markieff Morris upadł na parkiet, bo dostał z łokcia, niż ci z Wizards.”

Jeżeli trener drużyny w rozmowie ze szkoleniowcem przeciwnika mówi mu, że „hej, ale fajnie dogadują się ci twoi podopieczni. Jest między nimi chemia”, to znak, że albo należy wymienić komplementującego oponenta trenera albo kadrę zawodników. Najchętniej: obie frakcje. Scott Brooks nie ma żadnego wpływu na swoją drużynę, a zawodnicy grają dla samych siebie. Co dziwniejsze, Brooks wcale nie siedzi na gorącym krześle. Kiedy więc Grunfeld pójdzie po rozum do głowy i wyczyści toksyny z powietrza (generowane przez Johna Walla?), nałoży kwarantannę na część wybrańców i postara się odbudować już nie tylko zespół i chemię w organizacji, ale i wizerunek klubu? 1-5 Wizards to nie przypadek i wygląda na to, że ten zespół szybko stoczy się na dno ligi. Nawet mając gwiazdy większego formatu.

Ciekawostka na koniec: Wizards pozwolili przeciwnikom w pierwszych sześciu meczach na 750 punktów. Takiej sumy wpakowanych oczek po sześciu spotkaniach NBA nie widziała od 1990/91, kiedy to Denver Nuggets pozwolili na 916 punktów. Bryłki ten sezon zakończyły z bilansem 20-62, mimo że w ubiegłych rozgrywkach byli na plusie (43-39). Co ciekawe, Washington Wizards kampanię 2017/18 również zakończyli rekordem 43-39. To Wam zostawiam wyciągnięcie wniosków (z przymróżeniem oka).


Dzięki

6 Komentarze

  1. Jesli twoja druzyna gubi sie na switchu po atakowanej stronie to wiedz, ze diabel sie nia interesuje. Jesli tylko sedzia chce rozmawiac z Otto Porterem, wiedz, ze tam sie cos bardzo mocno burzy.

    1. Pogoniłabym Walla. Mam nieodparte wrażenie, że to on jest głównym prowodyrem całego zamieszania.

  2. Wizards mieli swoją jedyną szansę na sukces kiedy rezydowali u nich Paul Pierce, Nene (i chyba też Dudley jeśli się nie mylę) wtedy panowała odpowiednia równowaga, balans pomiędzy obecnością weteranów a chęciami młodych gniewnych, czyli wiadomego duetu. Dla Gortata też to był najlepszy moment bo wyżej wymienieni lubili z nim grać. Niestety skończyło się na nie uznanej 3jce Pierca w playoffs, który taszczył na plecach całe to gówniarstwo, prawie się mu udało… prawie. Widząc/słysząc Wizards myślę – koszykarska patologia, dzikusy (bez kontekstu rasowego).

  3. Nie roziem jak mozna bylo dac taki kontrakt Porterowi. To przeciez jest chore!
    Po mojemu powinnismy zobaczyc kilka spotkan z Howardem w skladzie a kwestia czasu jest rozlam w druzynie.
    Popieram Marte . Wall out

    1. Może Porter potrzebuje gry z większą odpowiedzialnością za ofensywę. Może wtedy zaliczyłby swój „breakout year”. Nie dowiemy się tego, póki nie rozbiją trzonu. Na razie jest tylko trzecią opcją, a gdy Howard wróci, to być może czwartą.

    2. Pozbycie sie Walla wydaje sie oczywistoscia (jesli Wizards maja jakiekolwiek ambicje) – pytanie gdzie znajda frajera, ktory bedzie chcial placic Wallowi majatek do konca sezonu 22-23? Jesli ktos w Wizards ma jaja i zdecyduja sie na reset to probowalbym go pchnac juz w tym sezonie – moze do Nets za takiego Demarre Carrolla (kontrakt do konca tego sezonu), moze do Suns za Ryana Andersona (ten i przyszly sezon).

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *