Lojalność kibica
Za kim jesteś? Kibice często wymieniają to pytanie między sobą. Co determinuje ich wybór, jaką udzielą odpowiedź? Czy kibicowanie jednemu klubowi można wyssać tylko z mlekiem matki, czy mogę wielbić jeden zespół tylko gdy urodziłem się rzut beretem od stadionu/boiska, czy jeśli zacznę kibicować aktualnemu mistrzowi NBA to jestem sezonowcem? Takich pytań można zadać tysiące, przejdźmy do konkretów i mojego punktu widzenia.
Zawsze musisz mieć punkt zaczepienia. Gdy zaczynała się Twoja przygoda z koszykówką automatycznie wybrałeś sobie „swój” zespół, czy też zawodnika. Nawet jeśli, tak jak ja, kibicujesz konkretnemu graczowi, to gdzieś nutka sympatii do pierwszego klubu zostaje, tego absolutnie nie podważam.
Jednak jest to bardziej kibicowanie na zasadzie zerknięcia jak im idzie, a nie na maniakalnym oglądaniu wszystkich gier danego zespołu. W ciemno strzelam, że stara gwardia (trzydziestolatkowie i czterdziestolatkowie nie są tacy starzy) kibiców ma swoje ulubione kluby w różnych dyscyplinach, pomimo, że się nimi nie interesują. Założę się, że połowa z nich kibicuje Pinguins i Lemieux, jak teraz spojrzą na tabelę NHL to najpierw zerkną jak im idzie, pomimo że nie oglądają hokeja od lat. Spytasz się o ulubionego i najlepszego kierowcę – powtarzać się będzie Senna. W lidze holenderskiej ich ulubioną drużyną jest Ajax, nie znają obecnie żadnego zawodnika z tej organizacji, ale jest to Ajax, bo pierwszy raz zobaczyli VanBastena i spółkę. Gdyby boom na koszykówkę z Ameryki zaczął się u nas w latach 80-tych, to Lakers i Celtics byliby dzisiejszym Chicago, do którego większość z nas ma z automatu sentyment. Również większość z nas przeglądając tabelę wyników spojrzy jak w nocy zagrał staruszek Vince Carter, pomimo, że lata świetności ma za sobą. Magia pierwszego wyboru działa.
Odpuśćmy sobie jednak inne rozgrywki i skupmy się na prawdziwej grze. Czy w NBA, którą interesujemy się na bieżąco od lat nasz pierwszy wybór będzie się za nami ciągnął całe życie? Kiedy się skończy nasza cierpliwość do ulubionej drużyny? Wystarczy 5 sezonów beznadziejności, a może dopiero po 15 zaczniemy się zastanawiać o zmianie przedmiotu zainteresowania. Pewne jest, że zaczynając swoją przygodę z kibicowaniem zawsze wybierzemy kogoś z czołówki. Nikt nie jest zainteresowany kibicowaniem drużynie, która szoruje po dnie tabeli. Spytajcie się psychologa czemu, po prostu tak jest. Zgadnijcie ilu kibiców Nets przybyło w zeszłym roku w Polsce?
Oprócz powyższego argumentu wyborów determinujących ulubione barwy klubowe jest bardzo dużo:
- przywiązanie lokalizacyjne – z reguły z powodu miejsca urodzenia, chociaż czasem wystarczy jedna wizyta w danym mieście
- styl gry zawodnika – widowiskowość to podstawa, ale często szukamy też zawodnika, do którego nasz styl pasuje najbardziej
- zachowanie /charakter zawodnika
- rzadziej spotykane – wierni kibice, ładne cherleaderki, kontrowersyjny właściciel, skuteczny trener etc.
Przez pierwszy rok/pierwsze lata mamy sielankę, nasz zespół lub naszego zawodnika miło się ogląda. Niestety koszykówka to biznes. Nie każdy będzie jak Stockton, czy Nowitzki, czy Reggie Miller, nie każda drużyna będzie na topie tak długo jak San Antonio Spurs w ostatnich latach. Po pewnym czasie powstaje dylemat, czy oglądałem ten zespół dla koszykarza, czy przywiązałem się do barw. Szybkie pytanie kontrolne. Pomijając radykalnych kibiców drużyn, jaka była Twoja reakcja na przejście z Celtics Raya Allena? Zostałeś z drużyną, bo jest „Twoja”, czy poszedłeś za swoim idolem? A może podzieliłeś swoją sympatię?
Jak długo jesteś w stanie wytrzymać niemoc swojej drużyny? Tak zwana sezonowość, czyli spadek zainteresowania w przypadku słabych wyników i odwrotnie w przypadku zwycięstw, będzie występować zawsze. Tylko nieliczne organizacje nie mają problemów z frekwencją. Poniżej kilka informacji o wynikach sprzedaży biletów z ostatnich lat, ukazującej lojalność kibiców. Takie drużyny jak San Antonio Spurs, pomimo niezbyt atrakcyjnego rynku osiągają ok. 95-97% obłożenie, plasując się zawsze w pierwszej 10. Na pewno wpływ ma na to niesamowita regularność ekipy z Teksasu. Słaby marketingowo rynek nie pozwala im jednak ani razu wejść do pierwszej piątki. Podobnie Dallas Mavericks, wg mnie dzięki charyzmie Marka Cubana, od 2009r. tylko raz wypadli poniżej pierwszej piątki, w zeszłym roku ze swoją „świetną grą” też byli na 5 miejscu. Część zaś jest tak mocnym marketingowym rynkiem, że obojętnie jakie barany są za sterem wpływy z biletów pozostaną znaczące. Przez ostatnie lata Chicago Bulls nie wylatują z pierwszej „10”, a ostatnie 5 spędzają w pierwszej trójce. Jeszcze lepiej wygląda to w Los Angeles Lakers, którzy oprócz 2 wyjątkowych lat (5 i 10 miejsce) stale okupują podium.
Jednak u większość organizacji wpływy z biletów są wprost proporcjonalne do ilości zwycięstw. Cleveland w latach 2009, 2010 – podchodzą pod 100% – wiadomo dlaczego. W 2011 spada do ok. 90% – część chyba kupiła karnety za szybko i LeDecision ich trochę zaskoczyła. W kolejnych latach zahaczają już o dno ledwo przekraczając 80%. W 2015r. spalone koszulki wyciągnięto ze śmietnika i pierwsze miejsce w lidze 99,2% – magia Króla. Do dzisiaj są w czołówce, za rok zapewne znowu dno? Warriors przez lata zbierali solidne 90%, ale dawało im to miejsce w środku stawki, gdy zaczęły się zwycięstwa, rozpoczynają marsz w górę, kończąc ostatnie 2 lata na pierwszym miejscu. Tak jak wspomniałem efektowne aktualnie rynki zawsze mają łatwiej. Podobnie będzie jak spojrzymy na listy w ilości aktualnych fanów danych drużyn. W czołówce będą tylko ekipy z dobrym aktualnym bilansem i duże rynki.
Poniżej dla zainteresowanych jeszcze lista korelacji ilość zwycięstw do ilości sprzedanych biletów, pokazująca, że najbardziej oddanych fanów mają Dallas Mavericks.
Oryginalny artykuł z powyższym wykresem ukazał się na stronie http://harvardsportsanalysis.org/2017/05/which-nba-team-has-the-most-loyal-fans/
Oczywiście inne jest spojrzenie kibica, który urodził się na przedmieściach Milwauke, a inne tego z Europy. Nie uważam, aby było coś złego w częstych zmianach swoich ulubionych klubów, byle by zmiany te nie były spowodowane ślepym kibicowaniu tylko mistrzowi z zeszłego roku. Sama NBA też jest nastawiona na tworzenie gwiazd i na nich opiera swój marketing. Chyba to Kenny Smith powiedział kiedyś, aby przyjrzeć się jakie jest logo np.: NBA i NFL. W koszykówce stawiamy na zawodnika – to on jest twarzą, a w futbolu amerykańskim utożsamiamy się z zespołem. Nie bójcie się więc zmieniać ulubionych ekip. Jeśli Twój ojciec nie nazywa się James, Durant, Gasol, Antetokounmpo nikt nie będzie na Ciebie dziwnie patrzył, że zmieniasz swoje ulubione drużyny idąc za swoim idolem.
pzdr dd
9 Komentarze
Lukasz
Dobry artykuł. Byłem świadomy tego, że moje ulubione drużyny to te które świeciły triumfy lub były dla mnie atrakcyjne ze względu na styl gry, gdy zaczynałem przygodę z danym sportem. Chicago Bulls (Pippen), Green Bay Packers (Brett Favre), Detroit Red Wings (Steve Yzerman), Manchester United i że względów lokalizacji Śląsk Wrocław zarówno koszykarski (ach te drużyny z Zielińskim, Wójcikiem, Hyżym, Miglinieks’em czy McNaull’em) jak i piłkarski, chociaż w tym przypadku sprawdzam tylko wyniki i tabelę.
Mike40
Jak bylem dzieciakiem he he to kibicowakem Houston Rockets z Olajuwonem i Drexlerem, uwielbialem Kempa i Paytona i Seattle do czasu kradziezy i przenosin do Oklahomy. To byly moje 2 druzyny z ktorymi bylem na dobre i zle. Z zawodnikow Olajuwon, Drexler, Shawn Kemp, Grant Hill, Payton, Ray Allen, KG i Pierce i jak ta trojka sie zebrala to nie bylo innego sposobu i sil jak wybor padl na Boston Celtics i tak jest do dzisiaj. Houston i Celtics 😉 A w C’s pojawil sie Thomas i jego 175 cm. Kocham goscia za wejscia pod kosz i wzrost:) .Lubie gre Spurs – Parkera z Gino i Vinca bo to dinozury ale to sentyment. Golden State za trojki i ta lekkosc w grze. Mozna lubic zespol lub gracza ale kibicowanie to jest level up. Kto sie wybiera do Londynu w styczniu na Boston i Philly ?? Pozdrawiam.
Dawid
Czyli potwierdzasz, że wybór z automatu pada na tych z czołówki 😉 Na mecz bym pojechał, ale to się okaże dopiero w grudniu, a wtedy zapewne nie będzie już biletów.
Mike40
Nie ukrywam ze cos w tym jest 😊. Houston z powodu Olajuwona, Seattle Kemp i Payton oraz Ray Allen, Boston zebrali sie Allen Pierce i KG. Np. nigdy nie jaralem sie Jordanem i Bulls, Lakersow nieznosilem od samego poczatku i tak jest do dzisiaj. Iverson jakos tez mnie niespecjalnie interesowal. Lubilem zespoly poniewaz grali w nich moi zawodnicy ktorych podziwialem. Lojalnosc zostala do dzisiaj pomimo ze Kemp przeszedl do Clevland, Payton gral o zgrozo w LA pozniej Miami. Do dzisiaj Boston i Houston to moje zespoly i po tylu latach nic tego nie zmieni. W moim przypadku to zawodnik/zawodnicy determinowal/i wybor zespolu😊 .
GPRbyNBA
Ja to ze starej gwardii. Konserwatysta. Także bez względu na (prawie) wszystko trzymam się pierwszego wyboru.
Jeśli moja drużyna gra piach i ciągnie ogony ligi to co najwyżej przeczekam ten moment i po prostu mniej będę ich oglądał a częściej sprawdzał wynik.
Moja przygoda z NBA zaczęła się w latach świetności Byków więc był oczywisty ale czasem do przywiązania się do organizacji starcza jeden gracz którego się za coś ceni.
Ciekawe ilu Polaków zapare lat będzie nadal kibicować WIZ mimo że Gortata już tam nie będzie. Myślę że starsze roczniki mimo wszystko są większymi konserwami i mocniej się przywiązują niż dzisiejsza nowoczesna młodzież.
GPRbyNBA
Nawiązując .. Faktycznie ciekawe co bym zrobil jako dzieciak gdyby MJ w swoim prime przeniósł swoje talenty na inny pokład.
Charlotte nie kibicuje.
Dawid
@Mike. Mam to samo z LAL, nie wiem czemu jakoś to jedyna drużyna do której nie pałam sympatią. Niestety byłem wierny swojej teorii i musiałem zawiesić to na kilka lat jak Shaq do nich przeszedł 😉
cynick
Pierwszym zespołem jakiemu kibicowałem to byli Pistonsi, ponieważ o ile mnie pamięć nie myli to byli pokazywani w TVP jako pierwsi. Później już byłem wierny Bykom, chociaż lubiłem Houston z Olajuwonem i Drexlerem, Seattle z Kempem i Paytonem, Jazz z Stocktonem i Malonem. No i Suns z Barkleyem i KJ. Nie lubiłem, ale szanowałem NYK Z Ewingiem i Indianę z Millerem. I o ile Bykom zawsze będę kibicował, a Suns zawsze będę darzył sentymentem to pozostałe drużyny są mi raczej obojętne. Chociaż z przyjemnością oglądam grę Spurs i GSW. Natomiast nigdy nie będę kibicował LAL, nawet jakby tam przeszli wszyscy moi ulubieni zawodnicy. To samo dotyczy Realu Madryt. Tym bardziej, że usunęli krzyż ze swojego herbu, żeby przypodobać się muzułmanom. Czy można niżej upaść?
Pingback:Zapowiedź. 13 spotkań. Zaczynamy o godz. 19.00. San Antonio vs. Houston o 21.30 - NBA Labs – strona o koszykówce NBA. Wyniki, aktualności, relacje i analizy.