NBA od kuchni: Historia Jimmy’ego Butlera siedem lat po debiucie w NBA

Marta Kiszko Felietony Inne NBA od kuchni Strona Główna 0

Nie dający sobie w kaszę dmuchać, porywczy, pewny siebie i swoich umiejętności. Te wszystkie cechy dobrze opisują Jimmy’ego Butlera, bo wykształciły się w nim za sprawą tego, co przeżył zawodnik, by znaleźć się w NBA. Dzisiaj mija dokładnie siedem lat od jego debiutu w lidze. Debiutu, który może nie był wcale imponujący, bo Butler zdobył zaledwie 2 oczka i 2 zbiórki, spędzając na parkiecie niecałe 6 minut w wygranym 40-punktami starciu z Grizzlies, ale zapoczątkował jego przygodę w absolutnie najlepszej i najciekawszej koszykarskiej lidze świata.

„Jego historia jest jedną z najbardziej niesamowitych, jakie widziałem w koszykówce. Tyle razy życie rzucało mu kłody pod nogi i za każdym razem on je przezwyciężał. Gdy rozmawiasz z nim – a on niechętnie opowiada o swoim życiu – wiesz, że masz do czynienia z kimś wielkim.” – tak o Jimmym Butlerze wypowiedział się jeden z GMów drużyny NBA, gdy zawodnik dopiero wchodził do ligi.

Jego droga do NBA była wyboista. Matka wyrzuciła go z domu, gdy Jimmy miał 13 lat. Powiedziała mu: „Nie podoba mi się, jak wyglądasz. Musisz odejść.” I tak Jimmy Butler tułał się od jednego znajomego do drugiego, nie mogąc znaleźć sobie stałego miejsca. Nieprzerwanie jednak grał w licealnej drużynie Tomball High School. Koszykówka była jego całym życiem i to w niej znajdował oparcie w tych trudnych momentach. Będąc w liceum wypatrzył go niejaki Jordan Leslie. Chłopak, który trenował football amerykański i koszykówkę. Któregoś dnia rzucił mu wyzwanie w konkursie trójek. Od tamtej pamiętnej rywalizacji Jimmy i Jordan stali się przyjaciółami. Przyszła gwiazda ligi NBA spędzała w domu Jordana wiele czasu, a jego rodzina w końcu przyjęła Butlera do siebie. Zupełnie bezinteresownie, choć wieść w Tomball głosiła, że Jimmy jest problematycznym dzieckiem.

Michelle Lambert, matka Jordana Leslie, na swoim garnuszku miała już czworo własnych dzieci oraz trójkę dzieci nowego męża, a jednak zdecydowała się dać dach nad głową kolejnemu. Na początku jednak Butler mógł zostawać jedną lub dwie noce w tygodniu, ale rodzeństwo Jordana tak pokochało Jimmy’ego, że nalegali, by zostawał u nich codziennie.

Michelle jednak ustaliła zasady, o których Butler nigdy wcześniej nie słyszał. Musiał wracać na noc o konkretnej godzinie, miał obowiązki w domu, miał też obowiązkowo uczęszczać na szkolne zajęcia i nie chodzić na wagary. Przybrana matka wiedziała, że jej dzieci są zapatrzone w Jimmy’ego, więc chciała, żeby przyszły koszykarz NBA był dla nich autorytetem.

„Powiedziałam mu, że moje dzieci są w niego zapatrzone. Miał unikać kłopotów, uczyć się i dawać przykład. I wiecie co? Zrobił dokładnie to, o co go prosiłam bez żadnych wymówek.”

Mając dach nad głową, Butler mógł w pełni oddawać się koszykarskiej pasji. W liceum był kapitanem drużyny Tomball High School Cougars i notował 19.9 punktów i 8.7 zbiórek co mecz. Jego dobre wyniki jednak nie przyciągnęły do niego scoutów wyższych uczelni, więc Jimmy złożył papiery do pobliskiego Tyler w Teksasie. Tam znów udowadnił swoją wartość na parkiecie, a lepsze uczelnie wreszcie zaczęły dostrzegać talent Butlera. Po roku w Tyler, Jimmy otrzymał stypendium od Marquette i znalazł się pod skrzydłami trenera Buzza Williamsa.

Początki współpracy nie układały się między nimi najlepiej. Jimmy był sfrustrowany, bo Williams trzymał go na ławce rezerwowych. Wielokrotnie dzwonił do Michelle i mówił jej, że chce wracać do Tomball. Trener go nie oszczędzał, ale widział w nim niebywały potencjał. Raz jeszcze chciał mu dać szkołę życia, bo wiedział, że to sprawi, że Jimmy będzie jeszcze bardziej zdecydowany.

„Jimmy’s był nietypowy, ponieważ to [dostanie się do NBA] nie było coś, o czym marzył. Nie śmiał nawet mieć takich marzeń. Gdy ludzie pytają cię „jak to się stało, że w ogóle się nie zmieniłeś?”, odsyłam ich do przeżyć Jimmy’ego. On nie myślał, że pójdzie tą drogą, że tak teraz będzie wyglądać jeho życie. To nie był jego plan.” – mówił Buzz Williams w rozmowie z ESPN

Williams dostrzegł w nim to, czego Butler nie widział w sobie.

“Ponieważ jestem z Tomball, nigdy nie przypuszczałem, że będę grać w NBA. Nie myślałem, że będę pomagać drużynie NBA w odniesieniu zwycięstw w meczach, że dostanę taki kontrakt i zostanę All-Starem. Ale to się wydarzyło. Każdy ma swoją własną historię. Moje jest inna, ale nie uważam, żeby była ważniejsza od historii innych. Pracuję. A kiedy pracujesz, wydarzają się dobre rzeczy.”

W drużynie Buzza Williamsa notował zaledwie 5.6 punktów, przebywając na parkiecie 19.6 minut. Był zmiennikiem Wesa Matthewsa oraz Lazara Haywarda. Z czasem zaczął otrzymywać więcej minut na boisku i udowadniać, że nie tylko potrafi zdobywać punkty, ale dobrze gra na piłce, zbiera i bardzo dobrze radzi sobie w obronie graczy na różnych pozycjach. Butler był całkowicie nieświadomy, że w jego ostatnim roku na uczelni na mecze zjeżdżało się wielu scoutów NBA. On po prostu robił, co do niego należy. Ciężko pracował – a tego nauczył go jego trener, Buzz Williams, którego Jimmy zaczął traktować, jak ojca – i wygrywał.

23 czerwca 2011 roku wrócił do Tomball, by usiąść wygodnie na kanapie z przybraną matką i rodzenstwem i czekać ciepliwie na wyczytanie własnego nazwiska przez Davida Sterna.

„Proszę, wiem, że musisz coś napisać – mówił Jimmy Butler dziennikarzowi ESPN. Proszę tylko, abyś przekazał moją historię tak, aby nikt mi nie musiał współczuć. Nienawidzę tego. Nie ma czego współczuć. Jestem dumny z tego, co mi się przytrafiło. Sprawiło to, że jestem tym, kim jestem. Jestem wdzięczny za te wszystkie wyzwania. Proszę tylko, żeby nikt mi nie współczuł.” – mówił w rozmowie z ESPN.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *