Labs Raport: Miśki lepsze od Clippers, dogrywka w United Center, Pistons z bilansem 7-3

Marta Kiszko Strona Główna Wyniki 0

Lubimy takie dni, gdy pojedynki NBA możemy oglądać już o 20:30! A zwłaszcza, kiedy te mecze rozgrywane są pomiędzy (póki co) topowymi drużynami konferencji, czy ligi. Zaczęliśmy wcześnie od Grizzlies – Clippers, a zakończyliśmy meczem Nuggets – Warriors. Parzcie niedzielną kawę i jedziemy.

Grizzlies zanotowali swoje season-high podczas meczu z LA Clippers. 113 punktów na ich koncie to suma budowana podczas wszystkich czterech kwart, z których każda była na korzyść przyjezdnych. Memphis rozprawili się z ekipą Blake’a Griffina, a w dużej mierze było to zasługą Marca Gasola (21 punktów, 6 zbiórek), Mike’a Conleya (22 punkty), który wreszcie powrócił na parkiety NBA oraz fenomenalnej dyspozycji ławki Miśków. Evans, Chalmers, Wright i Parsons rzucili gospodarzom 55 punktów, zebrali 20 piłek, rozdali 13 asyst. Na konto tej czwórki wpadło także 5 przechwytów i 6 bloków. Aż cztery czapy należały do świetnego w tym spotkaniu Brandona Wrighta, który zakończył spotkanie z najwyższym +/- na poziomie 11.

W Little Caesars Arena Pistons gościli Kings, którzy powiększyli swój ujemny bilans przegraną z dobrze dysponowanymi Tłokami. Obie ekipy zagrały na świetnej skuteczności powyżej 50% (w tym Kings 46.7%, Pistons 54.2% zza łuku). To był jeden z „czystszych” ofensywnych meczy, które mogliśmy oglądać w tym sezonie NBA. Kings próbowali walczyć z Pistons, ale w trzeciej kwarcie gospodarze odjechali im punktowo i zamknęli już mecz, który nie uratowała wygrana czwarta kwarta przez Króli. Tłoki nie najlepiej radziły sobie na linii rzutów wolnych, a miały aż dwadzieścia dwie próby, podczas gdy Sacto – trzynaście. Spotkanie należało do Drummonda, Harrisa i Bradleya., którzy razem rzucili 60 punktów, zebrali 26 piłek i dołożyli do tego 12 asyst. Pistons mają w tym momencie bilans 7-3 i wyprzedzają ich tylko Boston Celtics. Sacramento Kings – 1-8, co daje im 14 miejsce w konferencji zachodniej.

Spotkanie w Target Center, gdzie Minny podejmowali Rumaków z Dallas od początku wydawało się jednostronne. Nowi Timberwolves, odrodzeni dzięki nowej wielkiej trójce ligi (KAT, Wiggins, Butler), mają papiery na granie, czego wynikiem jest bilans 6-3 w lidze. Wilczki miały kontrolę nad przebiegiem spotkania od samego początku. Zaczęli mecz od 9 punktowej przewagi wypracowanej w pierwszym fragmencie gry (27-18) i spokojnie utrzymywali swoją dominację do końca spotkania. Dallas zabrakło broni, która mogłaby im zagrozić i powstrzymać fenomenalnego Townsa, który mecz zakończył z double-double (31 punktów oraz 12 zbiórek). Podwójną zdobycz zanotował także Jeff Teague (11 punktów, 10 zbiórek). To nie był dzień Jimmy’ego Butlera, który miał problem z rzutem (1/7 z boiska), ale dołożył 6 zbiórek i 7 asyst. Po stronie gości świetne (acz niewystarczające do wygranej) występy wędrują na konto Harrisona Barnesa i debiutanta Dennisa Smitha Jr. Ex-gracz Warriors dołożył 17 punktów i 4 zbiórki, ale najlepszym zawodnikiem po ofensywnej stronie parkietu był zdecydowanie DSJ, który zapisał na swoim, szczupłym jeszcze, koncie 18 punktów, 5 zbiórek. Zagrał na skuteczności 46.7% FG, w tym miał 60% zza łuku (3/5).

Wreszcie Pelicans przerwali sześcio-meczowy streak przegranych z Chicago Bulls. Dopiero w dogrywce rozstrzygnęły się losy spotkania, które ostatecznie wynikiem 96-90 przypieczętowało zwycięstwo gości (zwróćcie uwagę: dogrywka, a jaki niski wynik!). Podczas meczu dochodziło do dwunastu remisów i jedenastu zmian prowadzenia – żadnej z ekip nie udało się zrobić dwucyfrowej przewagi. Kluczem do zwycięstwa Pelicans była defensywa, która zatrzymała Chicago Bulls na poziomie skuteczności 35% (w tym 26% zza łuku). Wyraźnie dominowali także w pomalowanym, gdzie zdominowali przeciwnika 42-30. Po stronie gości ponownie najlepszymi graczami byli Anthony Davis i DeMarcus Cousins (obaj z double-double), natomiast u gospodarzy udało się rozłożyć odpowiedzialność tak, jak w meczu z Magic i mogliśmy oglądać aż zawodników Byków z dwucyfrowymi zdobyczami. Obie drużyny wracają do gry dopiero we wtorek i na wyjeździe będą mierzyć się z kolejnymi drużynami.

W Pepsi Arena tak, jak się spodziewaliśmy – zmęczeni Denver gościli Warriors i nie dali rady zatrzymać ich. Gwoździem do trumny Bryłek była trzecia kwarta, w której Wojownicy rzucili im 22 punkty, sprawiając, że gospodarze nie potrafili już zniwelować takiej przewagi. Ekipa z Golden State ma bilans 7-3, a na wyjeździe 5-1. Wygrali trzy spotkania z rzędu i wydaje się, że ich kiepski start poszedł już w niepamięć. Ofensywa Warriors w tym meczu była nie do powstrzymania – Steph Curry i Kevin Durant prowadzili całe spotkanie. Zespół zagrał na świetnej skuteczności z boiska i zza łuku (odpowiednio: 54% oraz 45%). Udało im się także powstrzymać dobrze rzucających za trzy Nuggets, którzy na koniec spotkania oddali z powodzeniem tylko 6 trójek na 24. Starterzy Denver nie dali rady gwiazdom Warriors, czego potwierdzeniem są ich wskaźniki +/- (np. Paul Millsap -28) i fakt, że żadnemu z nich nie udało się zdobyć dwucyfrowej zdobyczy.

Memphis Grizzlies 113 @ 104 Los Angeles Clippers

 

Sacramento Kings 99 @ 108 Detroit Pistons

 

New Orleans Pelicans 96 @ 90 Chicago Bulls

 

Dallas Mavericks 99 @ 112 Minnesota Timberwolves

 

Golden State Warriors 127 @ 108 Denver Nuggets

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *