NBA kiedyś i dziś. Jak przez ostatnie 30 lat zmieniła się gra?
Kto z Was wychował się na koszykówce NBA przełomu lat 80. i 90., ten z pewnością zastanawiał się, dlaczego dzisiejsza gra tak bardzo różni się od basketu końca ubiegłego stulecia. Czy dzisiejsze rozgrywki są równie pasjonujące, jak kiedyś? Jakie zmiany zaszły w koszykówce na przestrzeni ostatnich 30 lat? Drodzy Czytelnicy, zapraszamy na drugą część cyklu „NBA kiedyś i dziś”, w której porozmawiamy o grze.
W pierwszej części naszego cyklu dyskutowaliśmy o różnicach między zawodnikami, którzy grali na parkietach NBA w ostatnich dwóch dekadach XXI wieku, a koszykarzami występującymi obecnie. Do współtworzenia dzisiejszego tekstu zaproszony został jeden z naszych Czytelników, Maciek. Zapraszamy!
Na początek zajmijmy się przepisami, które od początku lat 80. znacząco się zmieniły. Jakie zmiany według Ciebie najbardziej wpłynęły na grę? Czy są one korzystne dla samej rozgrywki?
Paweł: Takich znaczących zmian jest kilka i trudno wybrać jedną konkretną. Głównie chodzi o te, które realnie wpływają na samą rozgrywkę, które ograniczają, bądź odwrotnie – poszerzają pole manewru trenerom, czy zawodnikom. Jedną z takich zmian jest pozwolenie na obronę strefową, dzięki której trenerzy nie są już ograniczeni do zwykłej gry man-to-man i ewentualnych podwojeń. Warto odnotować także m.in. „5 seconds back to the basket violation”, czyli zasadę im. Charlesa Barkleya. Grający tyłem do kosza zawodnik nie może kozłować przez dłużej niż 5 sekund, co było tylko jedną – wcale nie najważniejszą – z przyczyn zmniejszenia liczby posiadań w post-upach.
Można także wspomnieć o zmianach przepisów dotyczących fauli – m.in. ostrzejsze przepisy dotyczące fauli niesportowych. Wielu się to nie podoba, bo zamiast klasycznej, twardej, będącej na granicy mordobicia koszykówki, ogląda się flopy, miękkie faule i rozwój aktorstwa. Z drugiej strony chroni to jednak zdrowie zawodników, którzy przy dzisiejszym baskecie są bardziej narażeni na urazy. Ogólnie rzecz biorąc, zmiany w przepisach wydają mi się bardziej in plus, bo wraz z rozwojem koszykówki musiały iść też zmiany w zasadach. Tym bardziej, jeśli w mało sportowy sposób gracze wykorzystywali luki w przepisach.
Marta: NBA musiała reagować na bieżąco – o ile wiem zaczęło się to od Wilta Chamberlaina, na którego drużyny nie mogły znaleźć sposobu, więc to liga zaczęła szukać. I tak doszło do zmiany przepisów, np. jeśli chodzi o wykonywanie rzutów wolnych (zakaz wyskoku) lub poszerzyli pomalowane, żeby utrudnić Wiltowi grę w post. Od lat ’80 też sporo się zmieniło. Centrzy nadal dominowali, więc trzeba było wyrównać nieco rozgrywkę wprowadzając na przestrzeni lat przeróżne reguły. Nowe zasady, m.in. miały na celu ograniczać grę środkowym (np. błąd trzech sekund), czy kontakt defensora z atakującym rywalem, jak chociażby Clear Path Rule (gdy w czasie fastbreaku obrońca próbuje nieprzepisowo zatrzymać atakującego kosz zawodnika), które do dziś znajduje miejsce w sędziowskim kodeksie. Dodatkowo wraz z podniesieniem wynagrodzenia dla graczy, wzrosły także kary za przewinienia, co też miało na celu odstraszanie zawodników od twardej gry.
Nie sposób nie wspomnieć też o dodaniu opcji rzutu za trzy, który z biegiem lat zaczął być coraz częstszą zagrywką, aż finalnie stał się jednym z głównych elementów strategii boiskowej wielu obecnych trenerów (D’Antoni czy Kerr).
Majlosz: Osobiście uważam, że na dzisiejszą koszykówkę największy wpływ miały zmiany, które ograniczyły możliwości gry w obronie. Dały one duże możliwości graczom atakującym, szczególnie w pojedynkach 1 na 1. Przypomnijmy: od 1997 roku NBA konsekwentnie wpływa na przepisy gry w obronie, zabraniając z początku trzymania przedramienia na graczu, który ma piłkę. W 1999 roku zabroniono używać dłoni w kontakcie z koszykarzem atakującym, ale tylko gdy ci znajdowali się z dala od kosza. Dodatkowo, gracz obrony nie mógł już w żaden sposób zatrzymywać przeciwnika będącego bez piłki. Od 2004 roku obowiązuje praktycznie całkowity już zakaz używania rąk w kontakcie z przeciwnikiem, czyli tzw. „hand-checking rule”.
Konieczność tych zmian podyktowana była przesadną fizycznością w grze w latach 90., przez co profesjonalny basket przypominał momentami twarde starcia na boiskach ulicznych. Davida Sterna uwierały również coraz niższe wyniki meczów, a jak wiemy, miał on doskonałe wyczucie co do marketingu i promocji NBA. Komisarzowi marzyła się koszykówka bardziej otwarta, wyrafinowana, z mniejszym naciskiem na siłę fizyczną, która stałaby się reklamą amerykańskiej ligi zawodowej na całym świecie. A jak te zmiany wpłynęły na samą grę? Dzisiejsza gra faktycznie jest mniej fizyczna; nie uświadczymy ostrych przepychanek pod koszem (a jeśli takie się zdarzą, momentalnie przerywa je gwizdek arbitra), graczom obwodowym o wiele łatwiej jest wejść pod obręcz, a rzut z dystansu nigdy wcześniej nie miał tak dużego znaczenia dla całego meczu. Zmiany w przepisach wpłynęły nie tylko na efektowność gry i wyższe wyniki meczów. Wymusiły one na sztabach szkoleniowych opracowanie skomplikowanych systemów obronnych, by w legalny sposób móc zatrzymać ofensywę rywala.
Ale jak wiadomo, każdy kij ma dwa końce: kibicom, którzy wychowywali się na baskecie lat 80. i 90., brakuje twardej, fizycznej gry. Odgwizdywane są sytuacje, które 20 lat temu były przez arbitrów niezauważane, a zdarzają się opinie, że w dzisiejszych czasach Michael Jordan, bez agresywnej obrony indywidualnej, zdobywałby w każdym meczu +40 punktów (kwestia mocno dyskusyjna). Jedyne, czego zaczyna mi brakować, to dominujących graczy na pozycji rzucającego obrońcy. Przejście na emeryturę Kobe Bryanta być może definitywnie zakończyło erę „zabójczych dwójek”, które stanowią zagrożenie na każdym metrze parkietu.
(Czytelnik) Maciek: Jako przeciętny kibic niespecjalnie zwracałem uwagę na zmiany przepisów, zawsze wydawało mi się , że to raczej kosmetyka i najlepszym nie sprawia to różnicy. Prawdę mówiąc w pamięci zapadły mi zmiany związane z położeniem linii „za 3” (połowa lat 90) oraz zmiany zasad obrony w latach 1999-2000. W pierwszym przypadku skutkowało to zwiększeniem liczby oddawanych rzutów za trzy, w drugim przypadku … no właśnie, to chyba zapoczątkowało stopniowe odchodzenie od siłowej gry obronnej.
Co do oceny czy zmiany przepisów sa korzystne – warto pamiętać, że za zmiany przepisów muszą aprobować właściciele klubów (zwykle wymagana większość 2/3 klubów). Koszykarskim konserwatystom może się to niespecjalnie podobać ale właściciele klubów patrzą na sport przez pryzmat rentowności biznesu, a ta jest dość mocno związana z oglądalnością w TV. W USA, gdzie koszykówka musi konkurować z innymi zawodowymi ligami widowiskowość dyscypliny jest kluczowa. Dlatego uważam, że wprowadzane w NBA zmiany są uzasadnione i raczej służą dyscyplinie (z jednym wyjątkiem – liczba i czas trwania przerw w grze rozrosły się ponad zdrowy rozsądek).
Jakie są Twoim zdaniem największe różnice w grze kiedyś i dziś?
Paweł: Przede wszystkim poziom sportowy. Nienawidzę porównywania zawodników z różnych epok, bo trzeba zawsze patrzeć na realia, w jakich się znajdowali i w jaki sposób grało się w koszykówkę. Dziś dzięki postępowi technicznemu, obserwowaniu rozgrywki pod wieloma kątami udało się wypracować wiele nowych schematów rozwiązań ofensywnych, które w naturalny sposób musiały wywołać także zmiany w sposobie obrony. Atak w NBA wszedł na zupełnie inny poziom, niż to było przed 20-30 laty. Efektywność ofensywna jest najwyższa w historii i wzrasta regularnie i stale od kilku ostatnich sezonów.
Stało się tak nie tylko dzięki rozwojowi strategii, ale też przez zmianę podejścia trenerów. Choć trudno powiedzieć, co było pierwsze – zmiany w strategii, czy otwarcie się trenerów na nowe rozwiązania. Dziś szkoleniowcy nie boją się wpuścić na boisko czterech graczy poniżej 200 centymetrów wzrostu, czy wystawiać na pozycji centra gościa, który 30 lat temu mógłby grać co najwyżej jako niski skrzydłowy. Wszystko po to, by dostosować się do systemu gry rywali, lub wymusić na nim zmianę jego stylu. Chodzi o small-ball, który zaczął się tak naprawdę na dobre od niskich ustawień Erika Spoelstry (rzucający za 3 Chris Bosh na centrze, LeBron James na „czwórce”), a który do perfekcji doprowadzają teraz Steve Kerr i cały sztab trenerski Golden State Warriors.
Nie jestem jednak fanem myślenia, że obecna gra to schyłek wysokich graczy. To początek procesu doskonalenia też właśnie tej pozycji – po tym jak przez kilka sezonów mieliśmy zdecydowanie do czynienia z ligą rozgrywających, także takich w nowym, bardziej atletycznym niż kiedykolwiek stylu (najpierw Derrick Rose, teraz Russell Westbrook). Środkowi staną się dużo bardziej wszechstronni, m.in. dzięki takim graczom jak Joel Embiid, czy Karl-Anthony Towns, którzy mogą za 15-20 lat być wskazywani jako pierwowzory współczesnego podkoszowego – szybkiego, mobilnego, dobrego zarówno w grze tyłem, jak i przodem do kosza, rzucającego za 3 punkty.
Marta: NBA zmieniła się pod każdym względem! Dziejsza gra ma szybsze tempo. Koszykówka stała się bardziej ofensywna, a to wynik właśnie tych zmian w defensywie, o których wspominaliśmy wyżej. Zmieniło się także samo podejście do taktyki wykorzystywanej przez trenerów. Ograniczenie gry w pomalowanym na rzecz gry na obwodzie poskutkowało tym, że ustawiają na centrze graczy takich, jak choćby Draymond Green (201 cm), a my patrzymy na Davisa i Cousinsa jako na eksperyment, co kiedyś było powszednim trenerskim zabiegiem. W ogóle warto tu poruszyć temat wszechstronności graczy. Powoli zaciera się granica między klasyczną „jedynką” i „dwójką” na rzecz po prostu combo guarda, a Joel Embiid, Nikola Jokić, Kristaps Porzingis, czy Karl-Anthony Towns na nowo definiują pojęcie centra. A Ben Simmons? Rozgrywający uwięziony w ciele typowego power forwarda… To chyba jeden z ciekawszych aspektów współczesnej koszykówki.
Majlosz: Oglądając mecze z lat 80. i 90. można odnieść wrażenie, że zaciętość w walce fizycznej jest niemal równie istotna jak umiejętności koszykarskie, a ich połączeniem charakteryzowali się wszyscy wybitni zawodnicy tamtych lat. Zmiany w przepisach, o których rozmawialiśmy przed momentem, nie tylko wyeliminowały walkę fizyczną pod obręczą, one wręcz wypchnęły wysokich, silnych graczy spod kosza. Przepisy, coraz większa wymienność pozycji no i przede wszystkim matematyka sprawiły, że i rzuty z półdystansu przestały być w zadowalającym stopniu efektywne, a zespoły coraz chętniej zaczęły zatrudniać snajperów dystansowych.
Skoro zmieniło się podejście do sfer, z których wykonywane są rzuty, w naturalny sposób musiały również ewoluować zagrywki. Zespoły o wiele chętniej korzystają z pick’n’rolli, otwierają one bowiem duże możliwości ofensywne, od wejścia pod kosz, przez rozegranie akcji dwójkowej, po oddanie piłki na obwód, skąd można oddać rzut dystansowy lub próbować kolejnego wjazdu. Trenerzy zrozumieli, że ważniejsze od pojedynczych zagrywek są systemy. Pamiętacie słynne trójkąty Texa Wintera, tak chętnie wykorzystywane przez Phila Jacksona w Bulls i Lakers? Warto zwrócić uwagę, jak ich pewne elementy, bądź całe sekwencje zostały zaadaptowane w innych zespołach, czego najbardziej jaskrawym przykładem są Golden State Warriors. Dzięki temu mamy okazję oglądać koszykówkę szybką, z bardzo dużą wymiennością pozycji i wieloma podaniami. Warto w kontekście zmian w grze wymienić również small ball, która to taktyka przestała być zaledwie zjawiskiem na parkietach NBA, a stała się potężną bronią przeciwko wysokim składom i pozwoliła Wojownikom sięgnąć po tytuły mistrzowskie.
Maciek: Odpowiedź na pozór oczywista – ciężar gry przeniósł się ze strefy podkoszowej na obwód, skąd zdobywanych jest coraz więcej punktów. Gra przyspieszyła zaś tradycyjny podział pozycji musiał ulec modyfikacji. Gdy Jordan zaczynał karierę (1984) zespoły NBA oddawały średnio 3 rzuty „za trzy” w meczu przy skuteczności 28% – dzisiaj trudno to sobie wyobrazić. Piłka z uporem powraca na obwód podczas gdy 20 lat temu z uporem była dostarczana do środka.
Interesujące jest to , że przy wzroście liczby rzutów za 3p. od pewnego momentu skuteczność pozostaje w zasadzie niezmienna. To jest trochę zaskakujące – kiedy ogląda się te wszystkie niesamowite rzuty Curry’ego czy Hardena można odnieść wrażenie , że NBA osiągnęła jakiś wyższy poziom skuteczności w trójkach. Tymczasem w roku 2005 przeciętna liczba trójek oddawanych przez zespół NBA wynosiła 16 przy skuteczności 35,8%, zaś w zeszłym sezonie rzucanych jest rekordowe 27 trójek na mecz przy skuteczności…35,8% ! Zatem wszyscy rzucają na potęgę z dystansu ale i tak średnio 2 na 3 rzuty są niecelne.
I jeszcze jedna obserwacja. W ostatnim sezonie średnia zdobywanych punktów przez zespół NBA osiągnęła 105,6 co wydaje się wyśrubowanym wynikiem, gdy jeszcze 4 lata temu było to 98 pkt. Tymczasem w latach 80. standardem było 108-110 pkt – bez istotnego udziału „trójek” i przy starych zasadach obrony.
Jak zmiany w koszykówce wpłynęły przez ostatnie 30 lat na zawodników i trenerów? W jaki sposób musieli oni przystosować się do tych zmian?
Paweł: Trochę odwróciłbym to pytanie, ze względu na to, że to sami zawodnicy i trenerzy przyczynili się do zmian w koszykówce. Mamy dziś dużo większą liczbę wszechstronnych graczy, aniżeli przed 30 laty i był to proces następujący przez jakiś czas powoli. W ostatnich latach zdecydowanie jednak przyspieszył, m.in. dzięki takim graczom jak LeBron James. James jest zawodnikiem wyjątkowym właśnie przez liczbę rzeczy, w których jest bardzo dobry, lub wręcz wybitny. Było to możliwe dzięki graczom z lat 80-90, których gra była wzorem dla kolejnego pokolenia. James nie chciał być jednak kolejnym Jordanem, czy kolejnym Magikiem. Chciał być pierwszym LeBronem i dlatego możemy w jego grze zaobserwować zarówno trochę Magica, jak i trochę Larry’ego Birda, czy Juliusa Ervinga.
To samo dotyczy trenerów. Dzięki analityce, trenerzy dziś mają dużo większe rozeznanie na temat taktyki, strategii i poszczególnych przeciwników (skauting). Każdy kolejny sezon pokazuje nam, jak bardzo szkoleniowcy muszą dostosowywać się do nowej gry, do każdego rywala i wypracowywać coraz to nowsze schematy, organizować na nowo rotacje. Zwróćcie uwagę na to jak mało jest rzeczy, o których możemy mówić, że działały w jednym sezonie i działały też w kolejnym. Wszyscy muszą być gotowi na zmiany i na przykładzie Phila Jacksona widzimy jak kończy się uparte przywiązanie się do jednego systemu gry, o którym dodatkowo twoi zawodnicy nie mają zielonego pojęcia.
Marta: To zawodnicy i ich umiejętności kreują kierunek zmian. Trenerzy przestali zamykać ich w szufladkach własnej pozycji przyporządkowanej m.in. do wzrostu. Teraz każdy może rozgrywać, wchodzić pod kosz, czy oddawać trójki. Bez względu na pozycję. W tym głowa trenerów, żeby umieć na bieżąco reagować na sytuacje na parkiecie i odpowiednio dobierać zawodników do krycia w matchupach tak, aby niwelować potencjalną przewagę. Gra jest szybka i coraz bardziej nieprzewidywalna, a możliwości graczy coraz większe. Dlatego trenerzy mają ciężki orzech do zgryzienia próbując rozpracowywać swoich przeciwników.
Majlosz: Magic Johnson ze wzrostem przekraczającym dwa metry i przeglądem pola charakterystycznym dla najlepszych rozgrywających był w latach 80. zjawiskiem wyjątkowym. W XXI wieku jest dla nas oczywiste, że gracze posiadający takie warunki fizyczne powinni być na tyle wszechstronni, by umieć grać na dwóch, trzech, a czasem nawet i pięciu różnych pozycjach. Gdy spojrzymy na takich koszykarzy jak Durant, Antetokounmpo czy Simmons, zobaczymy przyszłość ligi, w której to nie wyłącznie wzrost determinuje rolę na parkiecie i osobiście uważam, że jest to wielki sukces ewolucji basketu. Może i zakończyła się era gigantów pod koszami, z których słynęły lata 90., ale giganci wciąż mają się dobrze, a ich wszechstronną grę ogląda się z największą przyjemnością.
Wymienność pozycji i wszechstronność zawodników znacząco wpłynęły na systemy, ale w znacznie większym stopniu rozwijając je, aniżeli tworząc coś nowego. Koszykówka przyspieszyła, wymuszając na zespołach perfekcyjne przygotowanie do kontrataków, jak i w odpowiedzi do transition defence. Spokojna, metodyczna ofensywa ustąpiła na rzecz ciągłego ruchu zawodników i piłki.
Maciek: Hmmm, wydaje się , że dzisiaj wymaga się większej uniwersalności, szczególnie od graczy wysokich (C, PF), którzy nie mogą już tylko „stacjonować” pod koszem. Wydaje się jednak, że „zmiany w koszykówce” obejmują nie tylko same zmiany w przepisach, ale też wiele innych czynników. Trzeba tu wspomnieć o znacząco większej liczbie zawodników spoza USA, którzy także wpływają na zmiany w lidze. No i pieniądze – zawsze duże w NBA , dzisiaj stają się wręcz monstrualne, szczególnie jeśli chodzi o młodych graczy. Warto przypomnieć , że zarobki największych gwiazd w połowie lat 90 wynosiły kilka mln dolarów. Dzisiaj takie zarobki mają zawodnicy pod koniec drugiej setki najlepiej zarabiających.
Na koniec tradycyjne pytanie o preferencje: brakuje Ci twardej, nieustępliwej i fizycznej koszykówki lat 80. i 90., czy może bardziej pociąga Cię szybka, widowiskowa gra drugiej dekady XXI wieku?
Paweł: Idealnie byłoby, żeby było trochę tego i trochę tego. Jeśli miałbym jednak wybierać, to zdecydowanie postawiłbym na dzisiejszą koszykówkę. Chcę oglądać jak najlepszy basket, nawet jeśli jest „miększy” niż przed 30 laty. Tak jak pisałem w poprzedniej części cyklu – każda z epok rozwoju NBA jest dla mnie fascynująca i właśnie dzięki tym zmianom liga jest tak intrygująca. Świat nie stoi w miejscu, więc dlaczego basket miałby być taki, jak kiedyś? Koszykówka doskonali się dzięki doświadczeniom z poprzednich epok i nic dziwnego, że nie jest taka sama. Nigdy nie powiedziałbym jednak, że dziś jest lepsza. Stoi na wyższym poziomie, zawodnicy są wszechstronniejsi, ale lepsza nie jest – jest po prostu inna. Osobiście wolę tę koszykówkę z dzisiaj.
Marta: Nie mam swojej „ulubionej” koszykówki. Tak, jak pisałam w poprzednej części – licytowanie się co jest ciekawsze do oglądania traktuje z przymrużeniem oka. U mnie dużo robi sentyment do tych lat i wiem, że bardzo często patrzę też przez pryzmat właśnie tego. Jednak ze współczesną koszykówką jestem bardziej na bieżąco i więcej rozumiem niż oglądając basket początku lat ’90, kiedy dopiero zaczynałam uczyć się o zadanich podrzędnie złożonych…
We współczesnej NBA brakuje mi większego kontaktu i rywalizacji, ale jest to w dużej mierze ograniczone przepisami sędziowskimi. Z drugiej strony uwielbiam oglądać szybką grę Golden State Warriors, czy Porzingisa albo KATa w akcji. Nie ma co narzekać na „nowe czasy” i idealizować epokę Jordana – basket będzie się zmieniać i dobrze! Inaczej oglądanie tego samego przez kilkanaście lub kilkadziesiąt lat byłoby po prostu nudne.
Majlosz: Ze wszystkich pozycji w koszykówce zawsze największą uwagę przywiązywałem do obrońców, dlatego też nie tęsknię za fizycznością lat 80. i 90. Dzisiejsza koszykówka daje graczom z pozycji 1 i 2 znacznie większe możliwości na prezentację talentu w zakresie kreowania gry, mało tego, rozgrywanie przestało być domeną PG/SG, a stało się obowiązkowym elementem wyszkolenia również dla SF.
Naoglądałem się koszykówki w ostatniej dekadzie XX wieku, miałem też przyjemność obejrzenia wielu meczów z lat 80. i gloryfikowanie tej epoki, stawianie jej nad dzisiejszym basketem traktuję niemal wyłącznie jako mechanizm idealizowania młodości. To nie jest tak, że któraś z epok była lepsza, choć rozumiem, jak kuszące musi być wskazanie czasów Birda, Johnsona czy Jordana, wszak byliśmy wtedy znacznie młodsi, życie było beztroskie, lato cieplejsze, a my wszyscy szczęśliwsi. Wolałbym raczej o minionej epoce mówić z zasłużonym szacunkiem, nie deprecjonując argumentów, którymi dysponuje teraźniejszość. Wychowany na dynastii Byków i Dream Teamie uważam, że poziom dzisiejszej koszykówki (umiejętności, wyszkolenie indywidualne) jest wyższy.
Czego mi brakuje? Większej rywalizacji między koszykarzami, która dawniej była pasją ocierającą się o obsesję, ale pisaliśmy o tym w pierwszej części cyklu.
Maciek: Jeżeli mam odpowiedzieć krótko to : nie, nie brakuje mi fizycznej koszykówki z tamtych lat. Tak jak nie brakuje mi piłki nożnej z lat 80 (próbowaliście oglądać mecze z tamtych czasów?) jak i innych dyscyplin. Oczywistym jest nostalgiczne wspominanie tamtych czasów i popisów MJ ale pamiętam też finały Houston-NYK – gdzie szczytowym osiągnięciem 7-meczowej serii były 182 punkty w jednym meczu. Podobnie jak pytania z cyklu czy lepszy jest Jordan czy Lebron nie mają dla specjalnie sensu, każdy gra w swoich czasach i buduję legendę na swój sposób. W latach 90. podobała mi się tamta koszykówka, bo nie wyobrażałem sobie, że może wyglądać inaczej. Dzisiaj też oglądam z przyjemnością NBA i doceniam umiejętności dzisiejszych gwiazd.
Liczymy na burzliwe dyskusje pod każdym tekstem, więc by Was dodatkowo zachęcić, kontynuujemy naszą zabawę: autor najciekawszych, najbardziej rzeczowych komentarzy zostanie zaproszony do współtworzenia kolejnego tekstu w cyklu.
7 Komentarze
Marek
Na wstępie bardzo fajne artykuły. Ja mam z kolei jeszcze inną perspektywę- fascynacja NBA wystrzeliła ok 95′-96′ roku, czyli mniej więcej w okolicach powrotu MJ. I wygasła w zasadzie krótko po jego odejściu z Bulls’ow (bo nic już nie będzietakie samo). Owszem, bardzo lubiłem grę Tima Duncana i Chrisa Webbera ale ok roku 2000 totalnie przestałem śledzić ligę. Żeby było ciekawiej cały czas pogrywałem w kosza ale bunt młodzieńczy przeniósł się też na ignorancję wobec NBA 🙂 aż tu lat temu ze 4 założyliśmy z ekipą z kosza fantasy lige więc zacząłem oglądać ponownie. No..to był lekki szok. Szybciej, bardziej taktycznie i technicznie ale też jakoś tak…delikatnie? Obecny basket świetnie się ogląda. Przepisy miały poprowadzić grę ku wiekszemu widowisku i tak się stało. Gracze są mega wszechstronni, a wiedza (medycyna, analityka) udoskonaliły grę. Jedyne czego mi brakuje to trochę więcej zadziorności i kontaktu jakie były w „tamtych” czasach. No i te aktorskie wymuszanie przewinień…..Czyli dokładnie tak jak piszecie. Zmiany musiały jednak nastąpić. Pozdrawiam!
A.Z.
Droga Redakcjo!
Jak można dopuścić tekst, że „Michael Jordan zaczynał karierę w 1985 roku”? Czytelnik Maciek, chyba ogląda jakąś inną koszykówkę. otóż, Michael Jordan został wybrany w drafcie 1984 roku (czerwiec), a zaczął grać na jesieni 1984 roku czyli w sezonie 1984/1985. Jak dopuszczacie do pisanie tekstów o NBA, jeżeli człowiek nie zna elementarnych danych o NBA. Zwłaszcza o Michaelu.
Pozdrawiam Redakcję
A.Z.
majloszg
@A.Z.
Wielka szkoda, że skupiłeś się na jednym, oczywistym merytorycznym błędzie (który poprawiłem), zamiast ocenić całość wypowiedzi Maćka, skądinąd bardzo ciekawej. Bardzo się cieszę, że Maciek zgodził się spisać i opublikować swoje spostrzeżenia. Nie wiem, czy to jest błąd wynikający z niewiedzy, czy zwyczajna, często przecież zdarzająca się „literówka”, osobiście stawiałbym na drugą możliwość. Prosiłbym jednak o niedyskredytowanie całości z powodu jednej cyfry.
Dziękujemy za odnotowanie błędu, w przyszłości obiecuję bardziej uważną korektę przed publikacją. Pozdrawiam serdecznie 🙂
A.Z.
Majloszgu!
Akurat ten bardzo wyraźny błąd postanowiłem opisać. Chciałem tylko zauważyć, że „czytelnik Maciek” to zapewne jest jakiś kibic sprzed około 10 lat. Interesuję się koszykówką NBA od roku 1990, więc mam spore porównanie do dzisiejszej koszykówki, która oparta jest tylko i wyłącznie na rzutach z dystansu oraz „chronieniu zawodnika z piłką”. Jeżeli cofniemy się w czasie, to w latach 90-tych mistrzostwo zdobywało się obroną i koszykówka była bardziej fizyczna, ale to wie nawet młodszy kibic NBA. Do innych wypowiedzi nie odnosiłem się, gdyż każdy ma prawo do swojego zdania i własnych upodobań. Dla jednego kibica będą fascynujące rzuty i duża ilość punktów, dla innego kibica NBA podstawą będzie gra obronna. Nawet nie chcę czasami komentować „wypocin” niektórych osób, bo jak wspomniałem „każdy ma prawo do swojego zdania”. Jeżeli jesteśmy perfekcjonistami i chcemy podawać rzetelne informacje, to przed publikacją należy je sprawdzić, a nie przypisywać wszystkie błędy na „literówki”. Mam nadzieję, że wytłumaczyłem temat w całości.
Pozdrawiam
A.Z.
Tomz
Każda epoka ma swoich bohaterów. I tylko ktoś niepoważny uważać by mógł że możliwym jest określenie kto był lepszy: MJ czy LBJ. Są inni bo inne są czasy w jakich grali. Basket czy NBA to nie literatura czy malarstwo gdzie wszystko lub większość tego co dobre już powstało.
Nie wspominając o pozycjach, rolach czy zadaniach. Naszym szczęściem jest że możemy ich oglądać za swojego życia. Ja dażę większym sentymentem lata 90 ale głównie dlatego że wtedy przypadła moja młodość a NBA niosła powiew Zachodu. Podobała mi się większa fizyczność ale z drugiej strony wspomniany finał Hou vs NYK przyprawiał mnie o torsje. Z drugiej strony finały Bulls vs Suns uważam za najlepsze jakie w życiu widziałem.
Kocham koszykówkę za ciągła ewolucje i rozwój. Spójrzcie na Duranta. Za czasów OKC zwykły snajper. A teraz? Nic nie trącąc z tych umiejętności stał się jednym z najlepszych obrońców.
Oczywiście, jest zbyt dużo rzutów za 3, zwłaszcza że skuteczność nie zwiększyła się. Ale, na Boga, to czysta matematyka: 3>2 😉.
Pozdrawiam!
Dawid
Świetnie wyczerpujecie temat. Od dawna uważam, że każda epoka ma to „coś”, z każdej trzeba czerpać garściami i wybierać to co najlepsze. Również mam sentyment do lat 90-tych i uważam, że był to najlepszy okres, ale dzisiejsza koszykówka jest równie fascynująca, tylko w inny sposób. A na niedociągnięcia trzeba po prostu przymykać oko.
zid
„hand check rule” i tyle w temacie