Fast Break: Jazz powinni grać szybciej, Cavs idą w dół razem ze swoją obroną

Paweł Mocek Fast Break Felietony Strona Główna 0

Po odejściu Gordona Haywarda praktycznie od razu przy Utah Jazz stawiano jeden poważny znak zapytania – kto przejmie jego zadania ofensywne? Czy Rodney Hood i Joe Johnson będą mogli wziąć na siebie jego akcje bez piłki i w izolacjach? A może Jazz zmienią nieco styl gry, bo w końcu przyszedł do nich typowy rozgrywający – Ricky Rubio? Jak na razie ofensywa Quina Snydera jest czwartą najgorszą w lidze i choć obrona trzyma poziom, to nie widać w nich tego zgrania i kreatywności, co rok temu.

Trafiający 34.4% swoich rzutów debiutant Donovan Mitchell jest czwartym najlepszym strzelcem Jazz i oddaje najwięcej prób z gry w całej drużynie – 13.7 na mecz. To pokazuje, jak małą ilością ofensywnego talentu dysponuje obecnie trener Snyder. Dość powiedzieć, że najlepszym strzelcem jest rozgrywający typu pass-first. Ricky Rubio powinien być w tym zespole głównie dostarczycielem asyst, ale nie może nim być, bo nie ma komu zdobywać punktów. Rodney Hood miał wejść w buty Haywarda, a na razie tylko wpadł na ścianę, Rudy Gobert to tylko gracz pick-and-rollowy, a Joe Johnson przed kontuzją był cieniem samego siebie.

Właśnie ze względu na ofensywne braki, atak Jazz jest łatwy do „switchowania”, co obniża jakość ich rzutów przez liczbę izolacji Ich efektywność w ataku pozycyjnym jest bardzo słaba i wskazuje na to nie tylko zdobywanie 99.2 punktu na 100 posiadań (27. miejsce w lidze), ale także liczba strat 0 16.9% ich akcji kończy się właśnie oddaniem posiadania przeciwnikowi. Więcej piłek oddaje rywalom tylko Philadelphia 76ers (17.6%), która zresztą pokonała we wtorek Jazzmanów swoją energią w ataku i Benem Simmonsem, na którego mało który zespół znajduje odpowiedź.

Jazz nie pomagają sobie dwoma rzeczami, bezpośrednio ze sobą powiązanymi. Ponownie grają w bardzo wolnym tempie, będąc w tej kategorii na 24. miejscu w lidze. Nic dziwnego więc, że przeciwko ustawionej obronie rywali drużyna z niedoborem graczy kreujących grę – Joe Ingles pełniący rolę drugiego playmakera słabo sobie z tym radzi, poza tym jest potrzebny do rozciągania gry. Ricky Rubio jest tylko jeden, a gracze mający zapewniać punkty z izolacji, tego nie robią.

Po drugie, Quin Snyder powrócił do klasycznego ustawienia z dwoma wieżami – Derrickiem Favorsem i Rudym Gobertem. Rok temu mogło to się udać, bo w tym lineupie było trzech graczy trafiających w sytuacjach catch-and-shoot – George Hill, Ingles i Hayward. Teraz został z nich tylko Ingles (Hood to nie jest gracz catch-and-shoot) i są problemy ze spacingiem. Zresztą Snyder zrezygnował z grania Favorsem w pierwszej piątce już w końcówce poprzedniego sezonu i nie wiem, czemu nie ustawia obok Goberta stretch-czwórki. Small-ball pozwoliłby Jazz na szybszą grę spod własnego kosza, połączoną z otwarciem pozycji w atakach pozycyjnych. Utah pozyskało zresztą latem Jonasa Jerebko, który w takiej roli mógłby się sprawdzić.

Zaletą Jazz jest bardzo szeroka kadra, która nawet przy urazach Exuma i teraz Joe Johnsona może stanowić dobrą rotację. Snyder ma sporo możliwości ustawienia zespołu, ale to co robi teraz wyraźnie nie działa. Teraz pytanie, czy to wina zwykłego braku skuteczności kilku graczy, czy głębszy problem z organizacją gry.


Nikt nie miał do tej pory tak łatwego terminarza, jak Cleveland Cavaliers. Teoretycznie powinni przegrać do tego momentu 2, góra 3 spotkania, tymczasem legitymują się bilansem 5-6 i mają na swoim koncie porażki m.in. z Brooklyn Nets, New York Knicks, Atlantą Hawks, czy Indianą Pacers. LeBron James niczym się nie martwi, Dwyane Wade zaczął narzekać na starterów po tym, jak sam poprosił o przesunięcie na ławkę, a i kontuzje ich nie omijają. Jeden problem nie opuści ich jednak nawet, gdy wszyscy będą już gotowi do gry. Defensywa.

112.4 traconych punktów na 100 posiadań i zdecydowanie najgorsza obrona w lidze. Takiego spadku efektywności po tej stronie parkietu chyba się nie spodziewano. Choć czemu tu się dziwić. J.R.’a Smitha i Jae Crowdera w obronie napędzała skuteczność w ataku, a tą jak na razie nie grzeszyli. Derrick Rose ostatni raz bronił cokolwiek w swoim MVP sezonie, LeBronowi nie chce się w sezonie regularnym, Dwyane Wade nie wraca się do obrony, a Kevin Love nie stanie się nagle Hakeemem Olajuwonem.

Podstawą w obronie Cavs jest pomoc koledze, którego minął rywal (bo praktycznie każdego przeciwnicy mijają), a potem tzw. help-the-helper, co najczęściej powinno kończyć się obroną w pomalowanym i rotacjami do otwartych strzelców. To drugie jeszcze jako tako się sprawdza, to pierwsze już praktycznie w ogóle. Być może to kwestia włożenia większej energii w obronę, co zrobią dopiero w trakcie playoffów. Najpewniej chodzi jednak też o personalia, które powodowały problemy w defensywie także w poprzednim sezonie.

Powrót Isaiaha Thomasa tu nie pomoże, Tristana Thompsona też nie. Pomoże im usprawnić atak, który choć statystycznie jest drugim w lidze, to wciąż stać go na dużo więcej. Można dać więcej minut Imanowi Shumpertowi – ten dobrze radził sobie w drugiej połowie wczorajszego meczu z Milwaukee Bucks, który Cavs też mogli przegrać, gdyby nie błędy Kozłów w końcówce. Można nawet wrzucić go do pierwszej piątki w miejsce Rose’a – w końcu ten i tak wyląduje na niej po powrocie Thomasa.

Tyronn Lue nie panuje nad całą sytuacją, ale raczej nie martwiłbym się o jego posadę. LeBron James wciąż stoi za nim murem, zarząd Cavs nie będzie przed wolną agenturą 2018 robił niczego wbrew jego woli. Może jednak nadejść taki moment, w którym Cavs będą wciąż balansowali na granicy 50% zwycięstw, bo ich obrona nie pozwoli na nic więcej. I wtedy wszystkim przypomni się, że David Blatt został wyrzucony przy bilansie 30-11.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *