Overtime: Z pamiętnika kibica Lakers #5, Lonzo wypada z gry przez kontuzję
Los Angeles Lakers generalnie naprawdę dobrze wyglądali w ostatnich dwóch spotkaniach, które rozgrywali pod nieobecność LeBrona Jamesa. Najpierw Thunder padli ofiarą bezlitosnego Kyle’a Kuzmy, którego nazwisko coraz częściej zaczęło się pojawiać w koszykarskich dyskusjach – nawet w tych dotyczących tego, czy to przypadkiem to nie Kuz jest obecnie lepszym zawodnikiem niż Jayson Tatum. Później zabrakło tylko czterech punktów, by przerwać festiwal trójek w wykonaniu Houston Rockets i ostatecznie wyjechać z Teksasu ze zwycięstwem. Lakers coraz bardziej zaczęli przypominać drużynę NBA, choć przecież od początku tego sezonu uczyli się gry z Jamesem, a takie spotkania jak te przeciwko Wolves, Knicks, czy Cavs obnażyły to, jak ciężko im się dostosować do nowych warunków.
W kontekście dalszych zmagań Jeziorowców w sezonie regularnym mocno niepokojąca jest kontuzja Lonzo Balla, której zawodnik nabawił się podczas meczu z Houston Rockets. Ewidentnie, gdy Ball zszedł z parkietu, a pałeczkę kreatora akcji przejął Lance Stephenson, Lakers siedli pod tym względem i zabrakło pomysłu na to, jak dalej utrzymać tempo i kontrolować przebieg spotkania. Nie rokuje to dobrze na następne pojedynki. Rondo i James po powrocie Jeziorowców z road tripu wreszcie zaczęli treningi z drużyną i wydawało się, że w LA wracają na dobre tory. Tymczasem znów Lakers nie są drużyną w pełni zdrową i po raz kolejny są osłabieni o zawodnika dbającego o kreowanie gry.
Jeziorowcy rozegrali 13 spotkań bez LeBrona i Rondo, a ich finalny bilans w tych meczach jest równy 5 wygranym i 8 porażkom. Przyznam, że i tak przerosło to moje oczekiwania. Gdy James schodził z parkietu podczas meczu z Warriors, jedyne o czym można było wówczas myśleć, to jak wiele będzie ten uraz kosztował zespół z Miasta Aniołów i jak szybko stracą przewagę nad tymi, którzy pukali już do drzwi playoffowej ósemki. Owszem, Lakers wypadli w tym momencie poza ten obrazek, ale tracą tylko 0.5 meczu do notowanych na ósmej lokacie rywali z Clippers. I tak, można śmiało powiedzieć, że bilans 5-8 w ostatnich starciach jest poprawny jak na drużynę, co do której prognozowano, że zupełnie nie umiałaby sobie poradzić bez LeBrona.
Ten poprawny bilans to zasługa nie tylko fenomenalnego Kyle’a Kuzmy, o którym pisałam wyżej. Ojcem „małego sukcesu” (jak to groteskowo brzmi!) został także Lonzo Ball, który w tych trzynastu meczach notował 12.5 punktów, 5.9 zbiórek oraz 7.2 asyst. Gdy porównamy sobie dyspozycję rozgrywającego od początku sezonu do meczu z Warriors włącznie, okaże się, że skuteczność Lonzo z gry i zza łuku zaliczyła spory wzrost, kiedy z rotacji wypadli Rondo i LBJ.
I tak od początku rozgrywek 2018/19, Ball z 38.9% skuteczności wjechał poziom wyżej na 42.5%. Zza łuku z arcy-marnych 25.6% poprawił się na 37.3% mimo, że zaczął oddawać o 1.5 rzutu więcej z obwodu. Wzrosła także liczba asyst w jego wykonaniu z 4.7 na mecz do 7.2, co wydaje się zupełnie logiczne, biorąc pod uwagę fakt, że był jedynym naturalnym kreatorem gry.
Ball ewidentnie zaczął się rozkręcać i stawać się coraz bardziej regularnym zawodnikiem, z czym borykał się właściwie od początku rozgrywek. Solidne mecze przeplatał przeciętnymi lub słabymi, choć dał się poznać już jako bardzo dobry obrońca na innych guardów ligi. W ostatnich czterech spotkaniach dało się jednak zaobserwować pewien przebłysk i Ball zaczął łapać rytm w ofensywie. Zaufał swojemu rzutowi, oddając choćby z Thunder, czy z Bulls aż 17 prób na mecz (rekord w tym sezonie) i co ważne – jego skuteczność w tych czterech ostatnich meczach nie spadała poniżej 36% z gry.
Prawdę powiedziawszy, ten uraz nie mógł jak dotąd wydarzyć się w gorszym terminie. Lonzo wypadł z gry w momencie, gdy miał szansę utrzymać tę dobrą passę, za którą wreszcie miała stać długo wyczekiwana regularność i pewność siebie. Dodatkowo – jak zauważa portal Silver Screen And Roll – Lakers mają trudny kalendarz, a Ball opuści od czterech do sześciu tygodni, co w praktyce przekłada się na około 11 spotkań. Tylko trzy z nich rozegrają z drużynami, które aktualnie znajdują się poza playoffową ósemką, a co więcej – siedem z dziewięciu gier w lutym to mecze na wyjeździe.
Jak bardzo utrata Lonzo zaboli Lakers – o tym przekonamy się w nadchodzących spotkaniach. Status LeBrona Jamesa jest niepewny na mecz z Warriors, Rajon Rondo pozostaje nadal poza grą. O ile możemy być w miarę spokojni o Lakers, gdy James wróci do zespołu i będzie grać na swoich regularnych, wysokich obrotach, o tyle to, co powinno najbardziej martwić kibiców LAL, to fakt, że Ball pauzuje i w tym czasie nie rozwija się. Być może byliśmy właśnie blisko przełomu w jego grze, którego tak wyczekujemy.