Zadanie wykonane – za kulisami ostatnich tańców Dirka i Dwyane’a

Paweł Mocek Inne Prasówka 1

Dwie legendy swoich zespołów, symbole swoich miast. Dwaj zawodnicy, którzy po razie skopali sobie nawzajem tyłek w Finałach ligi. Dziś odchodzą z NBA w swoich ostatnich meczach, wczoraj zaliczyli emocjonalne pożegnania we własnych halach. Dirk Nowitzki i Dwyane Wade odchodzą razem i pomimo pewnych podobieństw zostawiają za sobą zupełnie różne kariery, które wielu koszykarzy chciałoby powtórzyć.

W mojej opinii lojalność w NBA wcale nie jest tematem nie do uratowania. Gracze, którzy pozostaną w swoich drużynach do końca kariery są w tej lidze lub się w niej pojawią, ale musi zostać spełniony warunek konieczny do powstania tej niesamowitej więzi między zawodnikiem a drużyną. Klub musi być klasową organizacją, prowadzoną przez odpowiednich ludzi, posiadającą odpowiednich trenerów i długoterminową strategię.

Dlatego Tim Duncan i Kobe Bryant przeżyli całe kariery w San Antonio Spurs i Los Angeles Lakers, dlatego Paul Pierce czy Karl Malone zostali w swoich klubach aż do końca swojego prime. Uważam, że idealnymi kandydatami do kolejnych takich historii są Damian Lillard, Stephen Curry, czy Giannis Antetokounmpo. Ich kluby stworzyły dla nich najpierw miejsce do rozwoju, zapewniły, że są przyszłościami organizacji, a następnie robiły wszystko, by mogli osiągać sukcesy.

Tak samo było w przypadku Dallas Mavericks i Miami Heat, razem ze Spurs i wczesnymi Lakers najlepiej prowadzonymi organizacjami w XXI wieku. Powtarzalność, spokój i wyraźną długoterminową strategię widać w tych przypadkach po długości pracy trenerów. Rick Carlisle i Erik Spoelstra przejmowali swoje drużyny mniej więcej w tym samym czasie w 2008 roku i obaj są dziś ex-aequo najdłużej pracującymi w jednym klubie szkoleniowcami poza Greggiem Popovichem.

To, jak trudno wypracować jest taką więź z zawodnikiem widać po odejściu Wade’a do Chicago Bulls. Zawodnik miał już dość – przez wiele lat poświęcał się dla drużyny finansowo, oddawał rok po roku pole do popisu swoim kolegom i chciał podpisać swój ostatni wysoki kontrakt. Nie dostał go, opuścił swój dom – i prawdopodobnie szybko zaczął tego żałować. Przeciętny sezon tamtych Bulls, a następnie nieudany eksperyment w barwach Cleveland Cavaliers skłoniły go do powrotu i szczęśliwie złożyło się, że taka okazja pojawiła się na horyzoncie.

Wade chciał też wrócić do domu, bo wiedział że to najlepsze miejsce dla jego rodziny. Przed sezonem opublikował filmik, w którym poinformował, że zaprasza wszystkich na swój ostatni taniec. Wtedy już wiedział, że za kilka miesięcy po raz czwarty zostanie ojcem. Była to wyjątkowa sprawa – jego partnerka Gabrielle Union miała problemy z bezpłodnością i wcześniej już 8 razy poroniła. Para zdecydowała się na surogatkę, która na początku listopada urodziła ich pierwsze wspólne dziecko, córeczkę Kaavię.

Decyzja o emeryturze była prawdopodobnie podyktowana głównie sprawami rodzinnymi, bo na boisku zawodnik wyglądał tak, jakby mógł pograć jeszcze kilka lat. Jego drugi pobyt w Heat był objazdówką po całej lidze, być może przypominającą trochę tą Kobiego Bryanta sprzed paru sezonów. Tradycją stały się wymiany koszulek z zawodnikami w całej lidze, a wczoraj Budweiser wypuścił świetny film, na którym Wade wymienił koszulki z 5 osobami, które były związane z jego życiem poza koszykówką.

Czasami myśląc o zawodnikach NBA zapominamy, że są sprawy większe od koszykówki, zarówno Wade jak i Dirk stali się żywymi legendami swoich miast. Zrobili naprawdę wiele dla lokalnych społeczności, szczególnie po tak tragicznych wydarzeniach jak strzelanina w Marjory Stoneman Douglas High School w Parkland. Wspomniany na filmiku Joaquin Oliver był wielkim fanem Wade’a i został pochowany w koszulce Flasha.

Odejście Dirka wyglądało zgoła inaczej, tak naprawdę do wczoraj nie wiedzieliśmy jeszcze, czy przypadkiem wszystkie hołdy w różnych arenach ligi (między innymi ten od Doca Riversa i Los Angeles Clippers) nie były przedwczesne. Nowitzki odszedł na własnych warunkach, nie robiąc żadnego szumu swoją osobą, trochę w stylu Tima Duncana. Szósty strzelec w historii NBA dostał wczoraj jednak iście królewskie pożegnanie od właściciela Dallas Mavericks, Marka Cubana.

Idąc do szatni przed meczem Niemiec rozdawał piątki pracownikom Mavs, którzy utworzyli dla niego honorowy szpaler. Żegnał się z każdym bez wyjątku, znając praktycznie każdego pracownika American Airlines Center i każdy kąt tej hali. W meczu przeciwko Phoenix Suns zdobył 30 punktów prowadząc Mavs do kolejnej wygranej, choć show ukradł mu – czego nie omieszkał wypomnieć w trakcie przemowy pomeczowej – Jamal Crawford, zdobywca 51 punktów.

Cuban zadbał o to, by celebracja kariery Dirka odbyła się w jak najbardziej godny sposób. Na parkiet wyszło pięciu graczy, których Nowitzki uważał za swoich idoli – Larry Bird, Charles Barkley, Scottie Pippen, Shawn Kemp oraz jego rodak, Detlef Schrempf. Każdy z nich wraz z trenerem Carlislem powiedział po kilka zdań dla upamiętnienia Niemca, a następnie Dirk chwycił za mikrofon i po raz pierwszy w tym sezonie powiedział wyraźnie, że to jego ostatnim mecz w tej hali.

Dirk dobrze wiedział, że to dobry moment na odejście. Jego ciało było sponiewierane 21 sezonami gry, swoje dodała kontuzja stopy, przez którą opuścił 26 pierwszych meczów sezonu 2018/19. Kilka tygodni temu powiedział, że fizycznie czuje się całkiem nieźle, ale obciążenie się kolejnymi 60-70 meczami – a może także playoffami, nie wiadomo jak będzie wyglądał skład Mavericks w kolejnym sezonie – nie było dobrym pomysłem.

Dodatkowo, Nowitzki wie już, że zostawia Mavericks w dobrych rękach. Nie tylko Ricka Carlisle’a, ale także Luki Doncicia i prawdopodobnie Kristapsa Porzingisa. Może spokojnie stać się ambasadorem Mavs (Cuban odgraża się, że da Dirkowi dożywotnią posadę w klubie), patrząc na to, jak kolejni gracze budują historię Mavericks, pod którą on sam wylał fundamenty. Zrobił to między innymi zdobywając mistrzostwo w 2011 roku, wbrew wszelkim oczekiwaniom i przeciwko trójgłowemu potworowi z Miami. 5 lat wcześniej jedna z tych głów spuściła Mavs manto w czterech ostatnich meczach Finałów 2006, w jednym z najlepszych indywidualnych popisów w Finałach w tym stuleciu. Rewanż smakował więc jeszcze lepiej.

Obaj panowie dziś kończą swoje przygody w lidze, z wieloma rekordami i osiągnięciami, które długo mogą nie zostać pobite. Obaj mogą czuć się spełnieni jako koszykarze, ale także jako członkowie swoich małych ojczyzn. Chłopak z Wurzburga stał się Teksańczykiem z krwi i kości, a dzieciak z Robbins, Illinois swoim nazwiskiem już zawsze będzie nieoficjalnie sygnował hrabstwo Miami-Dade (Wade County).

Obaj byli dla mnie inspiracją. Wade jako człowiek, dzięki któremu kocham koszykówkę, Nowitzki jako najlepszy europejski koszykarz w historii tej ligi.

Tak jak powiedział Larry Bird – by zostać jednym z najlepszych, musisz zostawić ligę lepszą niż ta, do której przychodziłeś.

Panie Nowitzki, panie Wade. Zadanie wykonane.

Komentarze

  1. czy Wade robił większy szum niż Nowitzki, wstępnie na początku sezonu i przy allstarze obaj panowie mówili otwarcie o końcu, w trakcie Dirk wyraził możliwe przedłużenie a media namawiały Wadea… nie sądzę, że to była aż taka różnica jak Kobe vs Duncan
    Ogólnie fajne podsumowanie.
    Przez ich status może i Dirk pobiłby jeszcze rekord punktów a Wada grał kilka lat na poziomie V.C. na ławce, jednak raczej nie dla nich. PS. ongiś pamiętam jak nieznany mi Wódz Parish biegał dla Bulls, co później okazał się legendą (nie znałem go jako legendy wrogich dla Bulls ..Celtów).

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *