„Dzień Świra” w Nowym Jorku – rozmowa o Knicks z Przemkiem Orlińskim
Trudno jest w dzisiejszych czasach być kibicem Knicks. Organizacja z Nowego Jorku może z powodzeniem bić się o statuetkę najgorzej zarządzanej drużyny. Co czeka Knicks i dlaczego są w martwym punkcie? Tego z pewnością dowiecie się z rozmowy, którą przeprowadziłam z Przemkiem Orlińskim z Airball.pl, który z Knickerbockers trzyma już od dłuższego czasu i nagrywa podcast „ZrozpaczoNY Masochista”. Nazwa w punkt! Fani Knicks – przygotujcie mocne trunki. Mogą Wam się przydać!
Niedawno Michael Beasley udzielił wywiadu, w którym powiedział, że New York Knicks będą na 5. lub 6. miejscu w tabeli, a co za tym idzie zobaczymy ich w playoffach. Prawda czy fałsz?*
Przemek: Kiedy przeczytałem to na Twitterze, napisałem w odpowierdzi: narkotyki MOCNO. Mam okrutne deja vu. Rok temu, mniej więcej o tej samej porze kibice, Knicks słuchali podobnych zapowiedzi z ust osoby, która twierdziła, że są super ekipą, jak Golden State Warriors. Teraz coś takiego. Ludzie odpowiedzialni za te stwierdzenia byli w tej samej klasie draftu i zostali wybrani zaraz po sobie. Może to jakaś klątwa owego naboru? Wszak pierwsza trójka nie miała zbyt łatwego życia w NBA. Może powietrze w Madison Square Garden jest skażone i każdy, kto nabierze go w płuca, gada podobne farmazony i robi rzeczy tak głupie, że aż później stają się legendarne? To by trochę tłumaczyło dlaczego ta organizacja nie może wyjść na prostą od ponad dwóch dekad.
Jednak wracając do pytania (bo za bardzo się nakręcam, a to dopiero początek): nie wiem, ale raczej nie. Przed sezonem jest zbyt wiele niewiadomych, by pokusić się o wskazanie palcem miejsca jakie Knicks mogą piastować na tak okropnie osłabionym Wschodzie. Sytuacja z Melo, rotacja rozgrywających, dalsza forma #ŁotyszaMVP po tak dobrym EuroBaskecie, Hornacek wyzwolony od spojrzenia człowieka z siódmego rzędu, obrona kontraktów przez Hardawaya oraz Bakera i wpasowanie się w ligę Franka Ntilikiny. Zbyt dużo niewiadomych, by na chwilę obecną wróżyć z fusów.
* pytanie było jeszcze przed tradem Melo
Beasley chyba będzie musiał odszczekać te słowa. Wojbomba zrzucona – Melo w OKC. Jako ultras Knicks jakie są Twoje odczucia? Widziałbyś Carmelo jednak w innym zespole niż Thunder? Czy to było nieuniknione, że poprzedni sezon był jego ostatnim w Wielkim Jabłku?
Na początek mała prośba – nie wiąż mnie z „ultrasami/fanatykami” Knicks, gdyż zwyczajnie mnie to obraża. Nie mam nic wspólnego z tą stroną „internetów” i nie chcę mieć, gdyż zarówno potrafię pochwalić zespół za to co robi, oraz zganić jeżeli na to zasługują. Nie żyję w idyllicznym świecie, gdzie każdy gracz NYK jest bogiem, a ten który odejdzie/zostanie wytransferowany jest zdrajcą. Wracając do tematu: po tym co spotkało go od strony (byłego już) managementu musiało skończyć się odejściem. Od kilku sezonów była to kolokwialnie mówiąc: wegetacja, choć z przyjściem Porzingisa nastąpił mały zwrot akcji, który został zabity przez transfer Rose’a i podpisanie Noaha. Zostało wylane mnóstwo pomyj na jego osobę (czy słusznie, czy też nie to kwestia sporna, ale dla mnie prawda leży gdzieś po środku), wiec nie wyobrażałem sobie, że rozpocznie sezon w koszulce Knicks.
W grę wchodził: jakiś przemyślany transfer (o co nie podejrzewałbym włodarzy Knicks) albo wymiana robiona na szybko z nożem na gardle, lub ostatecznie wykup kontraktu. Klauzula „no-trade” również nie pomagała. Stali się zakładnikiem jego woli i kaprysów. Bardzo chciał iść do Houston i grać u boku swojego przyjaciela Chrisa Paula, jednak Knicks nie chcieli przyjąć na twarz kontraktu Andersona, plus stary zatarg z D’Antonim, który raczej nie chciał mieć go ponownie w drużynie. Cleveland też zniknęło z jego radaru. Irving odszedł, Melo nie chciał przyjść do Króla/Przyjaciela. Czy oni coś wiedzą? <muzyka z Archiwum X>. Portland go kusiło w social mediach za pośrednictwem swoich największych gwiazd i na teraz (kiedy sobie tak o tym pomyślę) mogli dać fajną paczkę zawierającą, na przykład, niedocenianego Aminu, który jako obrońca na PF koło Łotysza na C mógłby się sprawdzić. Lecz Sam Presti zamieszał w kotle i podał (w czystej szklance z parasolem i słomką) zatruty napar Millsowi i Perry’emu, którzy wypili go do dna i jeszcze się oblizali. Dzień wcześniej na konferencji prasowej mówili jaki to Melo jest „profesjonalny” i jak cenią jego „profesjonalizm” i „profesjonalne” podejście do całej sytuacji. Sami profesjonaliści. Zapewniali, że w poniedziałek (Media Day w NYK) oraz wtorek będzie z nimi i jeszcze raz dziękują mu za „profesjonalizm”. Resztę wspomnianej konferencji spędzili na zapewnieniach o powrocie Knicks do defensywy. Z piątku zrobiła się sobota. 24 godziny później oddali Melo za dwóch zawodników, dla których obrona jest tak ważnym aspektem ich gry, jak spojler w Tico. Obecnie Kanter oraz Noah są dwoma zawodnikami, którzy zarabiają najwięcej w Knicks, i nie tylko żaden z nich nie jest idealnym partnerem dla Porzingisa do gry na pozycji 4/5, ale żaden również nie nadaje się do gry w S5. Tak wyszli na tym Knicks.
OKC zyskało gracza, który, jeżeli zrozumie, że nie musi ciągnąć zespołu na własnych barkach przez 4 kwarty i odda grabki Westbrookowi i George’owi i stanie się (jak to fajnie określił Ian Begley) USA Melo (czyli znany z występów reprezentacji catch-and-shoot beast!) będą mieć z niego pożytek. Lecz jeżeli zostanie ISO MELO, to przy sposobie gry Westbrooka i chęci posiadania piłki przez George’a, to Billy Donovan będzie mieć nie lada problem z poukładaniem tego wszystkiego. Co by nie było: ta wymiana daje nam – kibicom – kolejny smaczek do obserwowania w nadchodzącym sezonie.
Co zatem musi zmienić się w Knicks, aby w końcu wyszli na prostą? Gdybyś to Ty mógł wcielić się w rolę GMa tej organizacji, jak wyglądałby Twój plan po tym wszystkim, co zadziało się włącznie z tym offseason?
Gdybym został GMemem Knicks? O matko bosko! Pierwsza sprawa to wykasowanie numeru Jamesa Dolana z telefonu. Druga to poproszenie na rozmowę Kurta Rambisa i zapytanie się go wprost: „Skoro Twój pan już odszedł, czemu Ty tu jeszcze jesteś i zabierasz nam tlen?”. Następnie wręczyłbym mu bilet do Montany i torbę kadzidełek. Następnie wezwałbym do siebie Jeffa Hornacka i przeprosił, że zwolniłem mu kumpla. Dalej wypytał go szczegółowo, jak zamierza poprowadzić zespół. Atak, obrona, rotacja, minuty, i cele jakie postawi zawodnikom. Gdyby mi się spodobało to co powie, dałbym mu zielone światło na działanie, jednak co kilka dni – z anonimowego konta – podsyłałbym mu zdjęcie Davida Blatta na maila. Niech wie co go czeka w razie porażki. Następnie poprosiłbym go o przeanalizowanie swoich asystentów i przedłożenie listy ewentualnych osób, z którymi chciałby współpracować. Sam rozesłałbym wiadomość na cztery strony świata, aby sprowadzono mi przed moje skromne obliczę najlepszego speca do defensywy.
Nadpłaciłbym i przepłaciłbym (za kasę Dolana ofkors) Mike’a Longabardiego – starego znajomego Jeffa z czasów Phoenix, który niestety jest obecnie w Cleveland. Ale starałbym się mocno i nie szczędził kasy właściciela by w jakiś sposób sprowadzić go do NYK. Kiedy te kwestie miałbym załatwione, poszedłbym (za kasę Dolana ofkors) na obiad za całą drużyną. Nie w jakieś tam wytworne restauracje a’la Magda Gessler, tylko mały lokal gdzie dają pierogi i dobre piwo. Zapewniłbym ich, że mogą mi ufać i jeżeli coś jest nie tak, mają u mnie zawsze drzwi otwarte. Przez całą kolację trzymałbym Porzingisa za nogę pod stołem. Następnie – po jedzeniu – pijacki turniej karaoke w podrzędnym barze, żeby Frank Isola oraz Marc Berman mieli o czym pisać. Ja, stosując starą metodę szefów z korporacji – nie piłbym wcale – i zamiast whiskey sączyłbym sok jabłkowy. Oni pod wpływem alkoholu zwierzyliby się z największych sekretów i miałbym na nich haka. Może to niemoralne, ale prowadzę najdroższy klub w NBA i nie ma czasu na pierdu-pierdu, kiedy trzeba będzie pociągnąć za spust.
Następnie usiałbym nad księgami salary i płakałbym, aż bym nie zemdlał. Popatrzyłbym na kontrakt Noah i przeniósłbym wzrok na nóż do otwierania kopert. Dotarłoby do mnie, że z jego kontraktem, Hardawaya Jr., Bakera oraz player option Kantera muszę żyć przez pewien czas. Odbierałbym telefony (gdyby się takie pojawiły) odnośnie wymian i rozważał ich opłacalność dla klubu. Może ugadałbym się z cieciem MSG, by tajemnymi tunelami – z dala od zasięgu kamer – doprowadził mnie do szafki Noaha oraz Beasleya, by podrzucić im narkotyki i tym samym mieć powód, by wyrzucić ich z zespołu. To tak w żartobliwym skrócie…
Nie wiem czy powinnam sprowadzać Cię na Ziemię, bo boję się, że zamieniłbyś jednak ten sok jabłkowy na whiskey! Bezpiecznie będę zatem drążyć w paru następnych pytaniach to, co napisałeś wyżej. Zacznijmy od szkoleniowca. Dlaczego akurat David Blatt i dlaczego nie Hornacek?
Blatt czai się za rogiem jak złodziej w bezgwiezdną noc i tylko czeka okazję powrotu do NBA. Sam ostatnio o tym wspominał, że chętnie jeszcze raz spróbowałby swoich sił w najlepszej lidze świata. Obecny Prezydent klubu, a wcześniejszy GM – Steve Mills zna się dobrze z byłym szkoleniowcem Cleveland Cavaliers z czasów gry na uniwersytecie Princeton i to on naciskał na Jacksona, by po zwolnieniu Dereka Fishera zatrudnić Blatta na stanowisko head coacha. Po odprawieniu Zen Mastera na ranczo w Montanie, do front office sprowadzono z Milwaukee Craiga Robinsona, który również jest znajomym Millsa z czasów uniwerku. Można zatem wysnuć teorię spiskową, że (do tej pory) cicha, szara myszka Steve zbiera swoich ludzi. Teraz on jest u steru i teraz on „rządzi”. Może przesadzam, bo wszyscy wiemy, że i tak rządzi tam James Dolan, ale do póki publiczność jest zadowolona z jego smętnego bluesa, Fedora pasuje na jego wielkie czoło, bilety w MSG są wyprzedane, koszulki zawodników schodzą jak piwo podczas koncertu rockowego, a Charles Oakley nie chce (oj chce, oj chce) zrobić mu z twarzy puddingu truskawkowego, tak Mills ma spokój. Może to, tak jak wspomniałem, mocno naciągana teoria spiskowa, ale rzuciłem okiem na terminarz Knicks na nadchodzący sezon. Zazwyczaj tego nie robię, bo nie jestem kibicem, który z wypiekami na twarzy czeka na jego ogłoszenie tak, jak na rankingi zawodników w NBA2K, jednak po świętach Bożonarodzeniowych tj. od 27 grudnia zaczyna się prawdziwy sprawdzian dla Nowojorczyków, gdyż będą się mierzyć z naprawdę silnymi zespołami.
Jeżeli Mills czeka na potknięcie Jeffa i pozbycie się go w białych rękawiczkach, wówczas ma okazję. Wspomnę tylko nieśmiało o rzekomym konflikcie na linii Porzingis – Hornacek, które zostało zdementowane podczas Media Day, jednak – jak pokazała „profesjonalna” konferencja prasowa – nie można nigdy wierzyć w co się słyszy w 100%.
Co do samego Horny’ego to nie mam mu prawie absolutnie nic do zarzucenia. W Suns pokazał, jak z młodej ekipy zrobić głodną sukcesu broń, która o mały włos dostałaby się do PO na Zachodzie. Później zarząd zaczął rzucać mu kłody pod nogi, sprowadzając coraz to dziwniejsze (trzygłowa hydra LOL) usprawnienia w rotacji, aż w końcu został odstrzelony jak kaczka na polowaniu. Będąc szczerym nie był on moim pierwszym kandydatem na stanowisko coacha w Knicks. Przypomnę, że w grę chodzili: David Blatt (mój faworyt) Frank Vogel (drugi w kolejności) Jeff Hornacek i Kurt Rambis. Stało się jak się stało i nie żałowałem. Jednak Jeff nie mógł pokazać pełnego potencjału mając za plecami Jacksona, który chodził w dresach podczas treningu i pluł zawodnikom do ucha o magii trójkątów, pomimo, że obiecał, że da szkoleniowcowi wolną rękę. Teraz trener jest wyzwolony spod jarzma skostniałego systemu i może uwolnić ofensywny potencjał tego zespołu, gdyż z (tak szumnie zapowiadaną) defensywą może być problem. Ma do pomocy kilkunastu strzelców i młody skład, z którym może odrobinę przyspieszyć tempo gry i porzucać trochę za 3.
Zatem mamy: odpicowanie ofensywy jako klejnotu koronnego nowych Knicks, podjęcie próby zgrania w obronie (co będzie cholernie trudne bez koordynatora ego aspektu), rozwiązanie problemu rotacji podkoszowych, ogrywanie Franka, brak „prawdziwej” jedynki prowadzącej atak oraz grania jak największych minut Łotyszem na pozycji centra i wiele innych. Życzę mu jak najlepiej, lecz jednak gdyby miałby być przez kogoś zastąpiony, to stawiam swoje pieniądze na Blatta.
Gdzie widzisz mocne i słabe strony w grze ofensywnej i defensywnej Knicks?
Kurt Rambis został odsunięty od koordynowania defensywą. Zostało ogłoszone, że cały sztab asystentów będzie odpowiedzialny zarówno za atak jak i obronę. Jeżeli ktoś będzie mieć jakieś uwagi/pytania to podchodzi do asystenta/gracza i mówi co mu leży na wątrobie. To może dawać obraz biegającego kurczaka z odciętą głową, ale ma nadzieję, że większą wagę przywiążą do gry w ataku. Sam jestem fanem dobrej defensywy, ale nie da się tego oprzeć bez kogoś, kto się na tym zna. Powtarzam się, ale boli mnie brak kogoś centralnie za to odpowiedzialnego. Zwłaszcza, że „jakiś” potencjał defensywny można wykrzesać z ludzi w składzie, ale do tego potrzebna jest ręka fachowca póki te młode umysły nie zamkną się na naukę.
Porzingis powinien jak najwięcej czasu spędzać na centrze, gdzie niszczy ludzi swoim zasięgiem ramion i będzie nadrabiał ułomności np: Kantera/Hernangomeza którzy przepuszczą szybszego gracza po zmianie krycia na zasłonach. Lance Thomas powinien biegać po obwodzie i straszyć ludzi swoją nieustępliwością i zaangażowaniem. Jednak mają w pamięci jego kontuzje boję się, że najlepszy obrońca w składzie nie wytrzymałby długo ciągłego biegu. Courtney Lee nie jest już młodzieniaszkiem, ale ustać na nogach potrafi. Kyle O’Quinn rozzłoszczony niczym Hulk potrafi zdominować swojego oponenta. THJ też pokazał „coś” w Hawks, ale musi udownidnić, że nie była to magia Budenholzera. Jest jeszcze Ron Baker i jego fryzura, którzy swoim zaangarzowniem zarobili na nowy kontrakt. Do tego dochodzi Frank i jego zasięg ramion + jak sam mówi o swojej najgroźniejszej broni „koszykarskim IQ”. Pomimo tego co właśnie napisałem, trudno jest mi ustosunkować się do defensywy w nadchodzącym sezonie, gdyż wypisane wcześniej „podwaliny” trzeba poukładać z głową.
Dlatego bardziej skupiłbym się na drugiej stronie parkietu, gdzie Jeff Hornacek w końcu może wyzwolić pokłady swojej fantazji, a ma do tego narzędzia.
Szybsza gra odłączona od statycznych trójkątów. Strzelcy stojący w rogach i czekający na odegranie po penetracji. Proste zagrywki po zasłonach. Łotysz będący klejnotem wychodzący wysoko, by postawić zasłonę do pick-n-rolla oraz pick-n-popa i okazjonalnie biorący jakiegoś wolnego kloca na plecy. Kanter i Hernangomez grający w post. Bolączką może być brak rasowego kreatora w ataku pozycyjnym i kogoś kto napędzi kontry. W Suns od biegania i napędzania tempa miał Dragica oraz Bledsoe. Tutaj nadzieja jest pokładana we Franku, jednak nic o nim nie wiemy i czekam na preseason, by coś więcej napisać. Jack oraz Sessions powinni bardziej się przydać (o ile będą zdrowi) w ataku pozycyjnym, jednak cudów bym się po nich nie spodziewał. Ciężar gry przerzuciłbym na rookiego i rzucił go na głęboką wodę i kazał biegać. Liczę po cichu na Hardawaya Jr i że będzie on drugim strzelcem w zespole. Trener zapowiedział, że będzie rozgrywał w końcówkach meczów. Intrygujące. Na ławce jest ofensywny pakiet w postaci: Beasley’a, McDermotta oraz Kuzminskasa, który pokazał się znakomicie na Euro Baskecie. Do tego nabytki z Summer League, którzy zapewne będą sie ogrywać w D-League, ale jak pokazuje przykład Langstona Gallowaya lub Rona Bakera – zapewne Knicks coś wybiorą z zaplecza ligi, co przysporzy fanom szybszego bicia serca. Zatem punktów nie zabraknie.
Jak ostatecznie będzie wyglądać pierwsza piątka? Czy na centrze starterem będzie Hernangomez, czy Kanter?
Nie siedzę w głowie Jeffa, jednak ja ustawiłbym to w sposób następujący:
Moja wizja: Frank Ntilikina – Tim Hardaway Jr – Courtney Lee – Lance Thomas – Kristaps Porzingis.
Łotysz na C broniący wejścia pod kosz swoim zasięgiem ramion. Frank, Courtney oraz Lance broniący, rzucający zza łuku oraz Tim jako wolny elektron w ofensywie. Pobożne życzenie, które się nie spełni.
Poprawnie i politycznie: Frank Ntilikina – Tim Hardaway Jr – Lance Thomas/Courtney Lee – Kristaps Porzingis – Enes Kanter.
Daje mi to następujące plusy: ogrywanie Francuskiego Księcia w duecie z #ŁotyszemMVP. Sposobność na udowodnienie swojej wartości dla THJ. Start dla Kantera, który lubi ponarzekać na swoją rolę w drużynie oraz minuty i nagrodzenie Thomasa za ciężką pracę gdzieś w tle przez ostatnie sezony. Oczywiście wiąże się to z pewnymi pytaniami: czy Frank poradzi sobie w nowej roli? Czy nie lepiej inwestować w Hernanomeza, który jest podobnym graczem do Kantera, jednak młodszym z większą możliwością na rozwój. Może do s5 wstawić McDermotta w roli spot-up shootera na SF i podbicie jego wartości i rynkowej przed ewentualnym transferem. Do tego dochodzi zarządzanie ławką i minutami dla Kyle’a O’Quinna, Kuzminskasa i (niestety) Noaha, który podbił serce trenera na ostatnich treningach. Gdzieś w tym wszystkim jest jeszcze Beasley oraz Sessions i Jack. Sezon to zweryfikuje.
Na chwilę obecną jednak mogę stwierdzić z ręką na sercu, że pewne są dwa miejsca w wyjściowej piątce należące do Porzingisa oraz Hardawaya Jr.
Co do drugiej części pytania: rozum i serce podpowiadają jak najwięcej minut dla Willy’ego. Natomiast tabelka w Excelu wskazuje, że (chyba!?) w historii ligi nigdy dwóch najlepiej opłacanych graczy nie zaczynało sezonu wchodząc z ławki. Sama sytuacja z obsadą podkoszową jest intrygująca. Kanter oraz Noah to najlepiej zarabiający gracze Knicks. Porzingis z automatu ma s5. Do tego dochodzi Hernangomez oraz O’Quinn. Ostatnio na Twitterze mignęła mi informacja od Ala Iannazzonne, że w pierwszych tygodniach będą starć się pozbyć tłoku pod koszem. Al to strasznie słabe źródło informacji, jednak gdyby to okazało się prawdą, to pierwszy w kolejności do odstrzału jest niestety Kyle. Chętnych na Noaha bez towarzystwa picku pierwszo-rundowego nie znajdziemy. Prędzej na Kantera, jednak jego player option na przyszły rok może odstraszać. Zarówno Noah jak i Kanter – moim zdaniem – nie nadają się do s5. Hernangomez powinien zostać, zwłaszcza przez wiek, możliwość rozwoju oraz znakomity kontrakt.
To, że najjaśniejszym punktem drużyny jest Porzingis, nie ulega wątpliwości. Jak wyglądają teraz relacje Kristapsa ze sztabem trenerskim i zarządem? Czy kibice Knicks powoli zgrzytają zębami, że w 2018/19 będą musieli pożegnać się z Łotyszem? Czy w ogóle widzisz w Porzingisie materiał na franchise playera?
Kiedy skończyła się szopka z próbą oddania go przez Phila Jacksona za pierwszy wybór w drafcie, by pozyskać Lonzo Balla, prasa nowojorska musiała znaleźć sobie nowy temat do sprzedawania nagłówków niczym polskie portale traktujące o NBA. Padło na trenera, który rzekomo miał mieć do niego jakieś „ale” podczas treningów. Jedna strona to zdementowała i powiedziała, że przez całe lato pisała smsy do podmiotu lirycznego pytania, a druga powiedziała, że teraz nadszedł świeży start i co było, to było i liczy się to co jest teraz. Jaka jest prawda? Tego raczej nie dowiemy się nigdy. Dla swojego spokoju pragnę wierzyć, że na linii gwiazda – sztab trenerski jest wszystko ok.
A czemu kibice mają się martwić o sezon 2018/2019? Knicks w sierpniu podjęli opcję drużyny na ostatni rok jego umowy, co kupiło im trochę czasu na przekonanie Porzingisa, że warto pozostać w tym klubie. Dwa sezony to mało i dużo. Zobaczymy, co się stanie za dwa lata.
Oczywiście, że widzę w nim materiał na franchise playera. Porzingis w pierwszych dwóch sezonach zagrał 138 spotkań. W tym czasie rzucił 193 trójki. To więcej niż Reggie Miller, James Harden czy Peja Stojakovic w swoich pierwszych 138 meczach. Do tego dołożył 263 bloki, co daje więcej niż Rudy Gobert, Dwight Howard, Yao Ming czy Serge Ibaka w swoich pierwszych 138 spotkniach. Jest również jedynym graczem w historii ligi, który w swoich dwóch pierwszych sezonach zdobył ponad 2000 punktów, 1000 zbiórek, 250 bloków i ponad 100 trafionych trójek. Koło czegoś takiego nie można przejść obojętnie. Od czasu draftu i pierwszej rozmowy w gustownej czapeczce Knicks pokazał, że ma jaja i nie boi się prasy w NY. Do tego nie da się go nie lubić. Nie gwiazdorzy, nie robi niczego na siłę by zaistnieć. Nie puka Kardaszianek, a jego próby podrywu modelek na Instagramie są bardziej zabawne niż żałosne. Jedynym moim zmartwieniem jest jego zdrowie i kondycja. Sam ostatnio stwierdził w wywiadzie, że jest raczej „mikrej” budowy i woli wzmocnić się siłowo, a nie dokładać mięśni. Teraz bez Carmelo w składzie wchodzi w magiczny trzeci rok w lidze lako lider drużyny. Więcej posiadań, więcej gry pod niego. Nie mogę się doczekać, żeby zobaczyć go na parkiecie.
Z kim z ligi Porzingis mógłby stworzyć duet śmierci? Wiesz, za rok do ligi wchodzi Luka Doncić…
Odpowiedź jest prosta: Draymond Green. Mobilny człowiek mogący pokryć praktycznie wszystkie pozycje, co w przypadku ułomności Kristpasa do krycia szybszych graczy obwodowych (jak wspomniany Doncic, który na Eurobaskecie kilka razy ośmieszył Łotysza) byłoby zbawienne. Do tego można poprowadzić przez niego atak, nie potrzebuje posiadań, oraz – kiedy wymaga tego sytuacja – sam dorzuci coś do puli punktowej. Idealny (elitarny) role player.
LeBron James, ofkors…
Spróbowałbym też sparować Kristapsa z np: Kawhi Leonardem, który może nie ma smykałki do kreowania partnerów jak Draymond, ale obrona + atak stoją u niego na wysokim poziomie i sądzę, że udało by się pogodzić ich wspólną obecność na parkiecie.
Moim skrytym marzeniem jest zobaczyć lob do Kristapsa z rąk Ricky’ego Rubio. Nie byłby to duet śmierci, który spaliłby ligę do gołej ziemi, ale spełnienie moich marzeń, by first pass PG objął dowodzenie ofensywą Knicks. Nie mogę uwierzyć, że Phil Jackson był o Nemanję Bjelicę od nieświadomego spełnienia moich marzeń.
Luka również jest na celowniku, ale nic więcej nie napiszę, aby nie zapeszyć.
Czy Knicks mają w ogóle jakiekolwiek szanse bić się z innymi drużynami o topowych agentów? Czy nie jest to już specjalnie atrakcyjny kierunek dla zawodników, a zmienić się to może tylko, jeśli właścicielem będzie ktoś inny niż Dolan?
Od oddania Ewinga źle się dzieje w tej organizacji. Klątwa, złe zarządzanie, niefart, nieodpowiedni ludzie na nieodpowiednich miejscach, czysta głupota. Nazywaj to jak chcesz. W międzyczasie w lidze dużo się zmieniło. W dobie wszędobylskich mediów społecznościowych oraz dziennikarzy wychodzących z muszli klozetowych, gwiazdy nie muszą ciągnąć do wielkich miast jak Nowy York czy Los Angeles, by opływać w blichtrze zainteresowania. Ważniejsze stały się dobry zespół i możliwość walki o „coś”. Większość chce mistrzostwa, inni szukają spokojnego kąta by w spokoju liczyć zarobione dolary, a jeszcze inni chcą być blisko domu. W związku z tym Nowy York stracił trochę na prestiżu. Dodając do tego niedawne wydarzenia związane z traktowaniem Carmelo Anthony’ego przez zarząd, próbę siłowego wyrzucenia legendy klubu z hali przez właściciela, nie widzę jasno oświetlonej drogi dla ligowej śmietanki ciągnącej pod strzechy MSG. Jednak – jak to zazwyczaj bywa – jest światełko w tunelu, a nazywa się ono Kristaps Porzingis. Lecz nawet gdyby ludzie chcieli grać u jego boku, muszą być na to pieniądze. Takowych na chwilę obecną w Knicks nie ma i nie będzie przez co najmniej 2-3 następne lata. Ten czas można spożytkować na próbę ocieplenia wizerunku NYK, by zachęcenia ludzi do wspólnej gry z Łotyszem oraz (co najważniejsze) na przekonanie jego samego, że warto tu zostać i kontynuować karierę.
A Dolana również chętnie bym pożegnał. Ostatnio czytałem plotkę, że z powodu niedawnej sprzedaży Houston Rockets za 2.2 miliardy dolarów, chce sprzedać Knicks za 4 miliardy dolarów. Trzymam kciuki za powodzenie tego przedsięwzięcia.
Skoro weszliśmy już na temat tego, że nie będzie pieniędzy przez dwa czy trzy najbliższe lata, jak dokładnie wygląda salary cap Knicks? Kto Twoim zdaniem został przepłacony?
Joakim Noah. „To jest dramat” cytując klasyka. Ktoś po tylu poważnych kontuzjach, dawno po prime, nie powinien zarabiać takich pieniędzy. Nie wiem co kierowało Philem Jacksonem, że podpisał z brzydalem z Francji taki kontrakt. Minimum, lub coś powyżej minimalnej kwoty byłoby idealne, jeżeli chce się mieć głos w szatni. Jeden z najgorszych kontaktów w lidze i bez oddania picku w pierwszej rundzie nie pozbędą się go ze składu. TRAGEDIA.
Enes Kanter. Sam Presti opchnął jego kontrakt w wygodniej dla siebie wymianie. Gdyby nie opcja gracza na przyszły sezon, nie byłoby problemu. Jednak Turek nie jest głupi i widzi co się dzieje na rynku. Finansowe Eldorado po podniesieniu progu salary się skończyło i nikt już nie chce przepłacać graczy takich jak on. Innymi słowy – w przyszłym sezonie nigdzie nie zarobi ponad 18 mln dolarów. On (podobnie jak Noah) nie są dla mnie graczami do pierwszej piątki, i nie stanowią uzupełnienia Porzingisa pod koszem, a pomimo to zarabiają najwięcej w Knicks. Willy Hernangomez już „prawie” jest takim/lepszym graczem niż Kanter, a zarabia śmieszne 1,5 mln dolarów.
Tim Hardaway Jr.: cholernie kontrowersyjne i nerwowe posunięcie nowego managementu. Można było poczekać i ugrać to za niższą kasę lub brać Kentaviousa Caldwella-Pope’a na takiej umowie jak Lakers lub nie robić nic i czekać na przyszły rok. Atlanta kiedy tylko usłyszała o kwocie jaką Knicks wystosowali w stronę ich gracza tylko się zaśmiali i go odpuścili. W połowie sezonu chcieli oddać go za drugo-rundowy pick. Po tym jak zaczął wykazywać postęp w swojej grze, byli skłonni dać mu (podobno) 12-13 mln na sezon. Knicks wyskoczyli z ponad 17 mln na cztery lata, dodali do tego chorego trade kickera oraz player option na ostatni rok kontraktu. Tylko on może jeszcze obronić ten kontakt, bo (dla mnie) umowy np: Victora Oladipo czy Evana Foruniera są gorsze. Nie skreślam go, jednak będzie musiał udowodnić, że jest warty tych pieniędzy jako druga opcja za Kristapsem.
Resztę kontraktów da się jakoś przełknąć. Ludzie czepiają się umowy Courtneya Lee, ale nie przesadzajmy. Boli trochę też kontrakt dla Bakera, ale już mleko się rozlało.
Luźniej zrobi się dopiero w sezonie 2019-2020, ale wówczas trzeba będzie szykować kasę na maksa dla Porzingisa.
No dobra, to na koniec zapytam nieśmiało: do jakiego filmu porównałbyś Knicks?
Knicks to gatunek „Guilty pleasure”. Nikt nie ogląda, nikt nic nie wie na ten temat, każdy wyśmiewa i wiesza psy, ale jak przychodzi co do czego, to każdy ma na ich temat swoje zdanie, poradę czy uszczypliwy komentarz. Czyli pod osłoną nocy, pod kołdrą każdy ogląda zmagania Nowojorskiej ekipy, ale wstyd się przyznać przed znajomymi, że traci się na to czas. No bo niby skąd mają wiedzę o zespole, na który nie chcą tracić czasu?
Natomiast jeżeli chodzi o tytuł filmu? „Dzień Świra”. Każdy myśli, że jest to pyszna komedia, ale tak naprawdę jest to ponury i gorzki dramat.
Dzięki wielkie za tę rozmowę i za mega wyczerpujące odpowiedzi!
Dzięki za fajny wywiad i pamiętajcie dzieciaczki: Once a Knick, Always a Knick!
2 Komentarze
Martino
Czytało się to rewelacyjnie , na prawdę 🙂 a odpowiedź na pytanie o wejście w skórę GM-a mistrz nad mistrzami , lux 🙂
Paweł
TYo faktycznie dramat. Słabi Knicks na jeszcze słabszym Wschodzie…