Słowo na pierwszą rundę play-off: Cisza przed burzą

Sebastian Niedzielski Felietony Słowo na niedzielę Strona Główna 3

Noc upsetów z pewnością rozpaliła emocje wielu fanów NBA, jednak po niej wszystko wróciło do normy. Raptors i Sixers ostatecznie awansowali w pięciu spotkaniach, natomiast Nuggets odzyskali przewagę parkietu i znajdują się w dobrej sytuacji przed kolejnymi meczami. Blazers mają pełne prawo wierzyć w moc wielkiego Damiana Lillarda, a Rockets modlą się o celownik Jamesa Hardena. Większych niespodzianek w pierwszej rundzie nie było (nawet jeśli Spurs awansują, co nadal jest bardzo możliwe) i wygląda na to, że w półfinałach konferencji zobaczymy osiem prawdziwie najlepszych drużyn tego sezonu.

Potentaci ze Wschodu wyeliminowali już wszystkich gorszych od siebie przeciwników i rozegrają walkę o Finały pomiędzy sobą. Do półfinałów konferencji dotarli w pełnym składzie – zgodnie z przypuszczeniami awansowały Kozły, Dinozaury, Szóstki i Celtowie. Bucks – ku mojemu zaskoczeniu – przeprawili się przez Motors City bez żadnych problemów, wygrywając wszystkie mecze różnicą 15+ punktów. Oczywiście miała na to wpływ kontuzja Blake’a Griffina. Ten wprawdzie powrócił na parkiet w ostatnich dwóch spotkaniach (i zdążył ponarzekać na sędziów), to jednak sam nie był w stanie rozstrzygnąć nawet jednego spotkania na swoją korzyść. Nic dziwnego – Bucks zagrali świetny basket, umiejętnie rotując składem, dzięki czemu najlepsi zawodnicy Kozłów mieli możliwość wytchnienia. Janis Andetokunmbo po raz kolejny udowodnił, że jest na ten moment liderem najmocniejszej drużyny na Wschodzie i prawdziwym MVP. Nie jestem w stanie bronić Jamesa Hardena tak długo, niech sam się obroni.

Raptors i Sixers rozpoczęli i zakończyli swoje serie w identyczny sposób, tego samego dnia. Po game#1, które obie drużyny przegrały, nie było wątpliwości, że Dinozaury i Szóstki dalej pozostają faworytami swoich serii i mogą to rozstrzygnąć nawet w pięciu grach. Tak jak pisałem miesiąc temu, D’Angelo Russell ma jeszcze sporo pracy przed sobą, jeśli marzy o większych sukcesach. W serii z Sixers rolę lidera Nets przejął Caris LeVert, a DLo po solidnym game#1 zdecydowanie obniżył loty. Drużyna, która zaoferuje mu maksymalny kontrakt, podejmie pewne ryzyko. Po drugiej stronie parkietu szalał Joel Embiid, który choć nie wystąpił w game#3 przez problemy zdrowotne, to w pozostałych wygranych meczach grał na najwyższym poziomie. Seria Sixers – Nets zostanie również zapamiętana z konfliktu pomiędzy Jaredem Dudleyem a Benem Simmonsem, który po game#4 przerodził się w bitwę Dudley – Sixers. Po przepychance i kilkuminutowej ‚analizie VAR’ parkiet opuścili Dudley i Butler, a Sixers pomimo utraty gracza z wielkiej czwórki byli w stanie powrócić do spotkania. Embiid, który nie zaangażował się w walkę, nie był już tak neutralny podczas konferencji prasowej.

Wracając do Dinozaurów, niezmiernie cieszy mnie dyspozycja „play-off mode” Kawhi’a Leonarda i Pascala Siakama. KLaw sprostał roli lidera drużyny, którą otrzymał od razu po wymianie za DeRozana. Fanów zaniepokojonych jego występem w game#3 mogę uspokoić – słaba gra Leonarda była wówczas spowodowana drobnymi problemami zdrowotnymi, które zostały już zażegnane. Spicy P natomiast w serii przeciwko Magic notował rewelacyjne 22,6 punktu, wliczając w to oczywiście game#3, w którym godnie „zastąpił” Leonarda, zdobywając 30 punktów. Kawał dobrej roboty w obronie wykonał Marc Gasol, który nie pozwolił Nikoli Vucevicowi rozwinąć skrzydeł. Już przed fazą play-off było wiadomo, że rola Kyle’a Lowry’ego w play-offach ulegnie zmianie i ten skupi się na rozdawaniu asyst. Dopóki nie rzuca na poziomie game#1, wszystko będzie dobrze. Obrona Raptors będzie miała kluczowe znaczenie w serii przeciwko Sixers. Za Dinozaurami przemawia również masa statystyk, które i tak ci będą musieli udowodnić na parkiecie. Embiid zdobywał średnio 14 punktów przeciwko Gasolowi, gdy ten grał w Memphis, a Simmons nie mógł sobie poradzić z Leonardem w rundzie zasadniczej. Raptors mają bilans 21-3 w ostatnich 24 meczach przeciwko Sixers.

Spośród underdogów, których wspomniałem w poprzednim felietonie, rozczarowująca mogła być tylko postawa Pacers. Jak się okazuje, zabrakło im lidera, który mógłby poprowadzić ich po choćby jedno zwycięstwo. Sweep oczywiście robi wrażenie, nawet jeżeli w rzeczywistości Celtics nie zaprezentowali takiej dominacji, jak Raptors i Bucks. Co ciekawe, Bucks i Raptors średnio znajdowały się na prowadzeniu w meczu przez – kolejno – 90% i 88% czasu gry. Celtowie prowadzili przez tylko 47% przy 45% Pacers (resztę czasu stanowił remis). Poza tym, wszystkie spotkania wygrali różnicą 4-10 punktów. Game#1 Pacers przegrali na własne życzenie, rozgrywając jedną z najgorszych kwart w historii play-off (8 punktów). W kolejnym meczu  Celtics przegrywali na 2:16 przed końcem czwartej kwarty dwoma punktami, by w ostatniej minucie zdobyć dziesięć oczek. Praktycznie każdy mecz serii wyglądał podobnie – Celtics zapewniali sobie zwycięstwo w końcowych akcjach meczu. W końcu liczy się efektywność, nie efektowność.

Clippers dokonali historycznego come-backu w game#2 przeciwko Warriors oraz stawiali zaciekły opór mistrzom w pozostałych spotkaniach. Ponownie zaskoczyli w game#5, stając się pierwszą drużyną od dawna, która pokonała Warriors na ich parkiecie dwa razy z rzędu w play-offach. Kluczową postacią w zwycięskich spotkaniach był Lou Williams, który z drugiej strony słabą skutecznością zaprzepaścił szanse Clippers na zwycięstwo w game#4. Drużyna Doca Riversa i tak może zaliczyć ten sezon do udanych, a właściciele zespołu powinni być aktywni podczas kolejnej wolnej agentury (Leonard? Butler?). W play-offach nie ma już natomiast Thunder – Dame D.O.L.L.A. uciszył Grzmot w najlepszy możliwy sposób, niszcząc przy okazji mój bracket. Zasłużenie. Wszyscy faworyzowali OKC po fatalnej kontuzji Jusufa Nurkicia, tymczasem liderzy Blazers, Lillard i McCollum potrzebowali zaledwie pięciu spotkań, by awansować do kolejnej rundy. Lillard przy okazji dokonał niemożliwego, trafiając wspaniały rzut równo z syreną. Wiem, że wszyscy już go widzieliście. Obejrzyjmy jeszcze raz.

Ostatniej nocy do walki stanęli Warriors i Rockets, by na własnym parkiecie dopełnić formalności. Jak już wiemy, udało się to tylko zawodnikom z Houston. Wcześniej uwadze nie mogła umknąć historyczna noc Jamesa Hardena (0/15, pierwszy celny rzut w czwartej kwarcie!). Jeżeli Jazz nie byli w stanie tego wykorzystać i przegrywają to spotkanie mimo takich szans, to niestety nie było dla nich miejsca w drugiej rundzie. W przypadku awansu Warriors poprzeczka pójdzie na sam szczyt. Z All-Star składu Wojowników wprawdzie wypadł DeMarcus Cousins, lecz to nadal są ci wielcy Golden State Warriors, którzy zdobyli trzy tytuły mistrzowskie, grając z Bogutem, Pachulią i McGee na pozycji środkowego. Bez zaskoczenia najbardziej wyrównaną serią jest starcie Nuggets – Spurs. Ktokolwiek wygra tę serię, ma także w zasięgu Blazers z wzajemnością.

Pozostaje nam jedynie oczekiwać, że półfinały konferencji przyniosą wielkie emocje. Dwie pary już znamy: Raptors – Sixers i Bucks – Celtics. Na Zachodzie natomiast wszystko wskazuje na to, że dojdzie do wielkiego rewanżu za zeszłoroczny finał konferencji pomiędzy Rockets i Warriors. Jeśli bogowie wysłuchają modlitw fanów o celność Jamesa Hardena, możemy spodziewać się prawdziwego widowiska. W tej chwili zaczyna się cisza przed burzą, której grzmotów nie usłyszą już niestety Westbrook i George. Za kilka dni, gdy rozpocznie się druga runda, będzie coraz mniej niewiadomych, a coraz więcej emocji.

 

3 Komentarze

  1. Lillard to czy Westbrook. Czy podobny rzut Westbrooka określiłbyś mianem wspaniały.
    Ja uważam ze ten rzut nie powinien mieć miejsca. Miałbym zastrzeżenia do tej decyzji nawet gdyby zamiast Lillarda stał Curry.

    1. Gdyby drużyny zamieniły się rolami i to Westbrook trafił ten rzut – oczywiście. Z drugiej strony Russ byłby narażony na znacznie większą krytykę, jeśli podjąłby się takiej próby. Prawda jest taka, że rzut z tak dużego dystansu jest kontrowersyjny, ale cóż, trafił. Gdyby Dame tego nie trafił, zgodziłbym się z Tobą.

    2. Widać, że nie grasz w kosza.Takie rzuty to esencja tego sportu

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *