Fast Break: Pierwsze spojrzenie na nowych Nuggets, Timberwolves oraz Clippers

Paweł Mocek Fast Break Felietony Strona Główna 0

Bardzo się cieszę, że preseason został w tym roku skrócony. Po dwóch tygodniach, widząc na horyzoncie już początek sezonu regularnego, zniechęcałem się do oglądania meczów przedsezonowych. Ba, już nawet nie chciało mi się przeglądać box score’ów. Na początku preseason jest jednak zupełnie inaczej – ogląda się praktycznie wszystko co tylko można. W końcu wróciła najlepsza liga świata.

Już w pierwszym spotkaniu wrócił za to najlepszy zespół świata, choć będziemy jeszcze musieli poczekać, aż pociąg pod nazwą Golden State Warriors nabierze prędkości maksymalnej. Żadna z gwiazd Wojowników nie mogła się wstrzelić w przegranym na własnym parkiecie spotkaniu z Denver Nuggets, natomiast był też plus. Nazywa się Jordan Bell. Już teraz Steve Kerr wrzucił go do ustawień z graczami pierwszej piątki i natychmiast znalazł się we właściwym miejscu i we właściwym czasie, by wykończyć alley-oop od Draymonda Greena. Bell ma właśnie być takim mini-Greenem – bez ogrania, bez takiej wizji parkietu, natomiast ze świetnymi instynktami w defensywie i intensywnością godną najbardziej zawziętych weteranów.

Plusy było także widać u nowych Nuggets. Inwersja ról w zespole Mike’a Malone’a jest widoczna od samego początku. „Podkoszowi” Paul Millsap i Nikola Jokić więcej czasu spędzają na obwodzie niż pod koszem i to jeden, albo drugi rozpoczyna każdą zagrywkę Nuggets, wychodząc po piłkę na szczyt. Co jakiś czas Jokić próbował zająć pozycję głęboko w post, gdzie ma szansę ograć każdego obrońcę obręczy. Millsap, gdy Jokić wychodzi na obwód przesuwa się do high-post, skąd także stwarza dużo więcej możliwości rozegrania akcji. Mało jest typowych pick-and-rolli, a całkiem sporo hand-offów szukania wolnego strzelca po penetracji. Spacing to klucz do działania tej ofensywy Nuggets i trzeba przyznać, że świetnie rozciągają grę.

Na pierwszy rzut oka brakuje jednak Denver typowego rozgrywającego. Właśnie przez to nie grają zbyt wiele akcji z wykorzystaniem zasłon, bo nie mają graczy umiejętnie operujących w takich sytuacjach. Emmanuel Mudiay nie zmądrzał przez lato i wciąż pakuje się w największy tłok pod koszem. Jamal Murray poprawił grę na koźle, zdecydowanie lepiej radzi sobie z kreowaniem przestrzeni, ale to typowy shooter. Na dłuższą metę gra bez playmakera na obwodzie nie wyjdzie na dobre Nuggets.

Denver nie brakuje za to podkoszowych. Jak na razie back-upami Millsapa i Jokicia są Trey Lyles oraz Mason Plumlee. Brakuje miejsca między innymi dla Kennetha Farieda, który na media day był łaskaw powiedzieć słowa „I. Am. A. Starter.”. Na pewno nie pomoże mu to w przywróceniu do rotacji Nuggets, bo jak na razie Plumlee wygląda całkiem nieźle.

Warto mieć oko na Nuggets. Ich obrona jak na razie nie wygląda na odmienioną przyjściem Paula Millsapa, obrona obręczy praktycznie nie istnieje. Natomiast jest w nich potencjał, by zaskoczyć niejednego kibica.


Marta pisała wczoraj nieco o Lakers. Gdybym miał użyć jednego słowa w stosunku do ich gry, to powiedziałbym „sloppy”. Ile było podań w plecy kolegi albo rywala, niechlujstwa na połowie przeciwnika, nawet gdy szła kontra 4-na-1. Wpasował się w to sam Lonzo Ball, który zagrał po prostu słaby mecz. Plus za efektowność, minus za efektywność. Naszła mnie nawet taka myśl, że gdyby Lakers wracali się do obrony tak szybko, jak biegną do ataku, to byliby w stanie sprawić niezłą niespodziankę w nadchodzącym sezonie. Luke Walton chce z nich zrobić Golden State Warriors 2.0, ale na efekty trzeba będzie jeszcze trochę poczekać.

Trochę nie w swoim stylu, Tom Thibodeau grał Jimmym Butlerem tylko przez 12 minut. Taj Gibson grał za to 28 i w pierwszym spotkaniu w koszulce Wolves pokazał to, co będzie musiał robić przez cały sezon w roli podstawowego silnego skrzydłowego zespołu. Thibs musi szukać spacingu i próbuje nieco oszukiwać rywali, stawiając w rogu właśnie Gibsona. Na początku, zespoły będą go rzecz jasna zostawiały samego, ale jak na razie Taj jest 2/2 zza łuku w tym preseason. Czy rzeczywiście stanie się to jego regularną bronią – czas pokaże.

Gwiazdy Wolves nie przemęczały się zbytnio i nie sądzę, by tak wyglądała gra Minnesoty w kolejnym sezonie. Karl-Anthony Towns sporadycznie pojawiał się w low-post, trafiając za to trzykrotnie za trzy punkty. Jamal Crawford oddawał piłkę w co drugiej akcji, wyglądając niemal jak playmaker. Jego rolę dostarczyciela tzw. instant-offense przejął Shabazz Muhammad, który właśnie po to został zatrzymany w Minneapolis. Gdy inni gracze ławki rezerwowych nie będą mieli swojego dnia (Crawford), to on swoimi wejściami pod kosz i ścięciami musi wnieść nową energię do gry Wilków.

Sporo jest jeszcze do poprawy. Przez spore momenty Timberwolves nie mogli poradzić sobie w ofensywie, ze względu na zapchanie drogi do kosza. Zaskakująco dobrze wyglądał Jeff Teague (9 asyst), który momentami masakrował Balla, który w pierwszym sezonie będzie czarną dziurą w defensywie. To, ile rzeczy im w tym nie wyszło, tylko pokazuje jak duży mają potencjał.


Lubię tych nowych Los Angeles Clippers. Blake Griffin jest rozgrywającym w ciele silnego skrzydłowego i jego obecność na parkiecie to mismatch dla każdej obrony w NBA. Rozgrywającym nie jest za to Patrick Beverley. Clippers zdobyli jednak latem innego gościa, który może sprawić, że ból po stracie Chrisa Paula będzie mniejszy.

Milos Teodosić czekał aż do lata 2017, by zdecydować się na dołączenie do zespołu najlepszej ligi świata. Już w pierwszej kwarcie rzucał no-look podania, inteligentnie rozprowadzał akcje Clippers i dał nadzieję na to, że Lob City wcale nie musi się kończyć. DeAndre Jordan będzie miał sporo radości z obecności Serba na parkiecie, bo tak jak żył z podań Paula, teraz będzie żył z podań Teodosicia. Można powiedzieć nawet, że duet Beverley – Teodosić jest wręcz stworzony do zastąpienia CP3 – Beverley daje defensywę, intensywność, zadziorność, a Teodosić inteligencję, wizję parkietu i nawet umiejętności przywódcze.

Dzięki wymianie z Rockets Clippers wzmocnili także głębię składu i było to widać już w meczu z Toronto Raptors. Lou Williams jest w tym momencie kariery lepszym rozwiązaniem na sixth-mana od Jamala Crawforda. Montrezl Harrell i Willie Reed będą musieli walczyć o miejsce w rotacji za DeAndre Jordanem, choć obaj są po najlepszych sezonach w karierze.

Największy znak zapytania to oczywiście zdrowie. Jak na razie wszystko jest dobrze, ale nie będzie tak przez cały sezon. Gdy wszyscy będą w 100%, Clippers mogą być jedną z najbardziej fun-to-watch drużyn w League Passie.

Twój komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Sprawdź też...
Rozmowy Clippers i DeAndre Jordana
Los Angeles Clippers i DeAndre Jordan zawiesili rozmowy na temat przedłużenia kontraktu przez środkowego. Faktem ...