Pierwszy point-forward
Scottie Pippen – gracz, który na pewno załapał się do kolejki, gdy rozdawano talenty. Jego unikatowe umiejętności gry obronnej w połączeniu z atletyzmem w ataku były niepodważalne. Aczkolwiek gdybyśmy mieli układać najbardziej optymalny skład zapewne nie zaczęlibyśmy od niego – Magic, Bird, Jordan, Olajuwon, Duncan, Kobe, Lebron to byłyby nasze pierwsze wybory. Gdybyśmy jednak mieli wybrać „tego drugiego”, pomocnika, który by uzupełniał lidera wybór Pippena byłby już jak najbardziej zrozumiały.
Wstęp może wydawać się trochę kontrowersyjny, w końcu mówimy o graczu, który zdobył 6 tytułów Mistrza NBA (dla niektórych miernik wielkości), 2 złota olimpijskie, siedmiokrotnym All-Starze, wybranym do grona NBA’s 50 Greatest Players of All-Time w 1996, ośmiokrotnie wybranym do NBA’s All Defensive First Team. Jednak powyżej pewnego poziomu Scottie nigdy nie przeskoczył, nie posiadał tego „instynktu” jaki mieli najwięksi. Zawodnik ten zapadł w pamięci wielu młodym graczom w Polsce, gdyż boom na koszykówkę przypadł na najlepsze lata w jego karierze. Koszykarze, którzy się na nim wzorowali starali się być najwszechstronniejsi na boisku, wspaniale bronili, najciężej pracowali, a ich rzuty były z kategorii tych „o tablicę”. W Hall of Fame scharakteryzowano jego grę takimi słowami:
„The multidimensional Pippen ran the court like a point guard, attacked the boards like a power forward, and swished the nets like a shooting guard.”
Nie od razu został dostrzeżony jako wielki talent, gdyż żadna z drużyn z college nie zaoferowała mu miejsca w swojej drużynie. Uniwersytet Arkansas przyjął go tylko w ramach przysługi dla jego trenera ze szkoły średniej. Dobry uczynek się opłacił, w ostatnim swoim sezonie na uczelni średnie Pippena oscylowały na poziomie 23 punktów, 10 zbiórek, ponad 4 asyst, 3 przechwytów oraz 60% skuteczności na mecz. Zaowocował to 5 wyborem w drafcie z 1987r. przez drużynę …. Seattle Supersonics, którzy po kilku tygodniach zamienili go na Oldena Polynice’a i pick draftu. Nadzwyczaj dobry ruch sterników Bulls, ale to jeszcze było w czasach, gdy Chicago było porządnie zarządzaną drużyną. W początkowych latach kariery, Leigh Montville z Sports Illustrated w ten oto sposób opisał wschodzącą gwiazdę NBA:
„He is a point forward, … the modern all-purpose basketball part…. Guard him high, and he will take you low. Guard him low, and he will take you high. Don’t guard him for a moment? He is gone, rising over the basket and depositing the ball with a house-call efficiency that makes you remember Dr. Julius Erving himself.”
Trzeba pamiętać, że Pippen był typem zawodnikiem, którego wkład w grę drużyny nie odzwierciedlały statystyki. Podczas zdobywania pierwszego „three-peat” w szóstym i jak się później okazało ostatnim, meczu finałów NBA 1992r. drużyna Chicago Bulls przegrywała w czwartej kwarcie z Portland 15-stoma punktami. Jordan wraz z pozostałymi graczami z wyjściowego składu odpoczywał, zbierając siły na gonienie przeciwnika. Okazało się to zbędne, gdyż Scottie poprowadził „run” rezerw 14-2 i gdy starterzy wyszli na parkiet dopełniono tylko formalności. Phil Jackson opisał go jako „one-man wrecking crew”, potrafiący kryć każdego od rozgrywającego po centrów.
“His intense work ethic and athletic physique gave him the ability to consistently make highlight-reel plays, such as applying defensive intensity, forcing a turnover, stealing the ball and starting a one-man fast break that he would finish with a thunderous slam dunk.”
Nie można pisać o Pippenie nie wspominając o Jordanie. Z jednej strony dla gwiazdy to przekleństwo być cały czas w cieniu tego lepszego, z drugiej strony nie ma wyborniejszej okazji, aby samemu się rozwijać. Od samego początku jego kariery w lidze NBA nie było mowy o jakiejkolwiek taryfie ulgowej i Michael, który rywalizację miał we krwi, nie odpuszczał Pippenowi. Obydwaj mieli niesamowity wpływ na swoją grę. Gdy masz za mentora taką osobę jak Michael Jordan, wystarczy odrobina talentu i jesteś na szczycie. Obydwoje grali mecze między sobą 1 na 1 poza drużynowi treningami, aby szkolić swoje umiejętności ofensywne i defensywne. Potrafiły one trwać nawet do 3 godzin. Craig Hodges wspominał, że raz podczas treningu w 1990r. Michael ewidentnie bawił się z Pippenem, ale Scottie nie odpuszczał, chciał grać dalej, była to jeden z dłuższych rozgrywek między nimi. Tak zahartowany Pippen pokazywał charakter na parkiecie. Podobno z upływem lat rozgrywali między sobą takie gierki coraz rzadziej, czyżby Jordan bał się Pippena w swoim prime? W 1988r. Larry Nance po przegranych playoffach powiedział o Pippenie, że wygląda jak gracz z 3-4 letnim stażem w lidze. Wspólne treningi i najlepszy z możliwych mentorów pozwoliły Pippenowi stać się jednym z 3 zawodników w historii NBA, którzy zanotowali 200 przechwytów i 100 bloków w jednym sezonie. Pozostała dwójka to Jordan (dwukrotnie) oraz Olajuwon, co ciekawe cała trójka dokonała tych wyczynów pod koniec lat 80-tych.
Z czystym sumieniem można powiedzieć, że umiejętnościami w obronie Pippen w niczym nie ustępował Jordanowi. Obydwoje rozumieli, ze defensywa to klucz do sukcesu, zbliżało ich podobne podejście do koszykówki. W czasach gdy nie wszyscy zapraszali wszystkich na wspólne treningi, campy i manicure, panowie trzymali się razem również poza parkietem. Jordan był osobą, która bardzo dbała o prywatność i Scottie był jedną z niewielu osób, które były zapraszane do posiadłości Michaela m.in. na wspólne treningi. Jordan:
“I like having Scottie with me at the house. We work out and talk, and he tells me all kinds of things. A lot of personal things. Scottie’s a very thoughtful guy, if he trusts you, and we really trust each other.”
Ponadto uzupełniali się na wielu płaszczyznach, poczynając od wspólnego palenia cygar, czy też zainteresowania hazardem. Jordan i Pippen zakładali się o prawie wszystko. Potrafili ustalać, czyja walizka wyjdzie pierwsza z luku bagażowego na lotnisku (plotka głosi, że Michael załatwiał u obsługi kolejność), czy też kogo syn posiada większe przyrodzenie (dyskusja wraz z Horacem Grantem).
Gdy Jordan przerwał swoją karierę Pippen stanął przed szansą na pokazanie swojego przywództwa. Poprowadził zespół z tymi samymi zawodnikami co rok wcześniej do 55 zwycięstw w sezonie regularnym, dwa mniej niż w ostatnim roku z Jordanem. W głosowaniu na MVP wyprzedzili go tylko Olajuwon i Robinson. W playoffach pokazał jednak, że nie dorósł do roli lidera. W 1994, gdy Chicago przegrywali 2-0 serię z New York Knicks, a w meczu nr 3 pozostało 1,8 sekund do końca Phil Jackson rozpisał zagrywkę pod Toniego Kukoc’a, Pippen był wściekły, że to nie on miał wykonać decydujący rzut i odmówił wyjścia na parkiet. Pamiętajmy, że w tamtych czasach zawodnicy z Europy byli rzadkością, a tym bardziej gracze, którzy mieli gracz kluczowe role. Zresztą sytuacja z Chorwatem mogła być też potraktowana osobiście. To przez Pippena Kukoc spędził 2 lata w lidze włoskiej, pomimo wydraftowania już w 1990r., tylko po to aby Scottie mógł otrzymać kontrakt. Pomimo, że oboje się jeszcze nie poznali oficjalnie to niechęć już się wytworzyła i podczas Igrzysk w Barcelonie Pippen wraz z Jordanem chcieli pokazać Jerry’emu Krause jak”dobry” jest Kukoc. Obydwoje kompletnie zdominowali Chorwata w meczy pomiędzy ich drużynami, zaś po meczu Pippen powiedział, że Kukoc nie jest gotowy na rywalizację w lidze NBA.
W serii z NYK z 1994r. wykonał jeden z najbardziej znanych wsadów w swojej karierze. Widziany nie raz spotach telewizyjnych „Ewing dunk”. Smaczku dodaje fakt, że miał on miejsce w szóstym meczu playoffs przeciwko drużynie z którymi Byki toczyły zażarte wojny.
Drugi sezon bez Jordana był zdecydowanie gorszy zespołowo, ale lepszy indywidualnie. Jako drugi w historii zawodnik przewodził swojej drużynie w najważniejszych statystykach: punktach, zbiórkach, asystach, blokach oraz przechwytach. Wcześniej dokonał tego Dave Cowens 1977-78, do tej dwójki w latach późniejszych dołączyli Kevin Garnett (2002-03), Lebron James (2008-09) oraz w ostatnim sezonie Giannis A. Pippen wyszedł z cienia Michaela, ale pomimo niesamowitych osiągnięć indywidualnych i przyznawanych wyróżnień (m.in. 3 x All-NBA First Team) nie zrealizował swojego planu zdobycia mistrzostwa liderując drużynie.
Jak już wspomniałem jego gra często była niemierzalna w statystykach. Do historii przeszedł nawet jego trash-talk, słynne: „Just remember, the mailman doesn’t deliver on Sundays, Karl”, które zaowocowało dwoma nietrafionymi wolnymi ze strony Karla Malone’a, czy też wspaniały przechwyt i asysta do Kukoca dająca Bykom piąte mistrzostwo. Jak dobry był Pippen pokazał m.in. mecz numer jeden finałów Konferencji Wschodniej przeciwko Indianie. Ewidentnie mecz mu nie wyszedł od strony ofensywnej, gdyż trafił tylko 1 na 9 rzutów, statystycznie też nie zachwycił, bo zaliczył tylko solidne 7 zbiórek, 7 asyst oraz 4 przechwyty. Jednak, jak to w playoffs bywa, to defensywa miała znaczenie, Steve Kerr po meczu powiedział:
„It’s amazing to see how good Scottie is, the guy shot 1-for-9 and scored four points and totally dominated the game. That’s what makes him one of the greatest players ever. He doesn’t have to score a point and can control the whole game.”
W ostatnim wspólnym sezonie Jordan zastopował transfer Pippena do Toronto w której do Chicago miał przyjść Tracy McGrady, jeden z najbardziej wyczekiwanych prospektów draftu z 1997r. Jednak gdy Michael odszedł nie było już sentymentów i Pippen wylądował w zachodniej konferencji. Przy okazji w końcu mógł zarobić przyzwoite, jak na All-Stara, pieniądze. W latach, gdy zdobywali mistrzostwo grał charytatywnie, dla przykładu w latach 96-97 był 6 miejscu na liście płac zespołu, m.in. za takimi tuzem jak Luc Longley, a rok później awansował o jedno miejsce na 5, z zarobkami na poziomie 2,7mln. Prawdziwe pieniądze przyszły w Houston i Portland, ale tam już zaczęło się odcinanie kuponów, ze swojej świetności. Mielibyśmy zapewne inne zdanie gdyby w sezonie 1999-2000 zdobyli mistrzostwo. Cały czas zastanawiam się jak oni mogli to przegrać, prowadząc 15-stoma punktami w czwartej kwarcie, decydującego meczu finałów konferencji zachodniej przeciwko Los Angeles Lakers zostali po prostu odcięci przez Shaq’a z ekipą i przegrali 5-punktami.
Z perspektywy czasu cały czas uważam Pippena za zawodnika, którego w szczycie kariery wybrałbym do swojej 5 marzeń (dzieciństwo zobowiązuje). Spokojnie obronię też tezę, że bez Pippena nie zdobyliby aż 6 tytułów mistrzowskich dla Chicago w latach 90-tych, pomimo błyskotliwości Jordana. Szkoda, że tak mało zabrakło, aby był postrzegany inaczej, gdyby nie dziwny gwizdek w meczu nr 5 w 1994r. z NYK oraz nie utrzymanie prowadzenia w meczu z Los Angeles Lakers, stworzyłby swoją legendę … zabrakło „instynktu”. Pippen potrzebował lidera, gdyż był idealny pomocnikiem, na niejednych powtórkach można zobaczyć jego motto :
“Respect is what you get when you take the ball away from somebody.”
Pzdr dd
9 Komentarze
Mateusz Połuszańczyk
Brawo Dawidzie! Znakomity tekst. Przyjemnie się czytało. Gratuluję. 😉
mic
piątkeczka!
za wakacyjne artykuły, gdzie nawet nic się nie dzieje, dobre podsumowania czy wspomnienia, analizy. Tak trzymać!!
A.
Pippen w Portland grał fenomenalnie, to nie miało nic wspólnego z odcinaniem kuponów. Co nieco o tamtym meczu może powiedzieć szybkie pozbycie się z parkietu Sabonisa.
Teddy
Artykuł bardzo dobry i ciekawy, jednak czy pisząc o dwóch facetach nie powinno się używać formy obydwaj a nie obydwoje. Pisanie obydwoje wydaje mi się właściwe gdy mówimy o parze osób różnych płci.
Dawid
@Teddy, dziękuję, wiedza nie boli, poprawione.
@ A W porównaniu do gry w Chi grał gorzej, ale może faktycznie odcinanie kuponów zabrzmiało zbyt strasznie. Nawet nie wiesz jak wtedy chodziłem zły, po tym meczu. Uwielbiam Pippena, ostatni filmik z tekstu mogę oglądać bez końca, ale jednak patrząc obiektywnie w Portland to już nie było to coś, co mnie w nim urzekło.
@ Mateusz, dziekuję za miłe słowa.
Lukasz
Bardzo dobry artykuł.
Pippen to mój ulubiony koszykarz, jako fan Bulls zawsze lubiłem go bardziej niż Jordan’a.
W liceum miałem nawet ksywę Pippen, ale to bardziej że względu na podobne nazwisko a nie umiejętności (mój numer w dzienniku to 33:-)
cynick
Wreszcie doczekałem się artykułu o jednym z moich ulubieńców. Dzięki !!!
airball
Świetny artykuł. A o moim ulubieńcu będzie? John Starks – poproszę. Pamiętam jak go MJ sponiewierał.
Dawid
Był dzikus z Johna. Przyznam szczerze, że nie planowałem serii, Pippena uwielbiałem to się podzieliłem moimi przemyśleniami … jak mnie najdzie to coś skrobnę.