Fast Break: W co grają Denver Nuggets, Wolves będą żałować maksa dla Wigginsa

Paweł Mocek Fast Break Felietony Strona Główna 1

Już cztery lata minęły od czasu, gdy Andre Iguodala i Ty Lawson prowadzili Denver Nuggets do 3. miejsca na Zachodzie. Wówczas jednak ich przygoda z playoffami zakończyła się na pierwszej rundzie (przegrali z wtedy jeszcze młodymi i obiecującymi Golden State Warriors) i od tamtej pory kibice w Kolorado nie mogli emocjonować się fazą posezonową. Apetyty na playoffy były już rok temu, a jeszcze większe są teraz, po pozyskaniu Paula Millsapa. Tymczasem w składzie jest 7 wysokich, dwóch skrzydłowych grających lepiej na „czwórce” i nie ma żadnego typowego rozgrywającego. W co grają Denver Nuggets?

Mason Plumlee podpisał parę dni temu trzyletnią umowę z Nuggets, wartą 41 milionów dolarów. Czterdzieści jeden! I to po tym, jak Nerlens Noel podpisał ofertę kwalifikacyjną z Dallas Mavericks, którym jest potrzebny dużo, dużo bardziej. Pytanie, które od razu się nasuwa: po co Nuggets to robili? Jedyna odpowiedź, jaka przychodzi mi do głowy to taka, że Denver nie chciało stracić twarzy po wymianie Jusufa Nurkicia, w której oddali razem ze swoim środkowym wybór w pierwszej rundzie draftu (20. pick, poszedł z nim Harry Giles). Pozyskali w niej właśnie Plumlee’ego, więc głupio byłoby puszczać go wolno po zaledwie dwóch miesiącach jego gry w koszulce Denver.

Innej odpowiedzi nie ma. Można mówić, że potrzebowali jego wizji parkietu, atletyzmu, bla, bla. Mają obecnie w składzie już dwóch wybitnych – jak na swój wzrost i pozycję – wysokich graczy, którzy w dodatku grają ze sobą w pierwszej piątce. Plumlee zostanie pewnie back-upem Paula Millsapa, który będzie dublował się na parkiecie z Jokiciem i w dodatku nie daje zbyt wiele po bronionej stronie parkietu. Jest to jeszcze bardziej niezrozumiałe, bo w drafcie Nuggets oddali własny 13. pick za dwóch silnych skrzydłowych – Treya Lylesa i Tylera Lydona. Ta wymiana również jest zastanawiająca, patrząc na to jakich graczy mogli wyciągnąć z tym numerem (chociażby Justin Jackson, czy OG Anunoby).

Samo zatrzymanie Plumlee’ego na rocznej umowie nie byłoby oczywiście wcale złe, bo czasem zdarza się, że ktoś odnosi kontuzję, albo sam zawodnik pokazuje coś, czego nie pokazywał do tej pory. Natomiast Denver dali mu w pełni gwarantowany, trzyletni kontrakt i „zacapowali” się na kolejne lata. Jak na razie ich sytuacja finansowa nie jest rzecz jasna taka zła, ale należy doliczyć jeszcze tegoroczne przedłużenie umowy z Garym Harrisem. Można się spodziewać, że będzie to minimum 11-12 milionów dolarów za sezon, a prawdopodobnie nawet więcej. Za rok będą musieli jeszcze przedłużyć kontrakt Nikoli Jokicia i na tym już oszczędzać nie będą mogli. Zbliży się do nich widmo podatku od luksusu, na co właściciele Nuggets raczej nie są przygotowani.

Kontrakt Plumlee’ego należy do tej grupy umów, które z miejsca śmierdzą wymianą za rok, albo dwa. Okaże się, że nie pasuje do rotacji Nuggets i po prostu z niej wypadnie. Tak samo jak Kenneth Faried, który już z 20 razy miał być oddawany z Denver i jakimś cudem jest jeszcze w Kolorado. Nie widać żadnej koncepcji w budowaniu tych Nuggets, mimo świetnego ruchu jakim było pozyskanie Millsapa. Na talencie można jechać, jeśli jesteś młodym, perspektywicznym zespołem. W walce o playoffy liczy się jeszcze głębia składu i poskładanie pasujących do siebie elementów.


Pytanie „po co?” może pojawić się także już za rok w kontekście Minnesoty Timberwolves. Dokładniej w kontekście maksymalnej umowy, jaką już niedługo podpisze Andrew Wiggins. Kontrakt wart ponad 150 milionów dolarów za 5 lat gry, związujący go z Wilkami aż do sezonu 2022/23. Wiggins stanie się w ten sposób najlepiej zarabiającym graczem Timberwolves w przyszłym sezonie. A będzie przecież co najwyżej trzecią opcją tej drużyny.

Karl-Anthony Towns jest przyszłością Wolves i za rok praktycznie na pewno dostanie na swoje biurko podobną ofertę, co Wiggins. Jimmy Butler przechodzi do Wolves jako brakujący element, był kimś kogo od roku chciał mieć w swojej drużynie Tom Thibodeau. Są jeszcze Jeff Teague, Jamal Crawford i nagle rola Wigginsa w ofensywie zmniejsza się diametralnie w porównaniu do poprzednich sezonów.

Rozwój Wigginsa przebiega spokojnie i dość równo, bo w każdych kolejnych rozgrywkach pokazywał coraz więcej. W poprzednim sezonie dołożył do swojej gry więcej gry z piłką w rękach oraz lepszy rzut z dystansu. Wciąż nie jest to jednak tyle, ile oczekiwalibyśmy od „kolejnego LeBrona Jamesa”, jak mówiono przecież o Kanadyjczyku przed jego wejściem do ligi. Wystarczy popatrzeć tuż obok: pierwsze dwa sezony Townsa były najpierw pokazem, a następnie eksplozją talentu i potencjału, jakim dysponuje środkowy Wolves. Wiggins co prawda pokazał już się z dobrej strony, ale nie było jeszcze momentu, w którym przymierzalibyśmy go chociażby do All-Star Game.

Nowe otoczenie, w jakim znajdzie się Kanadyjczyk nie pomoże mu rozwijać się dalej jako zawodnik. Zarówno Teague, Butler, jak i Crawford to gracze potrzebujący piłki w rękach, a akcje dwójkowe rozgrywają głównie z wysokimi. Wiggins powinien stawać się coraz lepszym playmakerem, by nie być uzależnionym wyłącznie od swojego atletyzmu. Kolejnym krokiem na drodze rozwoju Wigginsa powinna być także m.in. jego defensywa, ale to Butler będzie krył groźniejszego gracza z pozycji 2-3, więc Andrew nie będzie puszczany na głęboką wodę.

Trudno spodziewać się więc wyraźnego skoku w grze 22-latka i Wolves powinni raczej poczekać do kolejnego lata, kiedy cena za Wigginsa mogłaby nawet spaść. Mogliby także ocenić, czy rzeczywiście jest on niezbędną częścią w przyszłości Minnesoty? Okazało się, że nie był nią Zach LaVine, a w sezonie 2017/18 Wiggins może mieć podobną rolę co właśnie dwukrotny zwycięzca konkursu wsadów. Tego bowiem można oczekiwać po graczu, który jest dobry w wielu rzeczach, ale nie jest wybitny w niczym.

Komentarze

  1. Zastanawiam się jakim cudem NBA poszło w przepłacanie zawodników typu Plumlee. Rozumiem płacenie takiemu zawodnikowi 40 baniek za 3 lata gdy jest 1 C w zespole. Rozumiem, że teraz każdy chce maksa, ja też chce zarabiać więcej. Lecz w moim przypadku pracodawcy są jednak zdroworozsądkowi, płacą mi tyle na ile zasługuje(powiedzmy). W NBA tego nie ma. Naprawdę nie rozumiem płacenia maksów 3 opcjom i przepłacanie zawodników. Mahinmi, Potter… Biyombo, Holiday… lista jest naprawdę długa. Nasuwa się pytanie, kiedy pęknie ten jebany balonik!?

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Sprawdź też...
Alex Len podpisze swoją ofertę kwalifikacyjną od Suns
Phoenix Suns nie byli zbytnio zainteresowani przedłużaniem kontraktu z Alexem Lenem i za ich przykładem ...