Long-distance Shot: Najlepsi debiutanci spoza czołowej dziesiątki draftu 2018

Maciej Jaguszewski Felietony Long distance shot Strona Główna 3

Zeszłoroczny draft obfitował w sporo emocji i nadziei związanych z nowymi młodymi talentami. Dla wielu debiutantów był to świetny sezon. Co prawda po wyborach z czołówki można było się tego spodziewać, jednak trzeba przyznać, że Deandre Ayton, Marvin Bagley, Luka Doncić, Jarren Jackson Jr. i Trae Young sprostali oczekiwaniom w swoim pierwszym sezonie. Zapewne jednak kolejność wyboru pierwszej piątki rok po drafcie byłaby trochę inna…

Kto oprócz czołowej piątki pokazał się z dobrej strony? Wielu graczy niewybranych w ścisłej czołówce, z mniejszą presją rozegrało nadspodziewanie dobry pierwszy sezon i chociaż nie spodziewamy się, że staną się gwiazdami, to w przyszłości łatwo sobie wyobrazić ich w roli zadaniowców czy nawet graczy pierwszej piątki ekip NBA. Niektórzy już takie role pełnią… Zwróciłem uwagę na dziesięciu graczy, którzy udanie rozpoczęli swoją przygodę w NBA, a zostali wybrani w drafcie 2018 poza czołową dziesiątką. O kogo chodzi?

Shai Gilgeous-Alexander (#11) – obwodowy Clippers zaczynał w pierwszej piątce 73 spotkania (zagrał w każdym meczu) i notuje solidny sezon. Jego statystyki to niemal 11 oczek, 3 zbiórki oraz nieco ponad 3 asysty i przechwyt na mecz. Ponadto jego rola w zespole się zwiększyła po odejściu Tobiasa Harrisa i od Meczu Gwiazd zdobywa 13 oczek i dodaje 4 asysty na spotkanie. Widać, że Clippers wiążą z nim swoją przyszłość, wierzą w niego, a 20-latek odpłaca się dobrą grą i zagra w play-offach jako podstawowy gracz jako jeden z niewielu debiutantów w tym roku.

Miles Bridges (#12) – znany ze swoich atletycznych wsadów skrzydłowy Hornets jest ich nadzieją na przyszłość wobec wydawanych sporych sum pieniędzy na kontrakty Marvina Williamsa, Michaela Kidd-Gilchrista oraz Nicolasa Batuma… choć debiutancki sezon spędził głównie w roli rezerwowego, to po Meczu Gwiazd dostał więcej szans. W marcu notował już prawie 10 oczek oraz zbierał z tablicy 5 piłek na spotkanie. Wydaje się, że dla Hornets przebudowa jest nieunikniona, a Bridges będzie ważnym graczem, na którego rozwój Charlotte będzie liczyło.

Kevin Huerter (#19) – rzucający obrońca Hawks nieco w cieniu kolegi z drużyny, Trae Younga, zanotował solidny sezon, w którym dostarczał niemal 10 oczek na mecz oraz co mecz trafiał prawie dwa razy zza łuku (na skuteczności 38%). Do punktów dodał po około 3 zbiórki i asysty oraz przechwyt na mecz. Obwodowy Atlanty pokazał, że jest dobrym strzelcem z dystansu i razem z Youngiem tworzy przyszłościowy obwód Hawks.

Josh Okogie (#20) – rzucający obrońca Wolves zaczynał w tym sezonie większość spotkań ze względu na to, że Minnesotę opuścił Jimmy Butler. Okogie pokazał się wielokrotnie z dobrej strony i wydaje się możliwe, że przyszły sezon rozpocznie w pierwszej piątce. Minnesota może być zadowolona z tego wyboru i na pewno będzie liczyć na rozwój młodego gracza wobec niezbyt dobrej sytuacji kontraktowej (maksymalne umowy Townsa i Wigginsa).

Landry Shamet (#26) – wymieniony do LA Clippers w zamian za Tobiasa Harrisa rzucający obrońca jest ważną częścią play-offowej drużyny. Zawodnik ten jest dobry strzelcem (w LAC średnio 11 oczek na mecz na skuteczności 45% zza łuku) i porównywany jest do JJ Redicka przez pryzmat znajdowania wolnych pozycji po zasłonach od kolegów i ciągłego poruszania się po parkiecie. Shamet prawdopodobnie zacznie mecze play-offowe w pierwszej piątce i będzie stanowił ważną część organizacji z LA, która w nadchodzące lato powinna się tylko wzmocnić mając środki na wolnych agentów.

Jalen Brunson (#33) – wybrany w drugiej rundzie gracz nie miał wielkiej presji szczególnie wobec mocnej obsady na obwodzie Dallas – Dennis Smith Jr. zaczynał jako podstawowy rozgrywający, a za nim grał JJ Barea. Jednak po wymianie tego pierwszego za Porzingisa oraz kontuzji Barei, pojawiła się szansa. Brunson pokazał się z dobrej strony od Meczu Gwiazd – od tego czasu dostarczał 14,6 oczek, 3 zbiórki i 4,4 asysty na mecz jako podstawowy rozgrywający. Jako syn byłego gracza NBA oraz zawodnik grający 3 lata na uczelni, rozgrywający nie wygląda jak typowy debiutant, gra dojrzale i wydaje się, że dobrze odnalazł się w stylu Dallas opartym na Luce Donciciu.

Mitchell Robinson (#36) – środkowy Knicks w swoim pierwszym sezonie jest już jednym z czołowych blokujących ligi i w przeliczeniu na 36 minut notowałby ponad 4 czapy na mecz. Oprócz bloków, zbiórek i dobrej obrony, Robinson jest bardzo efektywny z gry. Co prawda dużo rzutów pochodzi spod kosza, jednak skuteczność z gry 69% robi wrażenie i można sobie wyobrazić, jak funkcjonowałby środkowy z lepszymi rozgrywającymi… Wybór Robinsona z takim pickiem wydaje się być wielkim przechwytem zeszłorocznego draftu.

Rodions Kurucs (#40) – skrzydłowy Nets zaczynał w pierwszej piątce większość spotkań i pokazuje się z dobrej strony. Może 8,5 punktów i 4 zbiórki nie robią wielkiego wrażenia, ale widać, że Nets widzą w Łotyszu wartościowego gracza na kolejne lata. Taki zawodnik wybrany z #40 wydaje się być dobrą inwestycją Nets, którzy tym samym pokazują, że ich organizacja jest budowana mądrze.

Bruce Brown (#42) – posłużenie się zwykłymi statystykami przy tym graczu nie ma zbyt dużego sensu. Rzucający obrońca Pistons stylem gry przypomina Tony’ego Allena czy Andre Robersona – świetnego obrońcę, który w ataku ma problem z rzutem. Defensywa Browna jest świetna, o czym świadczą bardziej zaawansowane statystyki. Najprościej rzecz ujmując rywale Detroit mają wyższy Offensive Rating, gdy Brown jest poza parkietem niż, gdy gra. Defensywa może nie jest taka efektowna, popularna i nie widać jej na statystykach podstawowych, ale należy ją docenić. Obrońca Pistons dobrze spisuje się po tej stronie parkietu, co dobrze widać na poniższym filmiku:

Alonzo Trier (niewybrany) – gracz niewybrany w drafcie zdobywał 11 oczek na mecz i pokazał, że pominięcie go było błędem. Rzucający obrońca w nagrodę za swoją dobrą grę na dwustronnym kontrakcie zarobił w tym sezonie 3,4 miliona, czyli tyle co gracz wybrany z 8. numerem w drafcie. Drużyna z Nowego Jorku ma także opcję zespołu w kontrakcie Triera, dzięki której gracz może zarobić kolejne 3,5 miliona w przyszłym sezonie. Po udanym debiutanckim sezonie możliwe, że Knicks skuszą się na taką opcję, a jeśli nie, to wydaje się, że Trier dostanie latem ciekawe oferty.

Widać zatem, że zeszłoroczny draft przyniósł wielu graczy, którzy będą stanowić przyszłość drużyn NBA. Nie tylko gracze z czołówki, o których mówi się wiele, ale także liczni wybrani z dalszymi numerami udanie zaczęli swoją karierę. Dodalibyście kogoś do tej listy? Jak myślicie, którzy gracze z klasy draftu 2018 wkrótce odpalą i dołączą do listy trafnych wyborów spoza czołówki? Dajcie znać w komentarzach.

3 Komentarze

  1. Moim zdaniem na szczególne wyróżnienie zasługują – Robinson i Brown. Z numerami 36 i 42 to z reguły mało kto się pokazuje w swoim pierwszym sezonie a ta dwójka zdecydowanie odegrała ważne role w swoich ekipach.

  2. Poza ta dziesiatka dodalbym czterech ludkow. Pierwsza dwojka to wielcy nieobecni: michael porter jr, ktory licze ze w tej lidze sie jeszcze pokaże, drugi to lonnie walker, ktory duzo nie pogral, ale chlopak ma potencjał i … popa. Pozostała dwojka to moi chlopcy: okobo i melton (2 rundowi) troche nieokrzesani, ale moga byc z nich ludzie

    1. Nieobecnych nie uwzględniałem 😉 chociaż co do Portera i Lonniego również mam przeczucie, że będą z nich ludzie 😉 jeśli chodzi o graczy Suns, to może ich nie doceniłem przez słabe wyniki Suns oraz że się tak nie przebili mocnymi występami jak choćby Trier i Robinson z NYK 😉

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *