Overtime: Zmiany, zmiany, zmiany
Sport jest bezlitosny. Oglądasz drużynę podczas sezonu regularnego, w której wszystko trybi. Świetna pierwsza piątka, doskonale uzupełniający się gracze, lider, który w końcu poprawił grę, zmienił swój „mindset”, ławka nie do zdarcia, choć złożona z niedoświadczonych jeszcze zawodników. Efekt? Pierwsze (od 23 sezonów) miejsce w Konferencji Wschodniej. Zapowiedzi przed-playoffowe? Pretendent do wielkiego finału NBA, zwłaszcza w obliczu problemów drużynowych Cleveland Cavaliers oraz szpitala w Massachusetts. Tymczasem dostaliśmy powtórkę z rozrywki. Twitter huczy od porównań „około-defekacyjnych”, a ja mam w głowie tylko jedno określenie na sweep, który zafundowali Cavaliers świetnie dysponowanym w sezonie regularnym Raptors – zawód. Cała ta sytuacja z krztuszącym się na boisku LeBronto Toronto pokazuje, jak nieprzewidywalna (a może właśnie przewidywalna?) jest koszykówka. Ten rok miał być przełomowy dla Dinozaurów, a tak naprawdę zespół zostawił swoich fanów z niczym. Kto Waszym zdaniem spakuje walizki tego lata?
Nie ma kozaka na LeBrona Jamesa – to jest pewne, było pewne i póki James gra w koszykówkę zawsze takie będzie, bo LBJ nie zamierza przestać stanowić zagrożenia dla rywala. Simple as that. Tu nie tylko chodzi o perfekcję Króla z Ohio (przydomek będzie nadal aktualny, ale stan może zmienić się tego lata), jego buzzer-beatery i umiejętność przejęcia spotkań na własną rękę. Tu chodzi także o to, jak diametralnie zmienia się nastawienie oponenta, gdy ten musi grać przeciwko LeBronowi. Doskonale pokazuje to seria z Raptors, którzy po wygranych meczach z Wizards mieli stawić czoła Cleveland Cavaliers. Tym Cleveland, dla których przecież spotkania z Indianą Pacers były drogą przez mękę. To nie był nawet zespół, bo Król właściwie samodzielnie poprowadził ich do tych czterech zwycięstw. Nie wiem, jak Wy, ale ja spodziewałam się, że tym razem Toronto wybrnie z tego pojedynku i zamelduje się w Finałach Konferencji, tym bardziej, że – jak już pisałam wyżej – Cavaliers drużynowo nie istnieli. Kupiłam to bycie liderem DeRozana i jego poprawę playmakingu i trójki (0/9 za trzy z Cavs), kupiłam też 3&D OG Anunoby’ego (jedynego zawodnika, który potrafił w tej serii kryć LBJa), dałam się nabrać na wracającego do formy Ibakę (8.5 punktów, FG% – 39.3%, 4.3 zbiórki i 1.0 asyst).
Demony przeszłości powróciły, DeRozan nie potrafił udźwignąć presji, Cavs momentami nawet zaczęli wyglądać na tle Toronto jak superdrużyna, a kłopoty Raptors piętrzyły się z każdym kolejnym spotkaniem, a fani, cóż… łatwo zapomnieli o tym, kto miał trzecią najlepszą ofensywę i piątą defensywę w lidze.
LeBron almost put up more points, rebounds, and assist than Lowry and Derozan combined 😳 pic.twitter.com/WGMpuEbrMP
— NBA Inside Stuff (@NBAInside_Stuff) May 8, 2018
Potrzebne są zmiany. Zobaczymy, na jakie zdobędzie się Ujiri i czy dotyczyć one będą jedynie składu, czy także trenerskiego stołka. Patrząc na to, w jaki sposób potoczyła się ta seria trudno nie kwestionować jednak umiejętności przywódczych duetu DeRozan-Lowry. Po raz kolejny grając na przeciwko LeBrona Jamesa schowali głowę w piasek i wyglądali jak zastraszona para dzieciaków, którym Monstars odebrali talent i jeszcze do tego powiedzieli parę brzydkich słów. Moim zdaniem to już czas, żeby pożegnać się z którymś zawodnikiem z duetu. Nie wierzę już w tę dwójkę – to był ten moment z cyklu „teraz albo nigdy”. Toronto nie ma takiej swobody w salary cap, aby móc do DeRozana i Lowry’ego zaangażować jakąś gwiazdę. W grę wchodzi jedynie wymiana (najlepiej taka, żeby pozbyć się Serge’a Ibaki raz na zawsze). To naprawdę fajnie działało w RS, ale ile razy można pisać to samo… To miał być przełomowy rok dla Raptors, skończyło się to, jak zwykle. Znów zrobiliśmy sobie wielkie nadzieje i uwierzyliśmy w progress zespołu, jak i indywidualnie zawodników. Potrzeba teraz twardej ręki, zdecydowania i obrania odpowiedniego kierunku. Ten kierunek to w mojej ocenie pozbycie się któregoś z liderów, którzy pokazali, że nie są w stanie włączyć drugiego biegu i nie dają sobie rady psychicznie z udźwignięciem presji w decydującej fazie rozgrywek. Ktoś, kto nie jest także przygotowany odpowiednio do tego mentalnie, nie będzie w stanie wynieść zespołu krok dalej. Potwierdzili to właśnie tą serią Raptors.
Skoro wspomniałam o trenerskim stołku, to Dwane Casey z pretendenta do statuetki Coach Of The Year stał się predententem do gorącego krzesła. Tyronn Lue był w stanie przechytrzyć go w każdym meczu. Najlepiej w pamięci utkwiło mi ustawienie z Lovem na czwórce i Thompsonem na centrze, które doprowadziło do dogrywki w meczu numer jeden. Nagle to Jonas Valanciunas stał się go-to-guyem Dwane’a Casey, liderzy byli zmuszani do grania izolacji (czyli wszystko po staremu) i w konsekwencji Cavaliers prowadzili 1-0 w serii. Trener Raptors na przestrzeni tego sweepa miał problem z zarządzaniem swoją rotacją i mogliśmy później obserwować taki matchup jak chociażby CJ Miles na Kevinie Lovie (5/7 z gry dla Love’a na 13 posiadań w ciągu tych czterech spotkań). Wówczas Siakam grający jako center ustawiany był na LeBronie, więc siłą rzeczy krycie Love’a przypadało dużo niższemu Milesowi, a rezultatem końcowym tego spotkania było 31 punktów w wykonaniu Kevina (Game 2).
To może być ostatni sezon dla Casey’ego, bo Ujiri może nie mieć cierpliwości już do zachowawczości szkoleniowca, który nie ma w zwyczaju kombinować z rotacją i robi to dopiero, gdy widzi, że standardowe line-upy, których używał w regularnym sezonie po prostu się nie sprawdzają. Czym innym jest trenowanie zespołu na osiemdziesiąt dwa spotkania, czym innym w Playoffs, kiedy musisz być zawsze o krok przed przeciwnikiem – a tego Dwane Casey nie potrafił udowodnić w tej serii.
Możemy już oficjalnie postawić na Raptors krzyżyk. Dla nich ten sezon w rozczarowujący sposób już się zakończył. Może będziemy pamiętać jeszcze przez chwilę o tych rekordach, o dunkach DeRozana wraz z syreną końcową, o tym, jak fajnie grała ławka i jak świetnie Casey rozwinął swój drugi unit, ale – koniec końców – jedyne, co zapamiętamy z tego sezonu, to jak bardzo LeBron James ośmieszył ich na sam koniec. Król Północy jest tylko jeden i nie jest to ani DeMar DeRozan, ani Karl-Anthony Towns.
7 Komentarze
cynik
Na pocieszenie można powiedzieć, że Raptors są najlepszą kanadyjską drużyną w NBA, ale dostać 4-0, tego się nie spodziewałem. A wyobraznię mam dużą. Ciekawe jaki był kurs u bukmacherów na taki wynik i czy jakiś szaleniec tak obstawił?
cynik
A Lowry’ego to już bym się pozbył 2 lata temu, albo nawet w 2015 jak dostali bęcki od Wizards.
Jax
Marta jak zawsze elegancko o na temat 😄
W sumie poza trenerem powinien polecieć DDR i Ibaka. Moze wymiana z Wash? Za Beala i MG?
Albo do Cavs ich dać 😄😄😄
Za TT i JR.
Chyba, że jakaś wymiana na linii Detroit-Toronto?
Za Blejka i Andrzeja?
Pingback:Dwane Casey na wylocie? - NBA Labs – strona o koszykówce NBA. Wyniki, aktualności, relacje i analizy.
WWW
DDR – 27 baniek per sezon, przez jeszcze trzy lata. Ibaka – ~ 21 i 23 bańki.
Po takich play-offs, dla którego GM są to interesujące kontrakty?
Chyba jedynie James może ich do CLE przygarnąć w podziękowaniu.
pop
fajny art. ale nie wiem czy problem tkwi w osobie trenera, wg mnie jest obecnie w czołówce, ligi myślę że skład powinien ulec zmianie, niestety grube pieniążki na liderów blokują konkretne ruchy, Ibaka wyrzucone pieniądze w błoto
OMG
A ja myślę, że trener Casey padł ofiarą własnej dobrej pracy w sezonie zasadniczym, gdzie pieknie wykorzystał słabość innych teamów, żeby wykręcić 59 zwyciestw. Ma bardzo przeciętny team i wycisnął z niego ile się dało. Z cieniasów zrobił najlepszą ławkę rezerwowych. Jasne, że trzeba się przyczepić do tego 0-4. Ale gdyby w pierwszym meczu wpadło cokowliek z kilku rzutów na wygraną, to mielibyśmy pewnie jakieś 2-4 i kazdy by mówił, że niezła robota, za rok bedzie lepiej.
Tymczasem szansy na pozyskanie kogoś ciekawego nie ma. Wolni agenci nie chcą grać w Kanadzie – taki Lowry ze swoich 28 kontraktowych baniek, do ręki dostaje 12, najmniej (procentowo) w całej NBA. Dlatego muszą przepłacać za tych co mają, co znowu powoduje, że ciężko się im potem pozbyć takich kontraktów. Czepiamy się biednego 60letniego Ibaki z wysokim kontraktem, ale pamietajmy, ze dostali go za czapke gruszek (połamany T.Ross i daleki numer w drafcie), a przeciez musieli takiego zawodnika zatrudnic, zeby utrzymac sie w trendach nowoczesnej koszykowki.
Oczywiscie teraz sobie ponarzekają (w USA nie wolno się oficjalnie cieszyć z niczego poza Mistrzostwem), może nawet zmienią trenera jako kozła ofiarnego, ale w gruncie rzeczy, pewnie są zadowoleni z wyników drużyny i zycia ponad stan.