Podsumowanie sezonu 2017/18: Houston Rockets

Marta Kiszko Podsumowanie sezonu Strona Główna 0

Daryl Morey określił jasny cel na sezon 2017/18 – być realnym zagrożeniem dla Golden State Warriors. To nie była droga usłana różami, choć Houston Rockets byli o krok od wyeliminowania Mistrzów NBA i rozegrania finału z Cleveland Cavaliers. Rakiety Mike’a D’Antoniego zaliczyły bardzo udany sezon, który zakończyli na pierwszym miejscu w Konferencji Zachodniej.


Oczekiwania przedsezonowe

Wiadomym było, że backcourtowy duet Houston w postaci Chrisa Paula i Jamesa Hardena będzie rządzić tą ligą, ale nie spodziewaliśmy się, że Rockets ostatecznie będą najlepszą drużyną Zachodu. W zapowiedziach przedsezonowych prognozowaliśmy Finał Konferencji dla Teksańczyków, ale nic ponad to. Rockets rzeczywiście zameldowali się w serii z Golden State Warriors, którą ostatecznie przegrali, zamykając sobie drogę do ostatecznej rozgrywki przeciwko Cleveland Cavaliers.


Podsumowanie sezonu

1. miejsce w Konferencji Zachodniej, 1. miejsce w dywizji Southwest, bilans: 65-17

Houston Rockets rozegrali najlepszy sezon w historii organizacji, który zakończył się dla nich na 65 zwycięstwach i pozycji w topie ligi pod kątem zarówno ofensywnym, jak i defensywnym. Swoją grę opierali na Jamesie Hardenie i Chrisie Paulu, ale otrzymali także pomoc od skrzydłowych, którzy odpowiedzialni byli za rzucanie i obronę trójek, oraz od centra, który okazał się rewelacyjnie uzupełniać z rozgrywającymi Rockets.

Teksańczycy już przed sezonem nastraszyli swojego głównego rywala, Golden State Warriors, gdy sięgnęli po Chrisa Paula. W zamian za przyszłego Hall of Famera musieli oddać Patricka Beverley, Lou Williamsa, Sama Dekkera oraz Montrezla Harrella, ale Daryl Morey zadbał o uzupełnienie składu po stracie aż czterech zawodników. Poza Paulem do Rockets przyszli także PJ Tucker, Luc Mbah a Moute oraz Gerald Green, którzy mieli mocne momenty na przestrzeni całego sezonu. W międzyczasie zatrudnienie znalazł także Joe Johnson, ale Mike D’Antoni nie dał mu znaczącej roli w swoim zespole. Zawodnik rozegrał w rozgrywkach regularnych w 23 spotkaniach, w Playoffach pojawił się tylko w ośmiu meczach i spędzał średnio zaledwie 7 minut na parkietah.

Do dyspozycji trener miał także Ryana Andersona, ale ten okazał się zupełnie nieprzydatny w fazie postsezonowej. Eric Gordon natomiast, pełniący funkcję sixth mana Rockets, rozegrał jeden z lepszych sezonów w karierze, notując średnio 18 punktów (eFG na poziomie 54%, zza łuku 35.9%), 2.5 zbiórek oraz 2.2 asyst. Obrońca Houston za swoją grę z ławki został nominowany do nagrody Sixth Man Of The Year.

Clint Capela znów zaliczył progres w stosunku do zeszłych rozgrywek. Notował średnio 13.9 punktów, 10.8 zbiórek oraz 1.9 bloków. Środkowy stanowił o sile defensywnej zespołu, a także świetnie uzupełniał się z Jamesem Hardenem i Chrisem Paulem. Rockets mieli rekord 50-5, gdy to trio grało razem na parkiecie.

Mimo obaw o to, że Houston potrzebować będą kilku piłek na parkiecie, Chris Paul i James Harden stworzyli jeden z najsilniejszych backcourtowych duetów w lidze, rewelacyjnie dogadując się na koszykarskim boisku. Paul zdobywał średnio 18.6 oczek, 5.4 zbiórek i 7.9 asyst na mecz. Był to dla niego najsłabszy sezon pod względem ilości podań prowadzących do punktów od czasu debiutu, ale wydaje się to zrozumiałe, ponieważ obowiązki rozgrywającego dzielił z Brodaczem. Harden rozegrał fantastyczny sezon, który najprawdopodobniej zapewni mu statuetkę MVP. Lider Rockets zanotował career-high w punktach (30.4/mecz), próbach rzutowych (20.1) oraz ilości oddawanych trójek (10.1). W 72 spotkaniach zanotował 31 double-double i 4 triple-double, w tym jedno z nich na poziomie 60 oczek, 10 zbiórek i 11 asyst przeciwko Orlando Magic.

Rockets byli fun to watch przez cały sezon, mimo że czasem to wyglądało dość topornie. Rockets zmienili filozofię gry w stosunku do poprzednich rozgrywek i z typowego, szybkiego run-and-gun i grania pick-and-rolli postawili na izolacje, zdecydowanie zwolniając tempo na boisku. Niekiedy dość ciężko oglądało się kozłującego Hardena przez kilkanaście sekund, gdy był jeden-na-jeden ze swoim obrońcą.

Houston dwukrotnie zaliczali 14-meczowy streak wygranych i ostatecznie zakończyli sezon regularny jako najlepsza drużyna na Zachodzie, ale w nie jest tak, że przeszli przez niego gładko i przyjemnie. O ile Paul i Harden otrzymywali zwykle pomoc od Clinta Capeli, nie zawsze jednak mogli liczyć na wsparcie i solidność pozostałych kolegów z drużyny. Kontuzje też zrobiły swoje (tylko PJ Tucker rozegrał wszystkie 82 spotkania).

Faza postsezonowa to znów krew, pot, łzy i problemy zdrowotne, które zatrzymały Rockets na Finałach Konferencji.


Playoffy

Na pierwszy ogień poszli Minnesota Timberwolves, z którymi Rockets pewnie rozprawili się w pięciu meczach. Karl-Anthony Towns zupełnie nie istniał w tej serii, z kolei jego bezpośredni match – Clint Capela – wręcz przeciwnie. Houston trzykrotnie zafundowali blowout przeciwnikom, natomiast oddali trzecie spotkanie w tej serii. Na to starcie przyszli zbyt rozluźnieni, a Wolves nie omieszkali tego wykorzystać (aż pięciu ich zawodników punktowało dwucyfrowo, w tym: Derrick Rose).

W Półfinałach spotkali się z nakręconymi Utah Jazz i wykonali to, czego od nich oczekiwano. Seria trwała pięć meczów, a Rockets sprawnie rozmontowali obronę Nutek i ograniczyli ich możliwości ofensywne. Największy udział w rywalizacji przypadł Chrisowi Paulowi, który jeszcze nigdy nie gościł w Finałach Konferencji. Tym razem postarał się o to, aby po raz pierwszy zameldować się w tej części Playoffów, biorąc na siebie ciężar gry w decydujących momentach. W meczu wieńczącym przygodę Jazz z fazą postsezonową zanotował 41 punktów.

Ostateczne starcie w Konferencji Zachodniej, pod które Morey i D’Antoni przygotowywali drużynę już od offseason, było bardzo wyrównaną walką i przez wielu zostało okrzyknięte przedwczesnymi Finałami NBA. Zespoły potrzebowały maksymalnej dopuszczalnej w serii liczby spotkań, aby ustalić zwycięzcę i mało brakowało, aby to jednak Rockets znaleźli się w Finałach. Plany pokrzyżowała kontuzja Chrisa Paula, który pauzował w ostatnich dwóch meczach. Houston po bardzo solidnym sezonie regularnym i emocjonujących Playoffach pojechali na ryby.


Niespodzianki/rozczarowania

+ D’Antoni z powodzeniem wkomponował w rotację Chrisa Paula i podzielił obowiązki pomiędzy niego i Jamesa Hardena, zaprzeczając tym samym tezie, że ci dwaj nie będą w stanie egzystować razem na parkiecie. Obaj gracze doskonale uzupełniali się na boisku, dzielili piłką, wymiennie brali odpowiedzialność za wynik.

Fatalna druga połowa sezonu w wykonaniu Ryana Andersona, który utracił miejsce w pierwszej piątce na rzecz dużo lepszego i bardziej przydatnego PJ Tuckera. Nie wiem, czy to głowa Andersona, czy problemy po kontuzji, ale zawodnik sprawiał wrażenie, jakby bał się rzucać. Gracz ma jeszcze dwa lata kontraktu, za które dostanie bagatela ponad 40 mln dolarów – Rockets będą próbowali znaleźć chętnego na jego enigmatyczną grę i bardzo wysoką umowę.


Zawodnik, na którego warto zwrócić uwagę w przyszłym sezonie

Clint Capela wydaje się najbardziej interesującym graczem w kontekście obserwacji rozwoju zawodników Rockets. Szkopuł jest taki, że wcale nie wiadomo, czy nadal będzie w rotacji Mike’a D’Antoniego. Kilka drużyn przejawia już zainteresowanie jego usługami, a Houston Rockets póki co będą celować w przedłużenie umowy Chrisowi Paulowi. Dużo zależy od tego, ile krzyknie Clint i czy Rakiety mają w ogóle możliwość, aby ściągnąć kolejną super-gwiazdę do Teksasu, a to jeśli się wydarzy, odbędzie się kosztem kontraktu dla Capeli.


O potrzebach Houston Rockets w tegorocznym offseason możecie przeczytać tutaj.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *