Overtime: Rzut okiem na wymianę Spurs z Raptors. Leonard wraca do San Antonio

Marta Kiszko Felietony Overtime Strona Główna 1

Szybki rzut okiem na głośną wymianę między Spurs i Raptors przed ich pierwszym pojedynkiem w tym sezonie. Po niecałych trzech miesiącach od startu sezonu trudno jednogłośnie wskazać jednego konkretnego zwycięzcę transakcji pomiędzy klubem z San Antonio i jedynym kanadyjskim reprezentantem z Toronto. Dla obu ekip wymiana ta to win-win. Zwłaszcza w kontekście tego, że każdy z tych ruchów był obarczony pewnym ryzykiem. Nie wiadomo było, czy Leonard odnajdzie się na parkiecie po tylu miesiącach bycia poza grą, a z kolei w przypadku DeRozana zastanawiające było to, na ile w ogóle poradzi sobie w nowym otoczeniu i czy nadal będzie taką ofensywną siłą, jaką był w Raptors.

DeRozan wciąż rozwija się jako zawodnik w San Antonio. Mimo, że filozofia Popovicha to nadal szukanie najlepszego rzutu, zawodnik wciąż punktuje na swoim „normalnym” poziomie. Oddaje 18.3 prób na mecz (więcej niż w ubiegłym roku w Raptors), ale gra na najlepszej skuteczności od czasu debiutu w lidze (obecnie 47.7%). Naturalnie, spadły jego liczby zza łuku i DeMar wykonuje tylko jeden rzut na mecz za trzy, co stanowi zupełny kontrast do poprzednich rozgrywek. W 2017/18 jedną z najważniejszych historii z obozu Dinozaurów było to, że DeRozan wreszcie nauczył się grać na obwodzie. Ewidentnie Popovich nie zamierza dalej kształcić w nim tej umiejętności, stawiając znów na DeRozana w roli strzelby z midrange i finiszera pod koszem. DeMar oddaje o jeden rzut więcej z półdystansu i jest właściwie tak samo skuteczny w tej strefie, jak w ubiegłym sezonie. Częściej kończy też swoje akcje w pomalowanym niż miało to miejsce w Toronto.

Jako gracz San Antonio zaczął lepiej podawać i zbierać, czego dowodem jest 6.3 asyst i 5.9 zbiórek (dla porównania w sezonie 2017/18 te liczby to odpowiednio: 5.2 oraz 3.9). Co ciekawe, DeRozan wcale nie podaje więcej niż w poprzednich latach, po prostu robi to skuteczniej niż w Raptors.

Z drugiej strony mamy Kawhia Leonarda w Toronto, czyli ryzykowny dla Masai Ujiri eksperyment – a przynajmniej taka była narracja jeszcze przed sezonem. Kawhi mógł wcale nie chcieć grać, założyć ręce i odstawić podobną szopkę do tej w San Antonio (pisałam o tym w tym Overtimie). Tymczasem Leonard nie tylko robi, co do niego należy, ale robi to dobrze. Na początku miał pewne problemy z przystosowaniem się w nowym koszykarskim środowisku, ale znalazł jednak wspólny język z Kylem Lowrym na parkiecie i aktualnie jego gra przypomina tę, dzięki której zdobył MVP Finałów.

Trudno polemizować statystycznie z tym, co pokazał w ubiegłym sezonie, ponieważ rozegrał zaledwie garstkę spotkań, ale Kawhi znów jest the real deal. Nie tylko pomaga drużynie wygrywać mecze, ale sprawia, że zawodnicy wokół niego grają lepiej (patrz: Pascal Siakam). Potrzebuje jeszcze złapać taki rytm w ofensywie, żeby Raptors mogli liczyć na jego dobrą dyspozycję rzutową w każdym meczu.

Obaj zawodnicy będą pewnie chcieli utrzeć nosa swoim poprzednim zespołom i aktualnie obaj są świetnie przygotowani. Leonard niedawno zaliczył fenomenalny występ przeciwko Jazz, który zakończył career-high  45 punktami. DeRozan z kolei w ostatnim spotkaniu był rewelacyjnym dystrybutorem piłki (10 asyst) w pojedynku z Celtics. W całej jego karierze w Raptors dwycyfrową liczbę asyst zanotował tylko trzy razy. DeMar DeRozan od początku sezonu zaliczył dziewięć przynajmniej 30-punktowych spotkań. Dzisiaj NBA serwuje prawdziwą ucztę!


Dzięki!

Komentarze

  1. Jak zawsze celne spostrzeżenia i jak zawsze napisane tak, że przyjemnie się czyta. Nic dodać nic ująć. Może jedynie proponuje publikować więcej tekstów! Pozdrawiam.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *