Overtime: Co się nie sprawdziło w tych Playoffach
Playoffy wyglądają zgoła inaczej, niż sporo osób przypuszczało. W trakcie pierwszej rundy doszło już do niespodzianek, a Indiana Pacers byli o krok od wyrzucenia Króla w pierwszej rundzie. Portland Trail Blazers w nieoczekiwany sposób dali się zmieść New Orleans Pelicans, których gracze przypomnieli o sobie kibicom (Rajon Rondo, Jrue Holiday). Jazz udowodnili, że aby wygrywać, trzeba być zespołem, a nie tylko zlepkiem indywidualności. A Boston Celtics pokazali, co znaczy posiadanie genialnego trenera i jak kolosalny wpływ ma to na wydarzenia na parkiecie. Playoffs, baby!
Po ćwierćfinałach spokojnie można było powiedzieć, że to najlepsze Playoffy od lat, jednak małym rozczarowaniem okazały się być półfinały z uwagi na małą liczbę spotkań, choć nie można mówić tu o braku emocji. Każda z serii obnażyła słabości, ale też pokazała, czego rywale mogą spodziewać się w kolejnych etapach walki o Miśka. Faza postsezonowa trwa już miesiąc, zatem jest to odpowiedni moment, żeby zrobić przegląd prognoz, o których wspólnie pisaliśmy – czy to my w tekstach, czy Wy w komentarzach.
LeBron James nie będzie w stanie wygrywać samodzielnie.
O ile pierwszy mecz z Indianą Pacers pokazał, że nie wystarczy, aby James zrobił triple-double (24 punkty, 10 zbiórek, 12 asyst), tak w kolejnych spotkaniach LBJ nadal robił cyfry z kosmosu. Cavs wygrali każde ze spotkań, w których ich lider notował powyżej 30 punktów i z zaciętej serii z Oladipo i spółką to oni wyszli zwycięsko. Pomimo dyskusyjnej defensywy i rzadkiego wsparcia kolegów, LeBron trafiał arcy-trudne rzuty, buzzer-beatery i generalnie przejmował spotkania, by Cavaliers mogli już myśleć nad tym, jak ograć LeBronto Toronto.
Choć w serii z Dinozaurami doszło do dwóch pojedynków, w których wynik ustalono dopiero w ostatnich sekundach meczu, James znów nie miał sobie równych i był architektem sweepa, który później – prawdopodobnie – był powodem zwolnienia Dwane’a Casey. W tych pojedynkach obudzili się także nieco pozostali zawodnicy, ale nie ukrywajmy, że to LBJ był motorem napędowym i główną postacią odpowiedzialną za to boiskowe lanie.
I tak z narracji, pt. „Pacers w 7”, czy „Raptors w 6” James zameldował się po raz ósmy z rzędu w Finale Wschodu. Póki co pierwszy mecz ma w plecy, ale nie musimy daleko szukać pamięcią, na jak kosmiczny poziom potrafi wznieść się ten zawodnik.
Średnie LeBrona w pierwszej i drugiej rundzie Playoffów wyglądają następująco: 34.3 punkty, 9.4 zbiórek, 9.0 asyst, 1.5 przechwytu, 1.0 blok i 3.1 strat.
Toronto Raptors są inną drużyną. Wygrali Wschód, czas na Finał Konferencji.
Jedyna drużyna z Kanady rozegrała historyczny sezon. 72% zwycięstw, bilans 59-23 i pewna wygrana na Wschodzie. Niektórzy uważają, że sytuacja w tej konferencji potoczyłaby się zupełnie inaczej, gdyby nie słaby początek Sixers, szpital w Bostonie i kiepski środek sezonu dla Cavaliers. Tak, czy inaczej, Raptors wskazywano jako głównego faworyta do awansu do Finału Wschodu. Zanim LeBron zniszczył marzenia Dinozaurów i zmusił Masai’ę Ujiri do szybkich zmian, Raptors nieco dławili się w serii z Wizards. Tę jednak udało im się wyrwać w sześciu meczach, co pozwoliło im na nieco dłuższy odpoczynek przed Półfinałami, w których mieli znów zmierzyć się z potworem z Ohio.
Tutaj jednak szybki sweep spowodowany wieloma czynnikami – od nieumiejętnego wprowadzania usprawnień na boisku przez sztab trenerski, po forsowanie izolacji w wykonaniu Lowry’ego oraz DeRozana i generalnie „choke” tego duetu, po antycznego Serge’a Ibakę, aż do po prostu braku odpowiedzi na fenomenalnego Jamesa – sprawił, że faworyt stał się pośmiewiskiem tej fazy postsezonowej.
Głównym defensorem na rozpędzonego LBJ-a był w tej serii OG Anunoby, który w mojej ocenie i tak dobrze poradził sobie w tej roli. Krył Jamesa w aż 170 posiadaniach, w których łącznie zawodnik Cavaliers zdobył 74 oczka na skuteczności 53.7%. Drugim stoperem w rotacji Casey’ego był Pascal Siakam, przeciw któremu LeBron zdobył 40 punktów na skuteczności 60.7%, ale Kameruńczyk był jego obrońcą w 83 posiadaniach.
Przed Toronto czas na zmiany. Pierwszą z nich jest decyzja o zwolnieniu Dwane Casey, który pięciokrotnie prowadził Raptors do Playoffów w trakcie swojej siedmioletniej kariery w roli szkoleniowca tej drużyny. Czy jedyna ekipa z Kanady pożegna się także z kimś z duetu Lowry/DeRozan?
Rookies to rookies. Nie spodziewajmy się zbyt wiele po debiutantach.
Ileż to się nie naczytaliśmy prognoz o ścianie, z którą mieli spotkać się tegoroczni debiutanci! Aż 40 rookies rozegrało w sezonie regularnym powyżej 42 spotkań (liczba ta z roku na rok zwiększa się). Na parkietach NBA w Playoffach choćby minutę rozegrało 25.
Należało się spodziewać, że ci debiutanci, którzy grali na pełnych obrotach w sezonie regularnym w pierwszych piątkach swoich zespołów mogą mieć problem z wytrzymałością w trakcie decydującej fazy rozgrywek NBA. Zresztą zwykle najlepsi z nich nawet nie mają szans powąchać parkietu podczas Playoffów, bo najczęściej wybierani są przez drużyny, które są daleko w ogonie ligi.
W tym roku debiutanci piszą historię fazy postsezonowej na równi z weteranami, a nawet gwiazdami NBA. Najpierw należy wspomnieć tu o Donovanie Mitchellu, który robił rzeczy niesamowite w serii z Oklahomą City Thunder u boku Ricky’ego Rubio, a następnie całkiem nieźle odnalazł się w nowej roli, gdy Hiszpan nabawił się kontuzji i nie mogliśmy go już oglądać w serii z Rockets. Mitchell na przestrzeni obu rund, w których rozegrał łącznie 11 spotkań, miał średnie: 24.4 punkty, 5.9 zbiórek, 4.2 asysty oraz 1.5 przechwytu.
Kolejną niesamowitą historią Playoffów są występy Jaysona Tatuma, który wygląda jak kilkuletni weteran podczas meczów jego Boston Celtics. Pierwszoroczniak ma nieoceniony wkład po obu stronach parkietu i imponuje boiskową dojrzałością. Ciekawe, czy rozwinąłby się tak samo, gdyby nie kontuzja Gordona Haywarda. Średnie Tatuma po pierwszych dwóch rundach prezentują się następująco: 18.8 punktów, 4.5 zbiórki, 3.2 asysty oraz 1.2 przechwytu.
W serii z Miami Heat zachwycaliśmy się postawą Bena Simmonsa, któremu blisko było notowania w tych pojedynkach średniej w postaci triple-double. Simmons – podobnie jak Tatum – zachwycał dojrzałością na parkiecie. Udowadniał, że ma niesamowitą wizję parkietu i nawet specjalnie jego brak rzutu nie przeszkadzał, bowiem zdobywał średnio 18.2 punktów na mecz. Schody zaczęły się w Półfinale Konferencji z Boston Celtics, którzy zdecydowanie lepiej bronili Simmonsa, utrudniając mu znalezienie kolegów, zbieranie piłek i zmuszając do oddawania trudnych rzutów, a tego Ben jeszcze nie potrafi. Jego 16.3 punktów, 9.4 zbiórek, 7.7 asyst oraz 1.7 przechwytu w tych dziesięciu playoffowych meczach i tak plasuje go wśród liderów debiutantów w fazie postsezonowej.
Warto wspomnieć także o pierwszopiątkowym OG Anunoby z Toronto Raptors. Kolejnym – choć jeszcze nieoszlifowanym diamencie – w rotacji Jazz, Royce’ie O’Neale’u, który – zwykle – z ławki był dodatkowym zastrzykiem energii dla zespołu z Utah. Także o Zachu Collinsie, który także sprawiał wrażenie bardzo NBA-ready i lada moment może okazać się, że będzie to materiał na franchise-playera dla Blazers. Semi Ojeleye rozgrał także solidne minuty dla Boston Celtics, Bam Adebayo dla Miami Heat.
To naprawdę wyjątkowa klasa debiutantów, która miała bardzo duży wpływ na występy swoich zespołów.
Boston to obiecująca drużyna, ale bez swoich dwóch najlepszych graczy nie zajdą daleko.
Brad Stevens patrzy na ten nagłówek, nic nie rozumie, wrzuca w Google Translate i wybucha gromkim śmiechem. No dobra, to nie w stylu Stevensa, ale nie da się ukryć, że Boston to chyba najfajniejsza historia tych Playoffów. Celtics mieli w trakcie sezonu regularnego pod górkę już od pierwszego meczu, w którym Gordon Hayward doznał kontuzji i musiał opuścić całe rozgrywki. Pod koniec okazało się, że Kyriemu Irvingowi dokucza kolano i także wypadnie z rotacji playoffowej. Celtowie musieli radzić sobie bez dwóch swoich największych gwiazd, ale na przestrzeni całego sezonu mogliśmy się przekonać, jak nieprawdziwe były początkowe przypuszczenia, bo Boston grał naprawdę fenomenalnie.
W tych Playoffach jest dokładnie tak samo. W pierwszej rundzie Milwaukee Bucks sprawili im nieco problemów, umiejętnie broniąc ich we własnej hali. Już wtedy Celtowie jednak udowadniali, że są drużyną niesamowitą. Obudził się Terry Rozier, który naprawdę został rzucony na głęboką wodę, gdy musiał przejmować pałeczkę po Irvingu. Aron Baynes to kolejny przykład geniuszu Brada Stevensa – gość, który w całej swojej karierze oddał 28 trójek (skuteczność: 4/28, 14.3%) nagle w Playoffach oddaje ich 19 i trafia z tego na 47.4%.
Al Horford tylko potwierdził to, że jest elitą NBA po obu stronach parkietu, nierzadko biorąc na siebie odpowiedzialność w meczach na styku.
Jaylen Brown doskonale udźwignął większą rolę w rotacji Stevensa i to on wziął na swoje barki drużynę w serii z Bucks.
Na sam koniec jeszcze jedna rzecz, o której nie sposób nie wspomnieć. Brad Stevens. Geniusz. Nie bez powodu w Finałach Wschodu mówi się o pojedynku „LeBron James vs Brad Stevens”. To, w jaki sposób ten szkoleniowiec prowadzi drużynę, jak potrafi odpowiedzieć na wydarzenia na parkiecie, jakie usprawnienia robi i jak doskonałym jest psychologiem, świadczy tylko o tym, że oglądamy rewelacyjnie przygotowaną i niesamowicie dojrzałą drużynę, która przecież miała kuleć w sezonie regularnym i – nawet jeśli awansowałaby do Playoffów – miała być szybko zmieciona z powierzchni parkietów NBA.
Pamiętacie, jak każdy chciał trafić na Boston?
Co, Waszym zdaniem, jeszcze się nie sprawdziło w kontekście przewidywań przedsezonowych i przedplayoffowych? Dajcie znać w komentarzach!
Tymczasem, bawcie się dobrze oglądając decydujące pojedynki konferencji. Miejmy nadzieję, że w każdej z serii będzie siedem spotkań!
Dzięki!
Komentarze
Jax
NBA to piękna bajka.. Piękna, ale nieodgadniona..
Wiele można było się spodziewać przed sezonem po Wolves czy Hornets, ale skończyło się większym lub mniejszym rozczarowaniem. Knicks i ciągłe kontuzje Jednorożca.
Brak spodziewanego rozwoju (i wyników!) Bucks.
Niesamowita postawa Wiktora i Pacers, ponadto należy docenić wynik Miami, bo nie widziałem ich w PO.
Na Zachodzie zaskoczyła mega Utah Jazz! Jestem za nimi całym sercem 🙂
Po Pelikanach nie spodziewałem się awansu (zwłaszcza po kontuzji DMC), a i Clippers zaskoczyli pozytywnie swoją postawą.
Co do PO wielką padakę pokazało Toronto.. nikt ich nie przebije, choć w OKC bardzo się starali…
Wielkie serducho (i rozum) pokazali w Bostonie – większość skazywała na krótkie PO dla nich, tymczasem zapowiadają sie na najdłuższe od lat :))
Co ciekawe – najbardziej postawili im się Bucks…
Rozczarowaniem z pewnością jest postawa Blazers… Chyba powinni wytransferować Damiana – może do Wizards za Walla? 0-4 przeciwko takiemu trenerowi?!
PO zaczęły się niesamowicie, ale koniec będzie marny, bo GSW wygra z Celtics 4-1. Ups… wygadałem się… sorki…