Fast Break: Luke Walton więźniem własnej filozofii, ile trzeba będzie czekać na Ingrama?

Paweł Mocek Fast Break Felietony Strona Główna 2

Los Angeles Lakers trzy razy z rzędu wybierali z drugim numerem draftu. D’Angelo Russella już nie ma w drużynie Jeziorowców, bo po dwóch sezonach przeciętnego progresu musiał zrobić miejsce dla Lonzo Balla, anonsowanego jako kolejny franchise player Lakers. Trzeci z tych drugich picków wciąż jest dla mnie i pewnie nie tylko dla mnie sporą niewiadomą.

Cel Lakers na przyszłe lato jest jasny – pozyskanie jednej, albo najlepiej dwóch gwiazd, które w połączeniu z młodymi graczami potrafiliby stworzyć nie tylko pewniaka do playoffów, ale także przyszłego kontendera. Zakładając, że Jeziorowcy dopną swego i któryś z wolnych agentów zdecyduje się na dołączenie do purpurowo-złotej części Miasta Aniołów (a są jedną z niewielu drużyn z cap space), to kim będzie w tej drużynie Brandon Ingram?

Ingram ma za sobą rozgrywki, w których spisywał się coraz lepiej w kolejnych miesiącach, ale i tak przy tak słabej klasie debiutantów nie dał rady wskoczyć nawet do All-Rookie 1st Team. Przy takich warunkach jakie ma, mógłby być ewenementem na miarę Kevina Duranta. Wysoki, szczupły skrzydłowy, który potrafi dostać się w prawie każde miejsce parkietu i celnie rzucić nad swoim obrońcą. Wzrost i zasięg ramion czynią z niego także potencjalnie dobrego defensora. Zarzut od początku był jeden – wygląda jak patyczak, który siłownię widział tylko na obrazkach.

Jestem daleki od stwierdzenia, że Ingram jest bustem. Osobiście liczyłem nawet na break-out sezon, jeśli uda mu się nabrać trochę ciała. Nie zrobił tego, natomiast wciąż powinien prezentować się lepiej niż w poprzednim sezonie. Przy Lonzo Ballu jest idealnym kandydatem do roli drugiego ball-handlera, co było widać zresztą w tym jednym meczu ligi letniej. W sezonie regularnym nie wygląda to – jak na razie – tak obiecująco i problem tkwi chyba w psychice.

Gołym okiem widać, że Ingram szuka swojej roli i nic dziwnego, że zajmuje mu to trochę czasu. W dzisiejszych Lakers to on powinien być jednak go-to-guyem. W pierwszym meczu zbytnio forsował przez to grę pod siebie, a w ostatnim spotkaniu z Pelicans z kolei prawie nie było go widać. Szuka i pewnie kiedyś znajdzie. Pytanie, czy nie stanie się to za późno.

Dzisiejszy Brandon Ingram to gracz na pozycję niskiego skrzydłowego, czasem być może rzucającego obrońcę. Na czwórkę ma za mało masy mięśniowej, a wydaje się, że z jego wzrostem byłaby to dla niego pozycja docelowa. Taka wszechstronność pozwoliłaby mu także lepiej zaadaptować się w przyszłych Lakers, którzy bardzo możliwe, że będą mieli więcej indywidualnego talentu. Nie ma dla niego zamkniętych drzwi, natomiast nie robi też nic, by tych drzwi jak najwięcej się przed nim otworzyło.

Luke Walton ma niezwykle dużo możliwości, by uruchomić Ingrama w takiej roli, w jakiej powinien obecnie grać. Mówię tu głównie o sytuacjach w half-court offense, w których Lakers wyglądają czasem jak dzieci we mgle. Ingram potrzebuje gry jako kozłujący w pick-and-rollu, ale brakuje mi trochę też grania na niego off-the-ball, jako wychodzącego po szybkich zasłonach i ścinającego od razu do kosza lub wychodzącego na czysty rzut.

Trener Lakers chciałby, żeby jego drużyna była Golden State Warriors 2.0. Rozumiała się bez słów, grała jak najwięcej szybko po wznowieniu gry lub po zbiórce i dzieliła się piłką. Odbiegając od tego, że skala umiejętności i talentu jest w tym przypadku zdecydowanie inna, to filozofia Waltona przysłania mu nieco inne rzeczy. Szybkie granie jest dobre, jeśli istnieje konkretny podział ról i choć minimalna organizacja. Taką widać było chociażby we wspomnianym spotkaniu z Nowym Orleanem, w którym w ustawieniu z Jordanem Clarksonem, Juliusem Randlem i Kylem Kuzma (bez Lonzo Balla), Lakers dość niespodziewanie wrócili do meczu i dali sobie szansę na zwycięstwo. W pozostałych momentach to chaos i niewiele więcej.

Niezrozumiałe jest dla mnie granie Larrym Nancem Jr. Walton musi się wreszcie pogodzić z tym, że najlepiej będzie żonglowanie minutami tylko dwóch z trzech silnych skrzydłowych i nie widzę żadnego powodu, by Nance grał minuty przed Kylem Kuzmą. Randle z ławki to dobry pomysł, chociażby ze względu na jego wizję parkietu – bardzo przydaje się, gdy z boiska schodzi Ball. Energia Kuzmy jest potrzebna wyjściowemu ustawieniu Lakers, a dodatkowo Walton miałby to czego chciał – pięciu co najmniej solidnych strzelców z dystansu jednocześnie na parkiecie.

Andrew Bogut to również nieporozumienie. Ivica Zubac nie zagrał w tym sezonie jeszcze ani jednej minuty, tymczasem Bogut porusza się po parkiecie tak, jakby nie zginały się u niego co najmniej trzy stawy w nogach. Nie mówiąc już o Thomasie Bryancie, który w lidze letniej grał lepiej od Zubaca. Rozumiem chęć poprawienia defensywy, natomiast Bogut w takiej dyspozycji to tylko kula u nogi. Lakers nie budują się na teraz, a na przyszłość i po fajnych momentach Zubaca w poprzednim sezonie nagle odstawiają go od rotacji. Nie tędy droga, Luke.

2 Komentarze

  1. Trudno stworzyć wariorrs 2.0 nie mając zawodników na miarę wariorrs 2.0

  2. Skoro Lakers czają sie na topowego SF w kolejnym offseason, to ja dla Ingrama widze inna droge. Trzymac „hype”, robic statsy a po sezonie pojdzie w pakiecie z Dengiem i ew. pickiem za kolejnego AllStara (pozycje 4/5).

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Sprawdź też...
Zapowiedź spotkań 24/10/2017
Zmiany zmianami, ale wtorki zawsze były, są .... i będą (?) luźniejsze w kalendarzu NBA. ...