Fast Break: Giannis gotowy na przejęcie Wschodu, zmiana oblicza obrony Blazers
Pamiętam, jak pod koniec sezonu 2011/12 zastanawiałem się, czy jeden gracz może w dwóch kolejnych sezonach zdobywać nagrodę Most Improved Player? Wówczas myślałem o Kevinie Love’ie, ale teraz analogiczne pytanie można by zadać w przypadku Giannisa Antetokounmpo. Grek bowiem z zawodnika czyniącego największy postęp, przerodził się w głównego kandydata do nagrody MVP (na samym początku sezonu). Trudno oczekiwać, by utrzymał taką średnią punktową oraz skuteczność z gry aż do końca rozgrywek, ale wydaje się, że obecne rozgrywki będą pewnym „statementem” Giannisa. Zapowiadającym, czyja w przyszłości będzie Konferencja Wschodnia.
36.8 punktu, 10.8 zbiórki, 5.3 asysty i 2.3 przechwytu, na skuteczności 65.9% z gry. Nagroda dla zawodnika tygodnia oraz objęcie prowadzenia u bukmacherów w Vegas, jeśli chodzi o faworytów do nagrody MVP. 3 z 4 wygranych spotkań Bucks na dość ciężkim terminarzu (Boston, Cleveland, Portland, Charlotte). Giannis jest oczywistą gwiazdą początku sezonu i mimo, że spodziewaliśmy się jego świetnej gry, to zaskoczył liczbą elementów koszykarskiego rzemiosła, jakie udało mu się poprawić – a raczej dopracować – przez lato.
Przypomnijmy, że początek preseason Antetokounmpo opuścił ze względu na śmierć swojego ojca. Teraz, kilka tygodni później wygląda jak człowiek na misji. Jego Usage wzrósł z 28% do 35%, gra po 38.5 minuty na mecz, oddaje średnio po 22 rzuty. Pod koniec ostatniego spotkania z Charlotte wyglądał już na zmęczonego, co nie przeszkodziło mu w doprowadzeniu Kozłów do kolejnej wygranej. Giannis chce piłkę i praktycznie natychmiast atakuje z nią obręcz. Spoza paint oddał zaledwie 17 ze swoich 88 rzutów, łapiąc często piłkę gdzieś na półdystansie, albo w post.
Jedyne co można obecnie zarzucić Antkowi w ofensywie to czasowe forsowanie gry – wydaje się, że trochę mniej patrzy się wokół siebie i oddaje piłkę. Średnia asyst jest jedną z niewielu, która pozostała praktycznie bez zmiany. Kiedy jednak trzeba, Giannis wciąż potrafi podjąć właściwą decyzję i na pewno przyda mu się to w tym sezonie. Zespoły będą podwajały i potrajały go w pomalowanym, a Bucks mają przecież strzelców, którzy będą żyć z takich odrzuceń (Dellavedova, Brogdon, Snell, Maker, Teletović, Middleton).
Na ekspansji gry ofensywnej Giannisa może ucierpieć jego defensywa, bo na tak ekstremalnym poziomie intensywności nie da się być bohaterem po obu stronach parkietu przez 82 mecze sezonu. A Grek dostaje tylko krótki odpoczynek w pierwszych i trzecich kwartach, po czym wraca na parkiet i gra już do końca pierwszej/drugiej połowy. Gra tyle, ile nie grał w playoffach, a mówiono że być może przez problemy z kolanem nie będziemy widzieli jego najlepszej strony.
Na dobre Bucks byłoby, gdyby większą rolę ofensywną przejął już niedługo Khris Middleton. Jemu też może być nieco łatwiej, gdy defensywa rywali będzie ukierunkowana na zatrzymanie Giannisa. Brakuje też trochę wsparcia role-playerów – dobrze spisują się Malcolm Brogdon i Tony Snell, ale w ustawieniach rezerwowych Bucks brakuje defensywnego zgrania i siły ognia. Na razie jednak to wszystko nie ma aż takiego znaczenia, skoro dzień w dzień mają najlepszego zawodnika na parkiecie. Nawet w starciu z LeBronem Jamesem i Cleveland Cavaliers.
Właśnie starcie z Jamesem w finale konferencji byłoby dla Giannisa fantastycznym ukoronowaniem sezonu i znakiem, że jest już gotowy na przejęcie od niego pałeczki najlepszego gracza na Wschodzie, jeśli ten uda się na Zachód. Do tego jednak jeszcze długa droga, ale być może przygotowujemy się właśnie na życie w erze Greek Freaka.
Poprzedni sezon Portland Trail Blazers nie rozpoczął się tak, jak powinien i większość zarzutów dotyczyło ich defensywy. Jak wiemy ich sezon obrócił się po przyjściu Jusufa Nurkicia, a ich obrona poprawiała się z miesiąca na miesiąc. Teraz to dzięki niej mają bilans 3-1 i kolejne mecze z trudniejszymi rywalami pokażą, czy jest to fluke, czy może faktyczna poprawa tego elementu gry zespołu Terry’ego Stottsa.
Blazers tylko w jednym z czterech meczów pozwolili swoim rywalom na zdobycie ponad 100 punktów. Było to zresztą w spotkaniu ze wspomnianym Greek Freakiem, który przejął mecz w czwartej kwarcie. Pozostałe trzy spotkania – z Suns, Pacers oraz Pelicans – zatrzymywali przeciwników poniżej tej granicy. Rywale rzecz jasna nie z najwyższej półki, ale warto wspomnieć, że ci sami Pacers zdobyli we wtorek 130 punktów na defensywie Minnesoty, a Pelicans mają w składzie najlepszego ofensywnego centra w lidze. W czterech spotkaniach, Blazers notowali Defensive Rating na poziomie 93.4 (czwarty najlepszy w lidze – stan na 25.10).
Pomimo oddania 39 punktów DeMarcusowi Cousinsowi, obrona Portland świetnie poradziła sobie z resztą drużyny Nowego Orleanu (Anthony Davis zszedł z boiska w pierwszej kwarcie i już nie wrócił z kontuzją kolana). Bardzo dobrze podwajali Boogiego, wymuszając na nim straty (8 TO Cousinsa), rotowali do strzelców i „nie pękali” przy penetracjach Jrue Holidaya, czy Iana Clarka. W końcówce ograniczyli Cousinsa właściwie tylko do roli spot-up shootera, co w naturalny sposób spowolniło zapędy wracających do meczu Pelikanów.
Stotts otoczył Lillarda i McColluma w pierwszej piątce trzema co najmniej dobrymi defensorami w osobach Nurkicia, Maurice’a Harklessa i Al-Farouqa Aminu. Zdecydowanie ułatwia to pracę na zasłonach, na których zarówno Aminu, jak i Harkless mogą swobodnie zmieniać krycie. Nurkić to namiastka rim-protectora, twardy podkoszowy obrońca, którego prezencji tak bardzo brakowało Portland przez ostatnie dwa lata.
Nurkić w meczu z Pelicans musiał jednak przez długie minuty siedzieć na ławce przez problem z faulami. I tu jednak Blazers mieli odpowiedź, wprowadzając z ławki Eda Davisa oraz Caleba Swanigana. Davis z powodu kontuzji nie grał w drugiej części sezonu i już teraz widać, jak bardzo jego energii i świetnego instynktu na tablicach brakowało Blazers. Biggie Swanigan to debiutant, który nie wygląda jak debiutant. Mentalnie i fizycznie jest bardziej NBA-ready od niejednego z wcześniejszych wyborów pierwszorundowych. Nie trzeba daleko szukać – Zach Collins zagrał w tym sezonie dopiero 7 minut.
Stotts znalazł także nową rolę dla Evana Turnera i powoli wyrasta on na kluczowego gracza ławki Portland – tak jak powinno być od samego początku jego obecności w Oregonie. Ze względu na wiek ważnych role-playerów Blazers, nie można oczekiwać od nich, że w każdym kolejnym meczu ich defensywa będzie wyglądała tak, jak z Pelicans, czy z Pacers. Nie powinno jednak być już takich momentów, jak w poprzednim sezonie, gdy przez obronę Portland przegrywało mecze i musiało gonić za playoffami.
2 Komentarze
Konrad
A co z Jabari Parkerem? Kiedy wróci i w jakich aspektach Waszym zdaniem jego powrót najbardziej wpłynie na grę Bucks?
Paweł Mocek
Czas jego rehabilitacji miał wynieść 12 miesięcy, więc powinniśmy się go spodziewać po All-Star Weekendzie. Kolejny taki gracz to zastrzyk dla ofensywy, może też żyć z podań Giannisa (jako ścinający), jak i odciążać go grając 1-na-1. Defensywa może trochę ucierpieć (miejsce Snella w S5 zajmie Parker), ale to też zależy od tego, jak szybko Jabari będzie wracał do formy i czy jego styl gry trochę się nie zmieni przez kontuzję (po drugim zerwaniu ACL może ucierpieć psychika).