Fast Break: Thibodeau wygrał, ale Josh Richardson mógł być jego nowym Butlerem

Paweł Mocek Fast Break Felietony Strona Główna 1

Trzy dni sezonu regularnego już za nami i można śmiało powiedzieć, że naprawdę za tym tęskniliśmy. Za sprawdzaniem wyników o poranku, za oglądaniem meczów, za emocjami w crunchtime, za indywidualnymi popisami. Tak naprawdę dopiero teraz wychodzi to, co dane drużyny i zawodnicy mają do poprawy, bo preseason w tej materii jest dość słaby. Można w nim zobaczyć, co w swojej grze poprawił dany zawodnik, ale tylko w przeciągu 48 minut meczu sezonu regularnego i playoffów robią to, co ma im pomóc w wygraniu meczu.

Zwycięstwo Thibodeau

Dla Minnesoty Timberwolves, nie istnieje coś takiego jak wygrywanie bez Jimmy’ego Butlera. W tym J-Dog miał rację – „You can’t fu**ing win without me”. Tom Thibodeau dobrze to wiedział, więc nie miejmy do niego pretensji, że za wszelką cenę chciał zatrzymać go w drużynie. Nic, co uzyskałby z powrotem w jego wymianie, w krótkim okresie czasu nie przyniosłoby takich wyników, jakich oczekuje się teraz od Wolves po powrocie do playoffów. Karl-Anthony Towns nie jest liderem i coraz mniej każe nam myśleć, że kiedyś nim zostanie.

W momencie, w którym Butler zdobywał 23 punkty w meczu otwarcia, a Wolves przegrali ostatecznie mecz z San Antonio Spurs, Thibodeau odniósł swoje zwycięstwo. Tak jak powiedział to Adrian Wojnarowski – wszystko poszło zgodnie z jego planem, a niekoniecznie zgodnie z planem Butlera. Jego ukochany zawodnik wszedł na trening, zrobił masakrę, wyszedł, a potem zwołał zebranie dla zawodników i wrócił do gry. Zaporowa cena jaką postawił Thibodeau, skutecznie odstraszyła wszystkie zespoły, przez co transfer do skutku nie doszedł.

W długim okresie nie wyjdzie to oczywiście Timberwolves na dobre, bo za rok stracą go za darmo. Nie zrobili wymiany po swojego Victora Oladipo i Domantasa Sabonisa, a przed nimi sezon walki o utrzymanie się w „ósemce”. Oferta, jaką otrzymali od Miami Heat była w ich sytuacji nie do odrzucenia. Odrzucić mógł ją tylko jeden człowiek – Tom Thibodeau.

Klucze do miasta przekazane Richardsonowi

Josh Richardson mógł być dla Thibodeau jego kolejnym Butlerem. Obaj gracze nie byli wybrani w loterii draftu, a dopiero w dalszych numerach. Obaj mają nienaganną etykę pracy, co noc zostawiają na boisku wszystko co mają i dla obu największe znaczenie na początku kariery miała defensywa. Jeśli przejrzymy statystyki obu panów z ich trzecich sezonów w lidze, okaże się że są praktycznie identyczne. W podcaście powiedziałem, że Richardson nie będzie tak dobry jak Butler, ale od razu zacząłem się zastanawiać – właściwie, dlaczego nie?

Pierwsze dwa mecze sezonu pokazały, że Erik Spoelstra jest gotowy, by przekazać Richardsonowi klucze do miasta. Goran Dragić nie jest już kluczowym ball-handlerem, który dominuje grę na piłce. Nawet ostatnia akcja w meczu z Orlando Magic, w której J-Rich miał akcję na zwycięstwo w swoich rękach i wyszedł na aut pokazała, że Heat są gotowi, by wreszcie zamieszać w hierarchii. Kolejno 21 i 28 punkty, pewność w grze i większa asertywność w ataku wskazują za to, że sam zawodnik tylko na to czekał.

Głosujący nie znaleźli w ubiegłym sezonie miejsca dla Richardsona w All-Defensive 2nd Team, choć trudne do wytłumaczenia jest znalezienie go dla… Butlera, który zagrał 59 spotkań dla 25. defensywy w lidze. Obwodowy Heat wdarł się już do defensywnej elity, więc jego kolejny krok do przodu musiał przyjść po atakowanej stronie boiska. W pierwszych dwóch meczach wyglądał już jak ukształtowany two-way player, potrafiący wybrać moment, w którym należy wykonać penetrację, a w którym oddać piłkę komuś innemu.

Richardson + kontrakt Diona Waitersa + pick w pierwszej rundzie draftu – Pat Riley nigdy nie powinien proponować czegoś takiego Tomowi Thibodeau. Thibodeau nie powinien za to tego odrzucać. Obaj panowie są pewnie w tym momencie zadowoleni z obrotu spraw, pytanie który z nich będzie się uśmiechał w kwietniu, maju, albo nawet październiku przyszłego roku.

Olaboga, Fultz trafił trójkę

Jak słusznie zauważył Paolo Uggetti na łamach The Ringer, kibice Philadelphii 76ers zgromadzeni wczoraj w Wells Fargo Center wpadli w ekstazę, gdy Markelle Fultz trafił swoją pierwszą trójkę w karierze. Podszedł do niej po koźle, bez presji, przy praktycznie wygranym meczu. Sam rzut wciąż nie wygląda na idealny, ale na pewno jest progres w porównaniu z poprzednim rokiem. Mimo tego, zadziwia decyzja Bretta Browna o wstawieniu go do pierwszej piątki już na samym początku sezonu.

Plan Browna wygląda tak, że Fultz zaczyna w piątce pierwszą, a J.J. Redick drugą połowę. Jak na razie – bez niespodzianki – dużo lepiej spisuje się ustawienie z Redickiem, natomiast trener Sixers myśli w tym przypadku o przyszłości. O zbudowaniu pewności siebie Fultza i zgraniu z Benem Simmonsem. Wydaje się jednak, że owacja kibiców za każdym razem gdy dotyka piłki i zachęta do rzutu wcale mu nie pomoże. Z czasem kibice pewnie po prostu przyzwyczają się do oglądania Fultza w akcji, więc i jemu będzie łatwiej, gdy traktowany będzie po prostu jako kolejny ball-handler, a nie maskotka drużyny.

Tego ball-handlera będą potrzebowali Sixers, gdy Simmons będzie odpoczywał. Nawet gdy Australijczyk będzie na boisku, w zespole potrzebny jest zawodnik odciążający go – co pokazały playoffy i efektywność Szóstek z T.J.’em McConnelem na boisku. Na razie Brown czeka na powrót Wilsona Chandlera oraz Mike’a Muscali, bez których ich ławka praktycznie nie istnieje. Wykorzystali to w meczu otwarcia Boston Celtics, pozwalając sobie na grę długimi okresami bez Irvinga i Haywarda.

No dobrze, zobaczmy tę trójkę. Fajny moment.

Komentarze

  1. Do Tomka z Minnesoty pasuje mi pewne przysłowie: ,,Głupiego wilka i cielęta liżą”. Według mnie Heat wygrali wymianę związaną z Butlerem dzięki temu, że jej w ogóle nie było.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *