Podsumowanie sezonu 2017/18: Utah Jazz

Marta Kiszko Podsumowanie sezonu Strona Główna 2

Wydawało się, że odejście Gordona Haywarda musi oznaczać dla Jazz spadek jakościowy i rozpoczęcie walki o utrzymanie się w playoffowej ósemce. Aż do stycznia faktycznie tak to wyglądało i bez kontuzjowanego Rudy’ego Goberta, podopieczni Quina Snydera zaliczyli kryzys, który mógł zakończyć ich marzenia o postseason. Ostatecznie jednak Donovan Mitchell, Ricky Rubio, Joe Ingles, powracający Gobert i cała reszta graczy Jazz zapracowała na obrócenie losów rozgrywek, które zakończyli dopiero w drugiej rundzie playoffów. Zapraszamy na podsumowanie sezonu Jazz autorstwa Pawła.

Oczekiwania przedsezonowe

Nie pomogło pozyskanie Ricky’ego Rubio i wybranie w drafcie Donovana Mitchella – Gordon Hayward wybrał Nową Anglię i przeszedł do Boston Celtics. Odszedł także George Hill, ale offseason Jazz przeprowadzili jednak z chłodną głową, podpisując nową umowę z Joe Inglesem i zatrudniając Jonasa Jerebo, Ekpe Udoha oraz Thabo Sefoloshę. Utah nie uważaliśmy jednak za „pewniaków” do playoffów i myśleliśmy że choć mogą o nie powalczyć, to ostatecznie prawdopodobnie trochę im do nich zabraknie. Za nimi przemawiała głębia składu, przeciw nim – brak zdecydowanego lidera i kilku podatnych na kontuzje kluczowych graczy.

Podsumowanie sezonu

Od początku Quin Snyder musiał nieco eksperymentować z rotacją, ponieważ ze składu z poważną kontuzją barku na parę miesięcy wypadł mu Dante Exum. Dodatkowo Rudy Gobert doznał urazu kolana już na początku listopada, ale co ciekawe bez niego, Jazz udało się wygrać 6 meczów z rzędu i wszystko wyglądało całkiem nieźle. Potem jednak zaczął się kryzys. Zespół z Salt Lake City przeżywał ofensywną niemoc, a dobra defensywa nie wystarczała już do wygrywania meczów. Od 5. grudnia do 22. stycznia Nutki przegrały 17 z 23 kolejnych spotkań, rozgrywając większość z nich bez ponownie kontuzjowanego Goberta. Gdzieś w międzyczasie zaczął zdecydowanie objawiać się talent Donovana Mitchella, ale marzenia o playoffach uciekały w niezwykle mocnej i wyrównanej – za plecami Warriors i Rockets – Konferencji Zachodniej.

Drugi powrót Goberta, a następnie wymiany niezadowolonych Rodneya Hooda i Joe Johnsona okazały się już zbawienne. Snyder znalazł swoje ustawienie, w którym rolę rozgrywającego dzielili Rubio, Mitchell i Ingles. Wyjściowa piątka była poza dobrą organizacją gry w ataku także defensywnym potworem i mogła liczyć na wsparcie z ławki takich graczy jak pozyskany za Hooda Jae Crowder oraz robiący postęp z tygodnia na tydzień Royce O’Neale. Przed All-Star Game, Jazz stali się „najgorętszą” drużyną w lidze, wygrywając 11 spotkań z rzędu i w spektakularny sposób wracając do playoffowej konwersacji. Po Meczu Gwiazd nie zwolnili tempa i zaliczyli kolejną, 9-meczową serię wygranych i łącznie od 22. stycznia, Jazzmani wygrali 29 z 35 pozostałych w rundzie zasadniczej spotkań. Poskutkowało to… wdarciem się do pierwszej piątki na Zachodzie z takim samym bilansem, co czwarci Oklahoma City Thunder.

W Utah zadziałał zespół i w drugiej części sezonu praktycznie niezauważalny był brak gwiazdy, jaką niewątpliwie dla tej drużyny był Gordon Hayward. Gobert, Mitchell, Rubio, Derrick Favors, Crowder, O’Neale, Ingles – o wszystkich można powiedzieć, że dołożyli swoją cegiełkę do takiego wyniku powyżej oczekiwań i niesamowitego comebacku.

Playoffy

Starcie z Oklahomą City było typowym pojedynkiem „gwiazdy kontra drużyna”. Siła indywidualności była po stronie Thunder, ale siła zespołu należała już do Jazz. W pierwszym meczu, to właśnie to pierwsze okazało się najważniejsze, ale od Game 2 Quin Snyder zmienił nieco ofensywną strategię, dając konkretne zadania Ricky’emu Rubio i Joe Inglesowi, dodatkowo świetnie grał Donovan Mitchell i Jazz sprytnie udało się ograć papierowych faworytów w trzech kolejnych spotkaniach. Fantastyczny duet Westbrook – George dał Thunder życie w Game 5, ale w szóstym spotkaniu Jazz – pomimo wczesnej kontuzji Rubio – udało się zbudować wysoką przewagę w trzeciej kwarcie. Westbrook w pojedynkę praktycznie dogonił Utah, ale na koniec to Jazzmani mogli cieszyć się z wygranej i awansu do drugiej rundy.

W niej, Jazz nie mieli już większych szans, szczególnie bez kontuzjowanego Rubio. Podobnie jak w serii z Thunder, zaskoczyli Rockets w drugim meczu, w którym ponownie Snyder pociągał za właściwe sznurki, ale dalej nie mieli już argumentów z coraz lepszymi Rakietami. Donovan Mitchell mimo słabej skuteczności w drugiej rundzie został jednak niewątpliwie bohaterem playoffów po stronie Jazz. Udowodnił, że nie pęka nawet w momentach, gdy cały koszykarski świat zwraca swój wzrok właśnie na niego.

Niespodzianki/rozczarowania

+ Donovan Mitchell. Trzeba jego fantastyczny sezon upatrywać w ramach niespodzianki, nawet po tak świetnej lidze letniej w jego wykonaniu. Mogliśmy się spodziewać, że będzie dobry, ale nikt nie oczekiwał, że w swoim pierwszym sezonie, w najważniejszym momencie rozgrywek może stać się jednym z liderów drużyny, a w playoffach – po prostu jej liderem. A to dopiero początek.

– Rodney Hood i Joe Johnson. Trudno upatrywać rozczarowań w zawodnikach, którzy pozostali w drużynie aż do samego końca sezonu. Hood i Johnson nie wskoczyli na wyższy poziom po stracie Haywarda, a to oni mieli przejąć jego zadania w ofensywie. Gdyby nie tak błyskawiczne objawienie się talentu Mitchella, Jazz mieliby duże problemy i podjęli dobrą decyzję o oddaniu obu panów.

Zawodnik, na którego warto zwrócić uwagę w przyszłym sezonie

Będzie to nudne, ale nie można tu wybrać nikogo innego od Donovana Mitchella. Kolejny sezon będzie dla niego już trudniejszy, bowiem wszyscy będą oczekiwali co najmniej tego samego, co pokazał w playoffach. Przez liczbę gwiazd w Konferencji Zachodniej może mieć problem z wejściem do All-Star Game, ale na pewno nie stoi na straconej pozycji.

2 Komentarze

  1. Ciekawe jak by to wyglądało z Haywardem? Czy Mitchell miałby tyle szans, żeby się wykazać?

  2. Pewnie Mitchell musiałby walczyć o minuty z Hoodem. Rozwijał się w trakcie sezonu i dzięki temu, ze nie miał dużej konkurencji na swojej pozycji, mógł grać dużo. Pokazał trenerowi i kolegom, ze radzi sobie z presja i oni mu zaufali. Z Haywardem w składzie to byłoby niemożliwe, bo Gordon wziąłby na siebie ciężar gry w ataku, szczególnie w końcówkach.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *