Podsumowanie sezonu 2017/2018: Golden State Warriors

majloszg Strona Główna 1

W dzisiejszym odcinku serii podsumowań skoncentrujemy się na Golden State Warriors. Ekipa z Oakland zdawała sobie sprawę z tego, że droga do mistrzostwa będzie trudniejsza, ale z pewnością nie podejrzewali, że w finale konferencji zaledwie jeden mecz będzie ich dzielić od eliminacji. W serii finałowej Warriors nie pozostawili wątpliwości co do tego, kto ma więcej talentu i zasługuje na trofeum Larry’ego O’Briena, a o samych Dubs można już mówić jako o dynastii.


Oczekiwania przedsezonowe

Mistrzowie NBA z sezonu 2016/2017 na kolejne rozgrywki plan mieli banalnie prosty: ponownie sięgnąć po pierścienie. Zespół wzmocnili Nick Young i Omri Casspi, udało się też podpisać kluczowe umowy z Kevinem Durantem, Shaunem Livingstonem i Andre Iguodalą. Bob Myers zdecydował się też odkupić od Chicago Bulls wybranego z 38. numerem Jordana Bella. Golden State Warriors przystępowali zatem do sezonu 2017/2018 ze wszystkimi graczami, którzy stanowili trzon mistrzowskiej ekipy z roku poprzedniego. Z tą skalą talentu, czterema All-starami i mocną ławką nie było mowy o oczekiwaniach innych niż kolejne mistrzostwo NBA.


Podsumowanie sezonu

2. miejsce w Konferencji Zachodniej, 1. miejsce w Pacific Division, bilans 58-24

Sezon zasadniczy rozpoczął się dla Warriors przegranym na własnym parkiecie meczem z Houston, co musiało faworytów zaboleć szczególnie: to właśnie Rockets byli wskazywani jako ci, którzy są w stanie zdetronizować GSW. Po słabym początku (4-3) ekipa z Oakland zaliczyła serię 22-3 i aż do marca nikt nie kwestionował ich siły bądź motywacji. Problemy zaczęły się 9 marca, dzień po zwycięstwie nad Spurs, okupionej kontuzją Stepha Curry’ego. Warriors nie tylko zaczęli przegrywać – bilans do końca sezonu to zaledwie 7 zwycięstw przy 10 porażkach – ale wyglądali tak, jakby uszło z nich powietrze i nie mogli doczekać się zakończenia rozgrywek, a te podopieczni Steve’a Kerra zakończyli z bilansem 58-24, co jest najgorszym wynikiem od 5 lat, gdy trenerem był jeszcze Mark Jackson.


Playoffy

Sezon zasadniczy dla takich drużyn jak Golden State jest tylko po to, by go przebrnąć do końca i stawić się w playoffs. Dla Wojowników sytuacja na Zachodzie ułożyła się niemal perfekcyjnie: uniknęli starć z poukładanymi Jazz i nieobliczalnymi Thunder. Ich rywalem w pierwszej rundzie byli osłabieni brakiem Kawhi Leonarda Spurs, a seria nie trwała długo, Teksańczycy byli w stanie urwać zaledwie jedno zwycięstwo po czym udali się na wakacje. W drugiej rundzie Warriors zmierzyli się z pogromcami Blazers, czyli Pelicans i choć wydawało się, że Rondo, Davis i spółka będą w stanie postawić większy opór, również ulegli obrońcom tytułu 4:1, a wpływ na to z pewnością miał powrót po kontuzji Stepha Curry’ego.

W fazę postseason, Warriors wchodzili bez Stephena Curry’ego, ale rywale w pierwszych dwóch rundach (Steph wrócił na drugi mecz drugiej rundy), nie dostarczyli Wojownikom wielu problemów. W obu seriach przegrali co prawda po jednym meczu na wyjeździe, ale raczej było to traktowane jako wypadek przy pracy, a maszyna powoli się rozkręca.

Słaba końcówka sezonu zrodziła szereg pytań o to, czy Warriors będą w stanie pokonać rewelacyjnie spisujących się Rockets – to rywale z Houston zajęli pierwsze miejsce w Konferencji i w razie bezpośredniego starcia mieli przewagę parkietu. 7-meczową batalię wygrali koszykarze z Oakland, ale Harden i spółka zdążyli ich mocno nastraszyć, prowadząc w serii 3:2. Warriors zdołali wybrnąć z trudnej sytuacji wygrywając dwa ostatnie mecze, a w finale z rozpędu zesweepowali Cleveland Cavaliers. Zostali tym samym mistrzami po raz drugi z rzędu a trzeci raz w ciągu czterech lat.


Niespodzianki/rozczarowania

+ Jeśli już trzeba wymienić pozytywne niespodzianki, to niech to będzie rozwój dwóch młodzieńców, których wkład w tegoroczne playoffs był zaskakująco duży. Kevon Looney i Jordan Bell, bo o nich mowa, mają za sobą nie tylko udane rozgrywki, ale też czynnie wspierali zespół w kluczowych meczach przeciwko Rockets czy Cavaliers. Looney rozgrywa już trzeci sezon w barwach Warriors, ale po raz pierwszy wystąpił w meczach playoffs, notując lepsze wyniki niż w sezonie. Bell, mimo że jest pierwszoroczniakiem, od razu został rzucony na głęboką wodę i realizował zadania defensywne mając przeciwko sobie Jamesa Hardena.

Ciężko mówić o rozczarowaniach w ekipie, która zdobyła drugie mistrzostwo NBA z rzędu i najprawdopodobniej utrzyma pełny skład na kolejny sezon. Z pewnością większego wsparcia z ławki w playoffs spodziewano się po Nicku Youngu, ale gdy ma się tyle talentu w zespole, ciężko Swaggy’ego P nazwać rozczarowaniem, zwłaszcza przy ledwie 10 minutach na parkiecie. Z sezonu na sezon coraz gorzej gra też David West, ale ma do tego prawo – 37 lat na karku i 15 sezonów w NBA to dorobek, z którego można być dumnym.


Zawodnik, na którego warto zwrócić uwagę w przyszłym sezonie

Jordan Bell. Golden State są ekipą mistrzowską i nie mają w składzie wielu prospectów, ale to na rozwój Bella warto będzie zwrócić uwagę w przyszłym sezonie. Jordan już jako rookie rozegrał kilka ważnych minut w kluczowych starciach o mistrzostwo, co raczej jest rzadkością w dzisiejszej koszykówce. Bell charakteryzuje się dobrą pracą nóg w defensywie, a jego umiejętności obronne w treningowych starciach z Greenem będą tylko wzrastać.

Osobiście będę też zwracać uwagę na Curry’ego, który jest dla mnie fascynującym przykładem koszykarza stale zmieniającego swoją grę i ciekaw jestem, jakie oblicze zaprezentuje w kolejnym sezonie. Przypominam sobie jego grę sprzed 4 sezonów, gdy liczył głównie na swój szybki release za 3 punkty i raził rywali rzutami niemal z połowy, po czym zderzam to z jego obecną grą – znacznie częstszymi wejściami pod kosz, większą fizycznością, lepszą grą bez piłki. Steph stale ewoluuje, co z pewnością utrudnia życie jego rywalom.

O potrzebach Golden State Warriors w trakcie tego offseason możecie przeczytać tutaj.

Komentarze

  1. Jordan Bell mógłby zaczynać jako C. Imponował mi ten chłopak w Finałach. Ogólnie rzecz biorąc GSW są poza zasiegiem i tyle. Jedynie Celtics mogą coś zdziałać.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *