Fast Break: Future is here
Philadelphia 76ers poszli w kompletne bananas w pierwszej kwarcie sobotniego meczu z Golden State Warriors. Biegali do kontrataków, w ataku pozycyjnym Ben Simmons i podwajany Joel Embiid rozbijali obronę mistrzów NBA, a bardzo niedopłacony Robert Covington trafiał takie trójki, jakie zwykle trafiają Stephen Curry, czy Klay Thompson.
Potem w trzeciej kwarcie to Wojownicy poszli w b-a-n-a-n-a-s, robiąc praktycznie to samo co Sixers na początku meczu, dodając do tego jeszcze obronę. Pierwsze 24 minuty tego meczu pokazały jednak namiastkę tego, co jest przyszłością Philly. A może nawet przyszłością całej ligi?
Gdyby Ben Simmons był gotowy do gry na poprzedni sezon, wyścig o nagrodę Rookie of the Year zakończyłby się w styczniu wraz z kontuzją Joela Embiida. Brett Brown powiedział „I don’t give a fuck” całej lidze, wystawiając – niczym Pat Riley w latach 80-tych – gracza o wzroście niemal środkowego na pozycji rozgrywającego. Simmons jest już w tym momencie zbyt dobry i wysoki dla większości graczy, którzy muszą sobie z nim radzić w obronie. Kwestią czasu jest zmienianie wyjściowego ustawienia przez rywali, by dopasować się do lineupu Sixers.
Brown robi też inną niekonwencjonalną rzecz – wystawiając całą swoją pierwszą piątkę na początku drugiej kwarty, gdy inne zespoły często mają na parkiecie swoje rezerwowe ustawienia. Powód jest prosty – ta piątka jest synonimem mismatchu. Simmons, Embiid, Dario Sarić, Covington, J.J. Redick – nie ma tam gracza, którego umiejętności nie są w pełni wykorzystywane. Nie ma kłótni o piłkę, która nie leży przez długi czas w rękach jednego gracza.
Embiid był też dużą częścią dominującej pierwszej połowy przeciwko Warriors, gdy przestraszeni ostatnimi dwoma spotkaniami Kameruńczyka w Los Angeles mistrzowie podwajali go w post. Stamtąd Joel uruchamiał ball-movement. Także przez jego kontuzję w trzeciej kwarcie – z impetem wpadł na podstawę kosza, zszedł na parę minut na ławkę i po powrocie nie grał już tak dobrze, poza tym Golden State byli już w gazie – Sixers nie udało się odpowiedzieć na popisy Stephena Curry’ego i Kevina Duranta.
Brown stanie jeszcze przed wyzwaniem, jak do tego ustawienia wpasować Markelle’a Fultza. Ma grać z ławki? Ma zastąpić Dario Saricia w pierwszej piątce? Jak na razie to wyjściowe ustawienie wygląda tak dobrze, że szkoda byłoby cokolwiek zmieniać. Sixers mają jeszcze znaną już sobie opcję – dać debiutantowi Fultzowi spokojnie leczyć się do końca sezonu. Oczywiście, jeśli jest jakiekolwiek niebezpieczeństwo, że uraz będzie mu nadal przeszkadzał – nie mają po co się spieszyć, a nawet bez niego mają sporą szansę na playoffy.
Dodanie Simmonsa i zdrowy Embiid wniosły Sixers na dużo wyższy poziom. Ten pierwszy ma sporą szansę na stanie się jednym z najlepszych. Chodzi tu zarówno o ofensywny arsenał (wciąż bez rzutu), jak i umiejętność czynienia wszystkich graczy wokół lepszymi, niż są w rzeczywistości. To drugie – powtarzam, tylko to drugie – jest już LeBron-esque, porównując go do Króla w tym samym wieku.
Houston Rockets nadziali się na run Memphis Grizzlies w drugiej kwarcie, ale w drugiej połowie dzięki świetnej obronie nie oddali ani na moment prowadzenia i wynik mógł wskazywać na blow-out. Był to drugi kolejny mecz Chrisa Paula, powracającego po kontuzji kolana, ale właściwie pierwszy, bo spotkanie z Phoenix Suns trudno nazwać było meczem. Jak na razie nie wygląda to źle, choć mogłoby być lepiej.
Rakiety grały sporo przez CP3, szczególnie w pierwszej połowie pierwszej kwarty, gdy Harden ograniczał się właściwie do roli off-guarda. Świetnie wyglądała jego współpraca z Capelą, ale mniej było trójek. Paul jest graczem, który w pick-and-rollu skupia się raczej na grze z wysokim, który to potem ewentualnie po otrzymaniu piłki oddaje ją na obwód. Może być to jednocześnie problem Rockets, ale i zaleta – przez to ich playbook będzie dużo trudniej rozgryźć, niż dotychczas.
Pytanie też, jak z inną nieco rolą poradzi sobie Harden. Na razie Paul jest na ograniczeniu minutowym, ale gdy wróci do pełnej sprawności, obaj panowie będą grali ze sobą przez 15-18 minut w meczu (może nawet więcej). Bez CP3 rozpoczął swoją kampanię po MVP, teraz może być mu trudniej utrzymać tak świetne statystyki. Krzepiąca może być za to forma strzelecka obu panów. Paul od samego początku dostał zielone światło na rzuty z każdej pozycji, jeśli tylko ma trochę miejsca i to też może otworzyć Houston drogę do grania nim także bez piłki. Na więcej musimy poczekać do czasu, gdy Paul będzie grał po 30 minut w spotkaniu.
Memphis będzie niezwykle brakowało Mike’a Conleya. Tak właściwie, brakuje im go prawie od początku sezonu, bo po jego grze – szczególnie w ostatnich spotkaniach – można było wywnioskować, że nie jest w 100% zdrowy. Przy tak często zmieniającej krycie obronie Rakiet było widać, że ofensywa Niedźwiedzi w dużej mierze była oparta właśnie na nim, na kreatywności w grze pick-and-roll i współpracy z Markiem Gasolem. Również Hiszpanowi jego obecność bardzo ułatwiała grę.
W Grizzlies nie widać dla niego zastępcy, nawet jeśli podzielić jego zadania na kilku graczy. Do piątki wrócił Chandler Parsons, ale jego gra na koźle pozostawia wiele do życzenia. Mario Chalmers to strzelec, Andrew Harrison to nieporozumienie. Całe szczęście, że jest choć JaMychal Green, którego shooting i defensywa w tych trudnych momentach (to już 2-7 w ostatnich 9 spotkaniach) przydadzą się. Tylko Grit and Grind może ich bowiem uratować.
3 Komentarze
Trzmielasty
Oglądałem PHI vs GSW i ogormne wrażenie zrobili na mnie panowie z Sixers. Grali bez respektu dla mistrzów! Świetnie się to oglądało. Simmons, Embiid i Covington robili mega robotę. Ale… Tak jak wspomniałeś – Simmons nie dysponuje dobrym rzutem z dystansu, a Embiid czasem zbyt mocno forsuje rzut. Wiele było akcji, w których partnerzy stali na czystych pozycjach i zniecierpliwieni klaskali wręcz by dostać piłkę (JJ Redick). Ponadto – grali 8 zawodnikami. To za mało by utrzymać tak wysokie tempo gry. Ja w nich wierzę i myślę, że z takim ogromem talentu ta drużyna zajdzie wysoko!
DamianLopinski
Raczej nie ma opcji, by z takim talentem Phila w przyszłości nie byłaby czołową drużyną ligii. Brakuje im jeszcze m.in. solidniejszej obrony ale to co pokazali w tej pierwszej kwarcie z GSW to jest kosmos i obrazuje ich potencjał ☺.
BigAl
Grają bardzo przyjemnie dla oka. Też widziałem to co zrobili w Q1 w starciu z GSW – szok. Fakt że wychodziło im wszystko. Trochę ogrania, więcej doświadczenia i będzie super drużyna. Szkoda że Okafor się nie wkomponował w skład, ale Holmes robi dobrą robotę jako zmiennik. Covington to kocur, chyba najlepszy obrońca w składzie. Embiid ma świetne ruchy jak na tak dużego zawodnika, zresztą tak samo Simmons. JJ szybko się wpasował, tylko Saric czasem taki nieobecny, ale też ma momenty świetnej gry. Ciekawe jak do rotacji Fultza wkomponuje trener Brown, ale jakoś jestem o to spokojny.
Póki co świetnie się ich ogląda.