Podsumowanie sezonu 2017/18: Detroit Pistons

Marta Kiszko Podsumowanie sezonu Strona Główna 0

Detroit Pistons zakończyli sezon regularny 2017/18, zajmując dziewiątą pozycję w tabeli Konferencji Wschodniej. Oczekiwania oraz nadzieje sympatyków względem zespołu prowadzonego przez trenera Stana Van Gundy’ego były znacznie większe, ale finalnie drużyna nie zameldowała się w fazie play-off, sprawiając olbrzymi zawód kibicom Detroit.

Oczekiwania przedsezonowe

Bardzo dobrze rozegrana partia pokera w offseason, dzięki której Detroit Pistons pozyskali Avery’ego Bradleya w wymianie z Boston Celtics, nastrajała co najmniej optymistycznie. Wprawdzie w drugą stronę powędrował Marcus Morris, zaś włodarze zrezygnowali z usług Kentaviousa Caldwella-Pope’a (odbierając nieco mocy arsenałowi ofensywnemu), lecz na horyzoncie wciąż jawiło się upragnione światło latarni, zwanej dalej play-offami. Niedobory materiału w ataku miał uzupełnić wybrany w drafcie NBA superstrzelec – Luke Kennard i Langston Galloway, zakontraktowany przez Tłoki. Jakości defensywnej na pewno ubyło po tym, jak umowę z Celtami zdecydował podpisać Aron Baynes. Nasze redakcyjne typy znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości, aczkolwiek zanim do tego doszło, ekipa z Motor City wprawiła nas w osłupienie.

Podsumowanie sezonu

9.miejsce w Konfernecji Wschodniej, 4.miejsce w dywizji Central, bilans 39-43

Detroit Pistons rozpoczęli rozgrywki sezonu zasadniczego z wysokiego C, czego niezbitym dowodem jest ich rekord po trzynastu meczach (10 zwycięstw i tylko 3 porażki). Wszystko chodziło niczym w szwajcarskim zegarku, aż nagle nadszedł feralny miesiąc grudzień. Seria siedmiu spotkań z rzędu zakończonych niepowodzeniami pokazała, że jeszcze daleko im do wspomnianego w poprzednim zdaniu czasomierza. Nadal utrzymywali dodatni bilans triumfów do przegranych, ale bardziej przypominali inny produkt ze Szwajcarii, cieszący się ogromną popularnością na świecie, mianowicie ser. Styczeń także nie należał do łatwych przepraw, ponieważ wtedy zanotowali najdłuższy streak okraszony widmem klęski, czyli osiem kolejnych starć. 30 stycznia gruchnęła wiadomość. Jest wymiana! Pamiętacie moje prorocze słowa sprzed minionej kampanii? Pozwolę sobie przytoczyć: „żebym się mylił i za kilka miesięcy nie musiał powiedzieć: Stan, nie martw się tym, że karta Ci nie idzie. Wymieniasz czy pasujesz?”. Trafiłem w dychę. Do Detroit Pistons wytransferowani zostali: Blake Griffin, Willie Reed oraz Brice Johnson. Szeregi Los Angeles Clippers zasilili: Tobias Harris, Avery Bradley i Boban Marjanović plus przyszłościowe wybory w draftach NBA.

Blake Griffin miał być lekiem na całe zło i faktycznie na początku czuł się w zespole z Motor City jak ryba w wodzie. Cztery zwycięstwa z rzędu na starcie wspólnej wędrówki z Tłokami rozbudziły apetyty fanów Detroit Pistons, a – jak powszechnie wiadomo – apetyt rośnie w miarę jedzenia. Później przyszła pora na przeplatanie kilku przegranych pod rząd z jednym, bądź dwoma zwycięstwami. Jeszcze na przełomie marca oraz kwietnia Tłoki odpaliły pięć kolejnych meczów podpartych sukcesami i właściwie to by było na tyle. Brak awansu do postseason, trener Stan Van Gundy na wylocie. Niesmak, zgaga, ogólne zgorzknienie.

Niespodzianki/rozczarowania

+ Pozyskanie Blake’a Griffina oraz zatrudnienie na stanowisku trenera Dwane’a Caseya. Oczywiście, Griffin nie jest już graczem młodym i perspektywicznym, ale wciąż jest zawodnikiem formatu All-Star, dla którego trzeba mieć szacunek i liczyć się z jego umiejętnościami. Oby omijały go kontuzje, bo to właśnie one pokrzyżowały mu plany w ostatnich latach. Natomiast Casey jest zdecydowanie właściwym człowiekiem na odpowiednim miejscu. Pod wodzą tego szkoleniowca może być tylko lepiej. Stan Van Gundy próbował stworzyć sobie drugie Orlando Magic, co okazało się niewypałem. Teraz może być wyłącznie lepiej.

Brak fundamentalnego zgrania. Żeby wszyscy trzymali wysoki jakościowo poziom, potrzeba nie tyle ingerencji trenera Caseya i jego wizji budowania drużyny, ile integracji pomiędzy koszykarzami. Muszą nauczyć się wzajemnego zaufania, w przeciwnym wypadku projekt Detroit Pistons po raz kolejny zostanie zweryfikowany oraz odrzucony przez tzw. „słaby Wschód”. Kolosalne znaczenie będzie miała również komunikacja pomiędzy poszczególnymi formacjami, bo obserwując ubiegłe rozgrywki w wykonaniu Tłoków odnosiłem wrażenie, że zapominają języka w gębie, nie mówiąc o rozumieniu się bez słów.

Zawodnik, na którego warto zwrócić uwagę w przyszłym sezonie

Luke Kennard ze względu na to, że trochę mnie rozczarował w poprzedniej kampanii. Teraz będzie chciał się zrehabilitować w moich oczach. Dzwoniłem, rozmawiałem, postanowił poprawę. Owszem, można pokusić się o stwierdzenie, że jak na debiutanta nie było tak źle, ale jednak od niego – strzelca wysokiej klasy – wymagam czegoś więcej. Iskry w każdym spotkaniu, a nie tylko w pojedynczych potyczkach. Myślę, że w tym sezonie nie spocznie na laurach i utwierdzi mnie w przekonaniu, jak bardzo się mylę (albo jestem pomylony). Tak czy inaczej, to właśnie jemu będę bacznie przyglądał się podczas sezonu 2018/19. Wam również polecam śledzenie jego występów.

Zapowiedź offseason Detroit Pistons możecie przeczytać tutaj.

Mateusz Połuszańczyk

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *