Fast Break: Domowe problemy Blazers, Andre Drummond jest coraz lepszy
Bradley Beal rozhulał się w trzeciej kwarcie na 19 punktów i łącznie zdobył ich aż 51 w spotkaniu, w którym Washington Wizards musieli odpowiedzieć po fatalnej porażce w Salt Lake City. Padło akurat na Portland Trail Blazers, którzy w tym roku mają spore problemy we własnej hali.
Blazers zaliczają bilans 7-7 w Moda Center, który może zaskakiwać patrząc na to, jaką twierdzą była nawet w ostatnich latach hala zwana kiedyś Rose Garden. Po powrocie z długiej serii wyjazdowej, na której poradzili sobie całkiem nieźle, Blazers przegrali trzy kolejne mecze u siebie – z Milwaukee, Nowym Orleanem i ostatni z Waszyngtonem. Mieli w nich kilka problemów, ale największe są te, jakie trapią ich już od dłuższego czasu.
Terry Stotts próbował rozruszać ofensywnie pierwszą piątkę drużynę, wrzucając do niej Pata Connaughtona, ale ta przez pogorszoną defensywę (brak Maurice’a Harklessa) okazała się minusowa i w ostatnim meczu znowu wyszedł w niej Harkless. Potem Mo doznał kontuzji mięśnia czworogłowego i w drugiej połowie Stotts postawił na Evana Turnera, który bez stałego rzutu – jak już dawno ustaliliśmy – nie pasuje do duetu Lillard-McCollum i właśnie wtedy Czarodzieje (Beal) zaczęli odjeżdżać, męcząc w obronie pick-and-roll Jusufa Nurkicia (także zszedł do szatni z kontuzją po skręceniu kostki).
Jest za dużo stania w miejscu w tej ofensywie Blazers, która była przecież top5 ligi w ubiegłym sezonie po All-Star Game. Są pick-and-rolle Lillarda z Nurkiciem, jednak często nie ma nawet do kogo odrzucać piłki. Blazers są na szarym końcu ligi w procencie trafionych rzutów, które są poprzedzone asystą (zaledwie 48.6%, pierwsi są Golden State Warriors z niebotycznym 70.1%) i wygląda to nawet gorzej w ostatnich spotkaniach. Granie samych izolacji wpędziło C.J.’a McColluma w rzutową indolencję i bez jego pewności siebie, minuty lineupów rezerwowych są obecnie bolączką Portland.
Na ławce Blazers nie posiadają bowiem dużej ilości ofensywnego talentu i nie zaskakująco – widać brak jednego z najlepszego strzelców za 3 punkty z ubiegłego sezonu, a więc Allena Crabbe’a. Przez jakiś czas nieźle grał Shabazz Napier, ale skuteczność z preseason stracił za to Evan Turner, który powoli ponownie staje się niewidoczny i z nim na parkiecie efektywność ofensywa Blazers spada nawet poniżej 100 punktów na 100 posiadań. Nie ma spacingu = nie ma otwartej drogi do kosza, nie ma naturalnego playmakingu = nie ma otwartych rzutów.
Teraz na Portland w sobotę czekają już Houston Rockets, a następnie wyjeżdżają w serię wyjazdową, którą rozpoczną spotkaniem… z Golden State Warriors. Ostatnio na wyjeździe szło im lepiej niż u siebie, więc być może pokażą jakieś inne swoje oblicze. Do tego może być potrzebna kolejna roszada w pierwszej piątce i chyba wciąż najlepiej, jakby wychodził w niej Connaughton.
Milwaukee Bucks i Detroit Pistons rozegrali wczoraj bardzo dobre spotkanie i polecam je do oglądania każdemu, kto tęskni za playoffową koszykówką. To może być potencjalnie para I rundy fazy posezonowej i byłoby bardzo ciekawie. Wczoraj to Kozły okazały się lepsze, choć Pistons zabrali im kilka argumentów, zamykając drogę w pomalowane i punkty z transition kontrolując tempo gry. W ataku prezentowali się dobrze, ale tylko wtedy, gdy na parkiecie znajdował się ich najważniejszy gracz w tym sezonie.
Jeśli ktoś powiedziałby mi, że Andre Drummond stanie się graczem czyniącym wszystkich wokół siebie lepszymi koszykarzami, pewnie odesłałbym go do ostatniego sezonu, w którym środkowy Tłoków zdecydowanie zawodził. Teraz zastanawiam się, czy jeśli NBA utrzymałaby stary format All-Star Game, to Andre nie byłby przypadkiem starterem w drużynie Wschodu. Nomen omen, walka o trzecie front-courtowe miejsce (LeBron i Giannis są bezkonkurencyjni), rozegrałaby się pewnie między nim a Joelem Embiidem, z którym beefuje od początku sezonu.
Na palcu jednej ręki można policzyć akcje ofensywne Pistons, w których Drummond nie występuje w jakiejkolwiek roli. To, co widać na pierwszy rzut oka to ustawianie się w high-post, skąd po hand-offie obwodowi Detroit rozpoczynają napędzanie akcji. Tu kluczowy jest też ruch graczy bez piłki (Tobias Harris, Avery Bradley), którzy szukają sobie otwartej pozycji zza łuku, co tworzy więcej możliwości na skończenie akcji. Drummond może w takiej sytuacji przetrzymać dłużej piłkę i po ścięciu gracza, który miał przejąć od niego posiadanie, oddać ją gracza często zostawionego samego w rogu boiska.
Poza tym, Drummond jest też jednym z najlepszych rollujących graczy w lidze i to również niekoniecznie widać w statystykach. Swoją obecnością absorbuje nie tylko swojego obrońcę i wówczas też otwierają się pozycje dla innych. Pistons są na szóstym miejscu w NBA pod względem skuteczności za trzy punkty (37.6%), bo po prostu wiele z tych trójek jest niekontestowanych.
Zarówno Bucks, jak i Pistons wyglądają na for real. Ci drudzy przegrali czwarte kolejne spotkanie, ale mają za sobą serię trudnych meczów wyjazdowych (Wizards, Sixers, Spurs, Bucks) i w trzech z nich trzymali się w grze do samego końca. Gorszą wiadomością jest to, że seria może się przedłużyć do sześciu, bo dwa kolejne spotkania to Warriors u siebie i Boston u siebie. Obie drużyny zdołali pokonać już na wyjeździe, ale te na pewno będą żądne zemsty.