Overtime: Efekt Morrisa

Marta Kiszko Felietony Overtime Strona Główna 1

Marcus Morris przed pierwszym spotkaniem Finałów Konferencji powiedział, że – pomijając Kawhia Leonarda – to on jest najlepszym obrońcą na LeBrona Jamesa. Nie obeszło się bez komentarzy, że niższy bliźniak chyba nieco się zapomniał i nie należy drażnić lwa przed polowaniem. Brad Stevens zapytany wczoraj podczas pomeczowej konferencji, czy w ogóle ruszają go takie teksty jego podopiecznych, ze stoickim spokojem odpowiedział, że dla niego jedyne występy, jakie się liczą, to te na boisku. Ah ten Stevens!

Marcus Morris był jedną z postaci, której jednak udało powstrzymać się to polowanie i to prędzej on zjadł tego lwa, niż lew jego. James zakończył mecz ze słabą – jak na niego – linijką złożoną z 15 punktów, 7 zbiórek, 7 asyst, 7 strat i 2 bloków. Zagrał na miernej skuteczności 5/16 z gry (31.3%) i jego Cavaliers zafundowano blowout w postaci 25 oczek w plecy. Morris z drugiej strony: dołożył do tego zwycięstwa 21 punktów na skuteczności 7/12 (58.3%), trafiając przy tym trzy trójki, zebrał 10 piłek i miał tylko jedną stratę, wtedy właśnie, gdy krył go LBJ.

Może coś jednak jest w tym, co mówił Marcus. Zanim przejdziemy do konkretów z meczu, tu dość ciekawa statystyka:

Podczas spotkania dochodziło do wielu sytuacji, w których Cavaliers wymuszali zmianę krycia tak, aby obrońcą LeBrona był Terry Rozier. Morris jednak zwykle był na tyle blisko LBJ-a, że mógł przekazać krycie Hilla komuś innemu z Celtics i podwoić Króla. To skutecznie odcinało mu drogę w pomalowane oraz nie pozwalało na rzut w post nad Rozierem. Cavs mieli kilka stuprocentówek w ten sposób, bo w tych sytuacjach dość często zdarzało się, że Celtics nie udało się upilnować któregoś ze snajperów Kawalerii, ale wczorajszy mecz wybitnie im nie siedział rzutowo, więc i te pewne, otwarte próby nie znajdowały drogi do kosza.

Swoją drogą, w poniższej akcji Cavaliers nie wykorzystali w pełni możliwości. Korver mógł sobie pozwolić na extra pass do JR-a Smitha, którego i tak żaden z Celtów nie miałby jak kontestować.

Morris miał małe problemy na początku Q1 z Kevinem Lovem. Love stawiał zasłonę na Morrisie, odcinając go od LeBrona i wymuszając zmianę krycia tak, aby na Jamesie ustawiony był Horford. Taka akcja back-to-back-to-back najpierw zakończyła się faulem Marcusa i osobistymi dla Love’a, później izolacją i punktami dla Cavaliers. W trzeciej takiej akcji przepychanie Love’a zmusiło Marcusa do pomocy Horfordowi przy LeBronie i Król łatwo nabrał Morrisa na faul (blocking foul), stając zaraz na linii rzutów wolnych. Morris krył Love’a jednak w zaledwie trzech posiadaniach w tym meczu, ale w kolejnym możemy spodziewać się, że Tyronn Lue nadal będzie chciał uruchamiać takie dwójkowe akcje LBJa i Kevina po lewej stronie parkietu.

Brad Stevens najczęściej ustawiał Morrisa na LeBronie. Zawodnik Celtics krył go aż w 39 posiadaniach (to najwięcej jeżeli chodzi o jakikolwiek matchup). James próbował swoich izolacji i gry tyłem do kosza, grając bezpośrednio przeciwko Marcusowi, ale gracz Bostonu bardzo dobrze pracował na nogach i skutecznie go ograniczył.

James zdobył przeciwko swojemu głównemu defensorowi zaledwie 8 punktów, z czego dwa pochodziły z linii rzutów osobistych. Zagrał na bardzo słabej skuteczności 3/10 z gry, Morris wymusił na nim także większość z jego strat (5). W każdej z tych akcji, podczas których był Marcus był ustawiany bezpośrednio na LBJ-u, inny zawodnik Cavaliers przychodził z pomocą i stawiał zasłonę, chcąc odciąć Morrisa. Zawodnik Celtics, jednak bardzo sprawnie radził sobie z wymuszeniami mismatchu i z wyjątkiem wcześniej opisywanej przeze mnie sytuacji, w której przejmował trzykrotnie krycie Love’a, to on ostatecznie wymuszał na LeBronie znalezienie kolegów, odcinając mu możliwość rzutu i penetracji kosza lub forsując go do oddania trudnego jump shota.

W całym meczu Morris bronił w 60 posiadaniach, z czego Jamesa bronił w 55.7%. Cavaliers byli przeciwko niemu 4/14 z gry i rzucili zaledwie 11 punktów. Tylko Jordan Clarkson trafił trójkę.

Takie spotkanie w wykonaniu zespołu z Cleveland już się nie powtórzy – zarówno, jeżeli mówimy o dyspozycji LeBrona, jak i pozostałych jego kolegów z drużyny. Brad Stevens może być zadowolony z rezultatu, ale na pewno będzie chciał wypunktować błędy Celtów – a takie miały miejsce – i naprawić na najbliższe spotkanie. Po części wynik ten to bardzo dobra defensywa Bostonu, ale jednak słaby rzutowy dzień także miał tu znaczenie. Cavs pudłowali nawet czyste okazje. Pamiętam, jak przed meczem jacyś eksperci z NBA TV mówili o tym, że każda wygrana Bostonu to będzie tzw. close game i nie ma najmniejszych szans na blowout, ponieważ Celtics po prostu nie są taką drużyną, a ich siła tkwi nie w ofensywie, lecz w obronie. Następne spotkanie tych zawodników już we wtorek. Zobaczymy, czy tym razem Morris obudzi lwa.


Dzięki!

Komentarze

  1. Mateusz Połuszańczyk

    Gdy mówił, że jest jedynym – oprócz Leonarda – który może zastopować Jamesa, niewielu brało na poważnie jego słowa. Przechwałki, absurd, co łon godo? A tu proszę, niespodzianka. Marto, świetne podsumowanie, jak zwykle. Pokładowego! 😉

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Sprawdź też...
„John Stockton. Autobiografia” – Recenzja książki
Jak realizować jakąś inicjatywę, to z impetem godnym miana najlepszego rozgrywającego w historii ligi NBA. ...