JaVale McGee: Od zera do bohatera

Marta Kiszko Felietony Strona Główna 6

Od ligowego pośmiewiska do mistrza NBA. JaVale McGee, choć nie jest postacią pierwszoplanową drużyny, w której gra, dorzucił swoje trzy grosze do chemii i tegorocznego mistrzostwa. Parę lat zmagał się z wieloma łatkami, które przypięli mu „życzliwi” koledzy oraz postacie związane z NBA. Nie dał za wygraną i wydaje się, że łatka zniknęła.

McGee został wybrany jako 18. pick draftu w 2008 roku przez stołecznych Wizards. Waszyngton był wówczas najgorszą drużyną wschodu, notując bilans 19-63. Princeton offense, czyli system zakładający duży ruch bez piłki, brak dokładnie zarysowanych pozycji nie sprawdził się jako taktyka w drużynie, którą prowadził wówczas Eddie Jordan. Dodatkowym obciążeniem dla ekipy był brak Gilberta Arenasa, zmagającego się z kontuzjami, których nabawił się jeszcze zeszłego sezonu. W Waszyngtonie brakowało rozgrywającego, ale McGee ustawił sobie poprzeczkę wysoko chcąc być pierwszym point-centrem. JaVale przeceniał swoje możliwości i według niektórych kolegów z drużyny nie potrafił myśleć i nie był zdyscyplinowany. Nie potrafił też skupić swojej uwagi na grze i był leniwy. Antonio Daniels, który grał w Wizards, gdy McGee był pierwszoroczniakiem mówił, że bardzo ciężko było mu pozbyć się tej łatki, którą wszyscy tak ochoczo przypinali. Swoje trzy grosze do tego dorzucił m.in. Brandon Haywood:

„Kiedy dołączył do nas do drużyny, myślał, że będzie w stanie całkowicie zmienić grę [..] Gdy jesteś centrem, który próbuje kozłować przez prawie cały parkiet, to raczej nie jest to coś, co ma jakiekolwiek szanse powodzenia. Albo gdy próbujesz wsadzać piłkę nad zawodnikiem z linii rzutów wolnych… Takim zachowaniem zawsze narazisz się na krytykę”

McGee pierwsze dwa sezony w Wizards przesiedział na ławce, dopiero w sezonie 2010-11 dostał szansę w pierwszej piątce i notował średnie prawie na poziomie double-double (średnia z sezonu: 10.1 punktów, 8.0 zbiórek). Wizards nie byli z niego zadowoleni, uznając, że jednak sufit tego gracza nie stoi na takim poziomie, na jakim się tego spodziewano. JaVale The Fool (bo tak o nim mówiono) przeniósł się do Denver, a w jego miejsce Wizards pozyskali Nene.

Problem McGee dobrze wyjaśnił asystent Melvin Hunt, który miał okazję pracować z nim, gdy center spakował walizki i po nieudanych sezonach w Wizards założył trykot Nuggets. JaVale jest rozgrywającym uwięzionym w ciele centra. Mimo, że jego rzut pozostawia wiele do życzenia, jest szybki, zręczny i potrafi podać, a także kontrolować swoje ciało w powietrzu. Jego umiejętności są wręcz frustrujące, ponieważ na pozycji, na której gra nie może ich dobrze wykorzystać.

Denver to dziwny kierunek dla kogoś, kto choruje na ostrą astmę. Co ciekawe, ponoć Wizards nie mieli o tym pojęcia wybierając zawodnika w drafcie.

„Mówiono o nim, że jest leniwy, a tak naprawdę rozchodziło się o problemy z oddychaniem. Szybko się męczył” – mówił Haywood.

Przewrotne lata w trykocie Nuggets też dały mu w kość. Relacja z Georgem Karlem, pod którego skrzydłami wylądował, nie była najlepsza. Lazy and crazy mówił o nim trener. Dodatkowo, uważał, że McGee nie jest wart swojego czteroletniego kontraktu opiewającego na 44 mln dolarów. JaVale skarżył się na problemy z nogą, co ostatecznie doprowadziło do tego, że w sezonie 2013/14 rozegrał jedynie pięć spotkań.

Jednocześnie czasy kariery w Denver Nuggets to również niechlubne czasy królowania w programie telewizyjnym Shaqtin’ A Fool prowadzonym przez Shaqa O’Neala, w którym pokazywane są bloopersy z parkietów NBA. McGee został dwukrotnym „MVP” programu, a charakterystyczne „JaVaaaaale McGeeeee” zna chyba każdy, kto choć raz w życiu widział Shaqtin’ albo w minimalnym stopniu śledził social mediowe NBA. JaVale stał się chłopcem do bicia dla Diesela i jednocześnie wizytówką jego show. Trudno się z drugiej strony temu dziwić. Niektóre sytuacje na parkiecie z JaValem w roli głównej były co najmniej… specyficzne. Niekiedy celowo dawał zdobyć przeciwnikowi punkty, bo sędzia odgwizdywał goaltending, ponieważ zawodnik chciał udowodnić, że potrafi doskoczyć do tej piłki. Albo próbował robić wsad nad głowami oponentów z linii rzutów wolnych…

Łatka „MVP” ciągnęła się za nim dalej, a kolejnym etapem po nieudanej przygodzie w Nuggets była Philadelphia 76ers, ale tam też nie zagrzał miejsca na dłużej. Dokuczała mu ta sama kontuzja, po której rekonwalescencja była długa za sprawą anemii, na którą chorował JaVale. Po dwóch tygodniach od wymiany podczas trade deadline, Sixers zrezygnowali z niego. Gracz sam przyznawał, że myślał, że to już koniec jego kariery, ale Mark Cuban sypnął „groszem” (minimum dla weterana) i w sezonie 2015/16 zawodnik był oficjalnie graczem Dallas Mavericks. Kontuzja piszczela uniemożliwiła mu udział w obozie przygotowawczym ekipy z Texasu. Opuścił także pierwsze dwanaście spotkań sezonu regularnego. Później było tylko lepiej, choć dostawał w rotacji Carlisle’a skromne minuty. Miał momenty – 13 punktów i 11 zbiórek w 17 minut z Kings czy 4 bloki w 19 minut z Pelikanami. Suma sumarum, rozegrał 34 spotkania w barwach Mavs, ale po wygaśnięciu kontraktu Rick Carlisle chciał dać mu jeszcze jedną szansę, dlatego gdy Warriors zadzwonili i zapytali o dostępność zawodnika, Mavs zdecydowanie go zarekomendowali.

Po odejściu Boguta, Golden State postanowili sprawdzić potencjał McGee raz jeszcze, co dla gracza było nie lada wyzwaniem. Tak naprawdę, to JaVale był niemalże prekonany, że jego kariera na parkietach NBA zbliża się ku końcowi i zostanie zapamiętany jako ten głupek, który nie potrafi poradzić sobie na boisku. GSW potrzebowali centra, który zagrałby za minimum, aby móc pozyskać Kevina Duranta. Steve Kerr na początku sezonu 2016/17 mówił, że ktoś taki jak McGee może być cennym ofensywnym dodatkiem do mistrzowskiego zespołu, ale nie był przekonany, czy tak rzeczywiście będzie.

Zawodnik otrzymał szansę na odbudowanie złej reputacji dzięki Jarronowi Collinsowi – asystentowi trenera Warriors, który trenował z nim latem, gdy skończył mu się roczny kontrakt z Dallas Mavericks.

„Czuję, że mam większą więź z tymi trenerami, niż z jakimkolwiek innym sztabem trenerskim pozostałych drużyn, dla których grałem. Jest jeszcze Steve Kerr, który w niebywały sposób jest w stanie wkomponować gracza w system. Powie ci jasno przed meczem: „Prawdopodobnie nie zagrasz dziś ze względu na specyficzny matchup, ale bądź gotowy. Może wyjdziesz na parkiet.”. To zdecydowanie lepsze podejście niż takie, gdzie trener mówi ci, że dostaniesz konkretną liczbę minuty albo nie zagrasz w ogóle. Wtedy zastanawiałem się gdzie popełniłem błąd – czy nawaliłem w szatni, na boisku czy poza nim.”

Oprócz tego, McGee dostał także wsparcie od organizacji i kolegów z drużyny w nieustannie zaogniającym się konflikcie z Shaqiem O’Nealem, który w ostatecznym rozrachunku ucichł po wielu kontrowersyjnych zaczepkach zarówno z jednej, jak i drugiej strony. Shaq odpuścił i obiecał, że już nigdy więcej nazwisko McGee nie pojawi się w jego show.

JaVale mógł wówczas skupić się tylko na koszykówce, choć jak sam o sobie mówi, jest takim myślicielem. W szatni potrafi zaskoczyć jakiś nowym słowem, którego znaczenia nie znają pozostali zawodnicy. Poza tym, jest typowym nerdem. Testuje sam dla siebie nowe technologiczne rozwiązania i interesuje się nowinkami.

Choć ciężko było mu zerwać z wizerunkiem pajaca i drużynowego głupka, w organizacji z Bay Area wydaje się, że mają inne podejście. Udało się wkomponować JaVale’a do systemu Kerra, jest nieocenionym elementem ich szatni, a także klub obdarzył go zaufaniem, czego nie można było powiedzieć o poprzednich drużynach.

W trykocie Warriors w sezonie regularnym rozegrał 77 spotkań, z czego 10 razy wyszedł w pierwszej piątce. Statystyka pokazuje, że jego średnie na 36 minut gry na parkiecie to 23.0 punkty, 11.9 zbiórki i 3.3 bloki. W playoffach pojawił się w 16 meczach, a jeden z nich zaczynał jako starter. Ta sama statystyka dała mu następującą linijkę – ponowne 23.0 punkty, ale 11.6 zbiórek oraz 3.6 bloki. Jego USG%, czyli wskaźnik pokazujący procent zagrywek z udziałem danego zawodnika na parkiecie, było jednym z wyższych w zespole. To właśnie udowadnia jak istotne jest środowisko i atmosfera w drużynie dla rozwoju zawodnika.

Finał tej historii znacie dobrze – JaVale może pochwalić się pierścieniem i wcale nie jest tak, że dostał go za darmo. Tego lata podpisał kolejny roczny kontrakt z mistrzami NBA. Czy całkowicie zerwał z łatką, którą przypinano mu przez ostatnie kilka lat? Historia to zweryfikuje i zobaczymy za jakiś czas, jak zapamiętają go kibice. Na pewno w Bay Area już teraz wielu uważa go, pewnie jeszcze trochę prześmiewczo, za bohatera.

Czy Waszym zdaniem JaVale to nadal ligowy pajac, czy w końcu dzięki normalnej, stabilnej organizacji pokazał, że jednak potrafi, a poprzednie etapy kariery to po prostu brak szczęścia?

Na koniec zostawiam Was jeszcze z kompilacją najlepszych zagrań z poprzedniego sezonu.

 

Dzięki!

6 Komentarze

  1. Zawsze uważałem McGee za mega atletę i dziwiłem się, że ostatnie lata tak słabo mu szło. Jest on jednak idealnym potwierdzeniem teorii, że ważne jest środowisko w którym grasz. Wiadomo lider z Niego nie wyrośnie, ale solidny rolers już tak.

    1. Dokładnie. Od razu widać jak funkcjonuje psychicznie i sportowo w dobrze naoliwionej maszynie, a jak funkcjonował w Wizards, gdzie w rosterze było paru nieokrzesanych swiezakow + weterani albo w Denver z toksycznym trenerem.

  2. Nie wiem czy nie za bardzo rozdmuchuje się ten niby konflikt z Shaq’tin a Fool. Prawdą jest że pojawiał się niemal w każdym programie, ale też nigdy niezasłużenie. Skąd informacja że Shaq nigdy już o nim nie wspomnieć? Ostatnia informacja jaką miałem było to, że jeśli nie wymwinie jakiegoś numeru przez tydzień to Shaq obiecuje dać mu spokój do końca sezonu. Ale przyznaję nie śledzę tego ostatnio. Nawiasem mówiąc JaVale niepotrzebnie moim zdaniem zaognił tę sytuację. Wystarczy nie popełniać idiotycznych błędów na boisku i Shaq nie będzie mieć pożywki. To że facet umie grać nie ulega wątpliwości, a po tym jak w tym roku grał w GSW, myślę że nikt nie ujmuje mu już niczego.

  3. Ale statystyka 23,12 i 3,3 bloku jest lekko naciagnieta. Bardzo fajny artykuł, jak większość na tej stronie.

  4. Marto, znasz moje zdanie o Twoich predyspozycjach prozatorskich – kontrowersja, zmuszanie do myślenia, do własnego zdania. Jako odbiorca jestem – z tekstu na tekst – zachwycony. Uwielbiam piękną sprzeczność, którą nas raczysz, bo do końca nie będę pewien, czy JaVale to nadal McGee, czy McGee to wciąż JaVale. W skrócie, Twoje felietony są niczym wiersze – nie można ich kategoryzować w stylu czysto szkolnym, czyli: „Co poeta miał na myśli?”. Raczej: „W jaki sposób czytelnik to odbierze?”. Gratulacje, więcej niedługo i dziękuję! 😉

  5. Shaq uratował mu karierę, podtrzymując zainteresowanie nim, kiedy 3 lata z rzędu leczył to samo złamanie lewej nogi (to były już złamania przeciążeniowe – większość zawodników nie dostaje już szansy z taką historią, bo szkoda kasy i lekarzy). Prawnicy właścicieli Warriors odwdzieczyli się pozwem wobec stacji TNT i w ramach ugody Shaqowi nie wolno o nim wspomnieć.
    Zawodnik, który miał wszelkie predyspozycje, żeby zrobić karierę na miarę DeAndre Jordana – taki sam niesamowity atletyzm jak na wysokiego, a do tego jeszcze troche mniej drewniane ręce, Jednak był/jest zwyczajnie za głupi do gry w koszykówke, co wydaje się niesamowite, bo wiemy ile wysiłku mentalnego wkłada w grę taki DeAndre. Tym większe słowa uznania dla sztabu GSW za super umiejętne dysponowanie jego zasobami i dostosowanie czasu gry do jego możliwości utrzymania koncentracji. Można mówić, że grając z samymi All-Starami, to nawet Wojtek Michałowicz by dobrze wypadł, ale posiadanie własnego DeAndre Jordana, nawet na te kilka minut w meczu, to spora wartość dodana dla GSW (nie zeby tego potrzebowali jakos bardzo).

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Sprawdź też...
NBA ogłosiła terminarz na otwarcie sezonu i Christmas Day
Na ogłoszenie pełnego terminarza na sezon 2017/18 musimy jeszcze trochę poczekać, ale liga już teraz ...