Nagrody na półmetku sezonu – Sixth Man of the Year i Defensive Player of the Year
Kolejny dzień, kolejne typy na nagrody indywidualne. Dzisiaj zajmiemy się następnymi dwoma kategoriami – Sixth Man of the Year i Defensive Player of the Year.
SIXTH MAN OF THE YEAR
Marta Kiszko: Kto jak nie Sweet Lou Williams?! Rozgrywa właśnie najlepszy sezon. Ma nieoceniony wkład w mecze Clippers, obok DeAndre Jordana ma najwyższy współczynnik udziału w zwycięstwach. Oddaje średnio więcej rzutów na mecz niż w ubiegłych rozgrywkach i trafia z najlepszą skutecznością – 40.6%. Żaden zawodnik z drugiego unitu innych drużyn nie ma po prostu do niego startu.
Marcin Polaczek: Lou Williams. Tutaj zapewne nie będę oryginalny. Sweet Lou pozamiatał konkurencje! Prawie 22 punkty i 5 asyst na mecz, do tego ponad 40% skuteczności za 3 punkty. Williams gra swoją najlepszą koszykówkę w swoim 13. sezonie w lidze. Dzięki niemu Clippers ciągle pozostają w walce o Playoffs, a on sam w poprzednim tygodniu zdobył nawet nagrodę gracza tygodnia na zachodzie. Lou to zdecydowany faworyt do wygrania tej nagrody i tym samym powtórzenia sukcesu z sezonu 2014-2015. A to wszystko za jedyne 7mln/rok.
Miłosz: Lou Williams. 31-letni gracz Clippers zalicza najlepszy sezon w karierze pod względem punktów, asyst i skuteczności z gry, w dodatku w sporej mierze to dzięki niemu ekipa z L.A. wciąż liczy się w walce o playoffs. Sweet Lou mógłby pomyśleć o otwarciu winiarni, bo sam z wiekiem jest tylko lepszy 🙂
Mateusz Połuszańczyk: Lou Williams. Bieżące rozgrywki są najlepszymi, jakie „Sweet Lou” rozegrał w dotychczasowej karierze, tylko szkoda, że kontuzje zdziesiątkowały Clippers i raczej nie ma szans, żeby Williams wystąpił w play-offach. Wracając jednak do statystyk, bo te są rewelacyjne: 22.2 punktu na mecz ze skutecznością 44.4% z gry, 40.7% zza łuku oraz 90.3% z linii osobistych. Dodatkowo średnie w postaci 4.9 asysty i 2.6 zbiórki. To robi piorunujące wrażenie, jak na gościa, który wchodzi z ławki. Życzę mu drugiej w karierze nagrody dla rezerwowego sezonu.
Grzegorz Kowalczyk: Sweet Lou 🙂 Williams gra najlepiej od początku kariery. Clippers przez kontuzje są na razie pod kreską, ale to dzięki Lou nie wypadli z walki o PO. Widziałem kilka meczów w jego wykonaniu i jest to po prostu killer. Nie można mu zostawić centymetra wolnego parkietu, bo od razu można zacząć grę zza linii końcowej. Rozkręca się z każdym miesiącem, a 0statnie 10 gier ma po prostu fantastyczne. 28 punktów na wysokim procencie skuteczności i do tego 5 asyst.
DEFENSIVE PLAYER OF THE YEAR
Marta Kiszko: Na początku zaczęłam pisać o Kevinie Durancie. Zaliczył w końcu bardzo duży progres w trykocie Golden State Warriors. W tym sezonie gra na jeszcze lepszym poziomie w defensywie niż w poprzednim. Jest graczem kompletnym i z typowego snajper stał się two-way playerem. Jednak przeglądając bardziej zaawansowane statystyki nie mogę odmówić tej nagrody największemu maestro od defensywy – Draymondowi Greenowi. To jest po prostu trzon GSW. Zostawia na parkiecie całe serce (dobra, Tarik Black też to robił w Lakersach ;)) i doskonale dyryguje frakcją obronną. Potrafi bronić każdą pozycję w lidze niezależnie i nie obchodzi go czy ma przed sobą Stevena Adamsa (wink-wink), DeMarcusa Cousinsa czy Paula Millsapa.
Marcin Polaczek: Draymond Green. Tutaj zdecydowanie najtrudniej wybrać gracza, który zasługuje na tą nagrodę. Kiedyś wystarczyło spojrzeć na statystyki dominujących centrów czołowych drużyn i wszystko było jasne. Teraz jest czas obwodowych i… Draymonda Greena. Od kilku lat Dray jest ostoją najlepszej drużyny w lidze i nie inaczej jest w tym sezonie. Gra na obu pozycjach podkoszowych i eliminuje najlepszych graczy rywali, a Warriors są ponownie najlepsi w lidze. Poza tym z pozostałych kandydatów wyróżnię jeszcze Stevena Adamsa i Marcusa Smarta.
Miłosz: Draymond Green. Podejrzewam, że wiele osób zechce do nagrody najlepszego defensora ligi wskazać Kevina Duranta, ale mimo sympatii i uznania wobec jego umiejętności i rozwoju w tym aspekcie gry, wybieram Draymonda. Powodem tej decyzji jest przede wszystkim wpływ Greena na grę całego zespołu: urzekają mnie jego charyzma i zdolności przywódcze, dzięki którym zarządza całą defensywą Warriors i czyni ją lepszą. Dray w dodatku nie cofa się przed większymi od niego zawodnikami, a jego zadziorność przypomina twardzieli z lat 90., za czym przecież tylu kibiców tęskni, oglądając dzisiejszy basket. Buntowniczy charakter Greena bywa niestety bronią obosieczną i często sprawia, że ten popada w tarapaty, ale 27-latek prawdopodobnie wiele nauczył się po przegranym finale przeciwko Cavs. Draymond ma znakomite wyczucie jeśli chodzi o ustawianie się w defensywie, a robi w niej praktycznie wszystko, od zbiórek począwszy, na blokach kończąc. Przy takim nauczycielu Durant po prostu musiał stać się lepszym obrońcą.
Mateusz Połuszańczyk: Draymond Green. Właściwie nie widać dla niego konkurentów w wyścigu po nagrodę dla najlepszego defensora sezonu. Kawhi Leonard jest poza grą, podobnie jak Rudy Gobert. Kevin Durant wprawdzie poczynił postęp w swojej grze obronnej, ale to jeszcze nie ten poziom, który prezentuje Green. Wszechstronność zagrań, ustawianie się w defensywie, rozczytywanie zagrywek rywali, twarde współzawodnictwo w strefie podkoszowej. Co tu dużo gadać – profesor Draymond Green.
Grzegorz Kowalczyk: To jest najtrudniejsza kategoria do oceny. W wyścigu o statuetkę najlepszego obrońcy – Gobert i Leonard out (za długo nie grali), zostaje Draymond Green. San Antonio i Boston bardziej polegają na obronie zespołowej i mimo że mają bardzo dobrych obrońców, to na ilość traconych punktów wpływa też znacząco tempo gry. Draymond dalej łata dziury na środku, gra wymiennie na 4 i 5. Nie daje się przepchnąć wielkim centrom, wykorzystuje swój spryt, sprawność i inteligencję boiskową. Według mnie główny kandydat drugi rok z rzędu