Fast Break: Brooklyn Nets wracają
Wytransferowany razem z Isaiahem Thomasem z Boston Celtics pierwszorundowy pick w drafcie 2018 był chyba mimo wszystko najważniejszym assetem, jaki Cleveland Cavaliers uzyskali w wymianie Kyriego Irvinga. Liczyli na to, że będzie to wybór w top5, który dałby im szansę na pozyskanie kolejnego franchise-playera. Kolejnego – bo nie wiadomo jak potoczą się losy LeBrona Jamesa. Co jednak, jeśli Nets spłatają figla Cavs?
Brooklyn jest drużyną nieobliczalną. Zaczątki tego widzieliśmy już w ubiegłym sezonie, gdy Kenny Atkinson od początku rozgrywek konsekwentnie stawiał na szybką koszykówkę, nie dając swoim zawodnikom zbyt wielu momentów na zastanowienie – co zrobić z piłką, a może jednak by podać do lepiej ustawionego partnera? I przez jakiś czas wyglądało to nawet całkiem nieźle. W tym sezonie właściwie nic się nie zmieniło poza jednym – Atkinson dostał kilku graczy, którym bardzo pasuje gra bez zbędnego myślenia.
D’Angelo Russell dostał w Nowym Jorku absolutne zielone światło, którego blask tylko zwiększył się po kontuzji Jeremy’ego Lina. Nikt nie będzie robił mu wyrzutów, gdy odda rzut w 7. sekundzie akcji, wychodząc po zasłonie od swojego znajomego z Los Angeles Lakers Timofieja Mozgova. Co ciekawe, jak na razie selekcja rzutowa Russella nie jest najgorsza (choć zdarzają się momenty, w której widzi na boisku tylko obręcz, głównie gdy zbyt dużo rzutów zaczyna mu „wchodzić”). Trafia najlepsze w karierze 46.6% z gry i nawet zmniejszył liczbę rzutów za trzy punkty, co w takim systemie wydaje się dość niespodziewane. Najważniejsze, że sam D’Angelo czuje się w tym ataku znakomicie – mimo tego, że gra średnio 2 minuty na mecz mniej, jego średnia punktowa wzrosła o ponad 6 – z 15.6 do 21.7.
Przyjście Russella i jego gra z Allenem Crabbem, Carisem LeVertem i Rondae Hollisem-Jefferson daje Nets nie tylko szanse na widoczny progres już w tym roku, ale też możliwości na testowanie ciekawych ustawień, z których będą mogli korzystać w przyszłości. Szczególnie ten ostatni to niezwykle ciekawy prospekt, „wychowywany” przez Brooklyn na gracza wielowymiarowego. Na początku RHJ był „tylko” multipozycyjnym obrońcą – teraz jest także jednym z głównych napędzających Nets w transition, small-ballową piątką i graczem, który w pewnych momentach prowadzi grę drużyny jako playmaker.
Właśnie to small-ballowe ustawienie – Russell-Crabbe-LeVert-DeMarre Carroll-Rondae może sprawiać spore problemy różnym zespołom już w tym sezonie. Na razie było używane tylko w meczu z Phoenix Suns i nie wyglądało to zbyt dobrze – właśnie wtedy Nets nie potrafili utrzymać wypracowanej w trzeciej kwarcie przewagi. Potencjał tego line-upu jest jednak spory. LeVert, Carroll i Hollis-Jefferson mogą swobodnie zmieniać krycie na zasłonach. Wszyscy czterech gracze obok RHJ grożą rzutem za 3 punkty, dwóch potrafi wykreować pozycje dla siebie (Russell, LeVert), a dwaj to bardzo dobrzy (Crabbe), albo solidni (Carroll) strzelcy w sytuacjach catch-and-shoot.
Fajnie ogląda się ten rozwój Nets, następujący zaledwie od kilku miesięcy. Tym bardziej, że nie będą oni bawić się w tankowanie, nie posiadając własnego wyboru w drafcie. Atkinson dostał graczy pasujących do jego systemu, którzy w dodatku mają perspektywy na stanie się ważnymi częściami rotacji w przyszłości. Właśnie odszukanie talentu było karkołomnym zadaniem Seana Marksa i jak na razie wywiązał się z tego znakomicie, jak na narzędzia, którymi dysponował.